Выбрать главу

70

Waszyngton, Dystrykt Kolumbia, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
10:53 letniego czasu wschodniego USA
11 października 2004

Szeregowy przygryzła wargę i pogładziła leżący na jej udzie karabin. Nadal brakowało AIW, więc jednostki na tyłach otrzymywały wysłużone M-16A2. Strzelała z nich na skróconym szkoleniu podstawowym, ale później, kiedy dotarła na docelowe stanowisko, sytuacja była tak skomplikowana, że dowództwo nie zamierzało wydawać żołnierzom broni. Tak więc dopiero trzy dni temu po raz pierwszy od czasu szkolenia miała karabin w ręku. Wtedy to kolumna zaopatrzenia amunicyjnego pospiesznie opuściła Fort Indiantown Gap.

Patrzyła na selektor i zastanawiała się, co robić. Najprościej byłoby nie przeciwdziałać, pozwolić kierowcy jechać tam, gdzie chce.

W końcu kto, do diabła, chciałby prowadzić ciężarówkę pełną amunicji w kierunku posleeńskiej armii?

Rozkazano im zaopatrzyć w broń jednostkę moździerzy przy pomniku Waszyngtona. Pluton wystrzelał całą swoją amunicję i widać zamierzał nadal walczyć. I zapewne nadal tam czekał, niezależnie od tego, co mówił Lee.

Cholera, pomyślała. Może być ciężko.

— Zawracaj — szepnęła.

Jej głos ledwie było słychać poprzez ryk przeciążonego silnika pięciotonowej ciężarówki.

— Co? — warknął szeregowy Lee.

Głupia suka! Nawet nie kiwnęła przeklętym palcem, kiedy rozładowywali pojazd. Już kilka razy miał zamiar wyrzucić ją z wozu jako prezent dla pieprzonych koników.

— Zawracaj.

Tym razem szeptowi towarzyszył cichy szczęk odbezpieczania karabinu.

Lee odwrócił się i spojrzał na nią z niedowierzaniem.

— Popieprzyło cię? Skieruj to, do cholery, w inną stronę, zanim każę ci to zjeść, cipo!

Szeregowy miała minę, jakby połknęła cytrynę. Zaschło jej w ustach ze strachu, ale powoli uniosła karabin, wycelowała nim w skroń kierowcy i przycisnęła kolbę do ramienia. Wzięła głęboki wdech i wypuściła powietrze, tak jak uczył ich instruktor podczas ćwiczeń.

Potem skierowała karabin w bok i wystrzeliła w okno kierowcy.

Podmuch powietrza zerwał mu okulary z twarzy i poparzył skórę.

— Zawracaj kurwa tę ciężarówkę, draniu — wrzasnęła — albo rozpaćkam ci mózg po całym wozie! Czy teraz usłyszałeś wyraźnie, zasrańcu?!

Pojazd skręcił o sto osiemdziesiąt stopni.

* * *

Elgars usłyszała za plecami ryk dieslowskiego silnika, a potem zobaczyła żołnierzy wysiadających z wozu bojowego bradley. Drużyna rozproszyła się po całym nasypie i ukryła za niewielkim wzniesieniem. Mężczyzna na czele był młody jak na podpułkownika, ale kiedy przywarł do ziemi niedaleko niej, zobaczyła dwie gwiazdki na naszywce jego polowego munduru piechoty. Albo był już na trzech wojnach i brał udział w czwartej, albo był strażnikiem składnicy wojskowej. Zważywszy na spokojny wyraz twarzy i profesjonalizm, z jakim dowodził, była całkowicie pewna, która z tych dwóch możliwości jest prawdziwa.

Bradley zawrócił i przejechał na drugą stronę pomnika. Lufa działka Bushmaster uniosła się w górę i wypuściła garść pocisków smugowych.

Elgars patrzyła, jak pociski wzlatują, po czym opadają i znikają w Potomacu. Podpułkownik kierował ogniem przez radiostację.

— Hej! — zawołała, żeby zwrócić jego uwagę. — Te transportery z moździerzami za nami są na częstotliwości sześćdziesiąt-trzy-siedemdziesiąt!

Roześmiał się i pokazał jej uniesiony kciuk, po czym zmienił kanał.

Z tyłu rozległ się huk wystrzału i Elgars zauważyła, że pozycję za nią zajął zespół obsługujący moździerz kaliber 60 mm. Dowódca drużyny, jeszcze jeden dzieciak o grzecznej buzi, wystawiał głowę, żeby zobaczyć, gdzie padają pociski, i naprowadzić ostrzał. Była to niezbyt precyzyjna metoda kontroli ognia, ale biorąc pod uwagę masę Posleenów, którzy formowali szyk na trawniku, skuteczna. Elgars zobaczyła, jak grupa Posleenów wylatuje w powietrze od wybuchu jednofuntowego pocisku, i z zadowoleniem kiwnęła głową.

Przynajmniej nie umrze tutaj sama. Widziała coraz więcej ludzi spieszących na zbocze. Wielu z nich z pewnością przeszło proces odmładzania, sądząc po ich stopniach wojskowych i pewności siebie, ale było też wielu zwykłych żołnierzy, którzy po prostu spontanicznie odpowiadali na zagrożenie bytu ich narodu. Doskonale ich rozumiała. Niezależnie od tego, jak bardzo popieprzone było jej życie, zawsze czuła się Amerykanką i nie mogła znieść myśli o przejęciu przez Posleenów Białego Domu albo Kapitelu, albo nawet tego głupiego pomnika.

Jeśli strzeli do Wszechwładcy bez odpowiedniego wsparcia, jej los będzie przesądzony. Ale może nie musi strzelać do Wszechwładcy? Może wystarczy zwykły wojownik? Podparła się na zabandażowanej ręce i głęboko odetchnęła.

* * *

— Duncan?

— Tak, szefie?

Zastosowanie pancerzy wspomaganych zmieniło niektóre odwieczne zwyczaje wojskowe. Należało do nich między innymi rytmiczne śpiewanie podczas marszu lub biegu. Pancerze wspomagane poruszały się długimi susami i dopasowanie do nich tradycyjnego śpiewnego podkładu było niezwykle trudne.

Okazało się jednak, że hard rock lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych i podobny rytmem raker rock przełomu stuleci zaskakująco harmonizuje z rytmem marszu pancerzy. Dlatego zaczęto nadawać przez głośniki żołnierzy ten rodzaj muzyki, żeby pomóc im utrzymać tempo marszu. Dawno zapomniani artyści świętowali teraz swój powrót na scenę wśród jednostek pancerzy wspomaganych.

Bieganie w pancerzach było mniej obciążające niż zwykły bieg szkoleniowy, przypominało powolny bieg długodystansowy. Dobrze wyszkolona jednostka u szczytu swej formy mogła biec przez dwie lub trzy godziny, na odległość około sześćdziesięciu mil.

Tym razem jednak chodziło o stosunkowo niewielką odległość.

Batalion, bez kompanii Bravo, biegł w czterokolumnowej formacji Siódmą Ulicą w centrum Waszyngtonu w takt „Crazy on You” Hearta. Duncan musiał teraz tylko skoordynować ostrzał artylerii dwóch korpusów.

— Status. — Głos po drugiej stronie były zimny i odległy. Mocarne Maleństwo najwyraźniej wpadł przez bitwą w trans.

— Gotowi.

Nie w tym rzecz, że od biegu dostał zadyszki. Ale Stary nie potrzebował wiedzieć nic więcej. Tylko to chciał usłyszeć.

— Ilu?

— Trzy bataliony sto pięćdziesiątek piątek i rozproszone moździerze.

Nie było odpowiedzi, więc Duncan zrozumiał, że dowódca się wyłączył. Wprawdzie fizycznie był wciąż na kanale, ale już układał plan, wodząc palcami po wirtualnej mapie. Każda z jednostek, która mu odpowiedziała, widniała po jednej stronie mapy jako ikona gotowości do strzału. Przesunięcie ikony na cel wywoływało pojawienie się okna dialogowego z pytaniem o rodzaj i ilość pocisków.

Po ustawieniu parametrów pierwszej salwy, inne wezwania ognia z tej samej pozycji przejmowały takie ustawienie jako wartość domyślną. W ten sposób łatwo można było ułożyć plan ataku, ale złożony plan bitwy wymagał kilku oddzielnych planów ostrzału. Zaprogramowanie ich zabierało dużo czasu, ale dowódca nie przestawał cały czas pracować. Do wtórze perkusji.