Выбрать главу

Nightingale spojrzała na odczyty.

— Może nam się uda. — Złączyła palce w rękawicach i zastanowiła się przez chwilę. — Pierwszy pluton, okopcie się i przygotujcie bazę ognia. Drugi, odbijcie w prawo i przygotujcie się do ataku na skrzydło wroga. Trzeci, przygotujcie się na wzmocnienie pierwszego plutonu. Moździerze…

— Nie, nie, nie! — krzyknął Stewart na kanale dowodzenia. — Skopać im dupę i nie cackać się z nimi! Wróg rozpieprzy nam zaraz batalion, bo nie jesteśmy na właściwej pozycji!

— Stewart — warknęła pani porucznik — jeszcze jedno słowo i oddam cię pod sąd wojenny!

— On ma rację, Nightingale — włączył się do rozmowy Rogers, po czym otworzył ogień do Posleenów.

Wróg zmierzał właśnie do budynku Administracji i zawzięcie strzelał. Ale jego opór można byłoby przełamać przy minimalnych stratach, gdyby tylko ta suka z wywiadu przestała im przeszkadzać.

Dał upust swojej frustracji, przesyłając plutonowi kod rozpoczęcia ataku granatami.

Małe granaty z ładunkiem antymaterii roztrzaskały wszystkie szyby w budynku, a potem wśród jasnych rozbłysków runął cały przód budowli. Ale posleeński ostrzał mimo to wcale nie zelżał.

— Wstrzymać ogień z granatników! — wrzasnęła Nightingale, przerażona zniszczeniami. W końcu, na litość Boską, budynek stoi na gruncie Białego Domu i skutki tego mogą być katastrofalne.

— Nightingale — odezwał się O’Neal, zagłuszając otwarty kanał kompanii — jesteś zwolniona. Idź natychmiast do kontenerów towarowych i pozostań tam do czasu otrzymania dalszych instrukcji.

Poruczniku Rogers, przejmuje pan dowodzenie taktyczne. Proszę natychmiast przeprowadzić pluton na Dziewiętnastą Ulicę. Ma pan trzy minuty na zakończenie manewru. Jeśli napotka pan opór, proszę się przebić. Skopać im dupę, nie cackać się z nimi! — skończył, przedrzeźniając swojego najmłodszego dowódcę drużyny.

— Tak jest, sir — odpowiedział nowy dowódca. — Kompania Bravo! Za mną!

Skierował broń grawitacyjną i moździerze na budynek osłaniający Posleenów, po czym otworzył kaskadę ognia i ruszył. Zanim dotarł do Placu Lafayette, rozwinął pełny bieg, przyspieszając do ponad sześćdziesięciu kilometrów na godzinę.

* * *

Stewart był tuż za nim wraz z porucznikiem Fallonem, a reszta kompanii biegła za nimi. Rozpętany przez nich huragan zniszczenia odłupał północny szczyt gotyckiej budowli, zasypując centaury gradem gruzu. W połowie drogi Stewart zdał sobie sprawę, że wykonanie skrętu przed samym budynkiem będzie niebezpieczne. Jeśli skręcą w lewo, wejdą prosto pod ostrzał Posleenów.

Jeśli natomiast skręcą w prawo, będą ich mieć za plecami.

Kiedy dotarli do końca Placu Lafayette, okazało się, że Rogers wcale nie zamierza skręcać.

Pancerz wspomagany dowódcy pędził wprost na budynek z prędkością ponad sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Półtonowy pancerz roztrzaskał betonowo-kamienną ścianę i pozostawił w niej otwór przypominający ludzką sylwetkę, a oficer zniknął we wnętrzu budynku wśród odgłosów zniszczenia.

Śmiejąc się jak szaleńcy, Stewart i porucznik Fallon przygotowali się do powiększenia otworu.

73

Waszyngton, Dystrykt Kolumbia, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
11:21 letniego czasu wschodniego USA
11 października 2004

Mike słuchał tego, co przesyłał mu przekaźnik z pancerza Stewarta, i też się zaśmiał. Tymczasem obie strony formowały szyk.

Posleeni mieli przewagę liczebną, ale ponieważ musieli przejść przez wąski most Arlington, było im trudno zebrać w krótkim czasie odpowiednio silne oddziały, żeby zepchnąć obrońców z ich pozycji.

Ludzie byli w gorszej sytuacji. Większość jednostek dopiero co się pozbierała po generalnej ucieczce. Nie było centralnego dowództwa. Nie było też ważnego powodu, żeby bronić tego miejsca. Nie była to typowa lokacja o znaczeniu strategicznym.

A mimo to żołnierze leżący na nasypie nieustannie strzelali do wroga. Moździerze nieprzerwanie wypluwały pociski, a wspierały ich półcalówki z transporterów. Snajperzy wmieszali się w tłum regularnej piechoty, a oficerowie i podoficerowie krzątali się między żołnierzami, zagrzewając ich do walki, kontrolując ich działania i sprawdzając, czy każdy z nich ma amunicję.

Posleeni posuwali się jednak naprzód. Kompanie na przedzie minęły już basen i dotarły prawie do Siedemnastej Ulicy. Mike był zaskoczony brakiem spodków, ale szybko domyślił się, że Wszechwładcy najwyraźniej zsiedli z nich po to, aby trudniej było ich trafić. Duży oddział nacierał na ich pozycje, ale tak samo liczne albo jeszcze liczniejsze oddziały kłębiły się w rejonie pomnika. Jeśli tylko udałoby im się powstrzymać te siły, z innymi też jakoś mogli sobie poradzić.

Bardzo przydałaby się teraz kompania Bravo. Plan zakładał, że miała nie tylko ostrzelać boczne skrzydła wroga, ale także sprowokować Posleenów do wejścia na pole śmierci, w jakie O’Neal miał zamiar zamienić przestrzeń wokół pomnika.

Nasyp znalazł się teraz w zasięgu posleeńskiej broni i przyczajone tu oddziały zaczynały ponosić poważnie straty.

* * *

— Naprzód! — krzyknął Kenallai. — Musimy zdobyć ten pomnik!

Nie wiedział, czym jest obelisk, który tak przyciąga threshkreen.

Może to generator mocy albo jakaś inna ważna budowla. W każdym razie był im najwyraźniej niezbędny i on zamierzał go zdobyć.

Z przyjemnością patrzył, jak thresh padają od strzałów z dział plazmowych i karabinów. Jeszcze inni ginęli od zmasowanego ataku hiperszybkich pocisków. Jeszcze chwila, a zajmą ich pozycje.

I wtedy się pożywią.

* * *

Duncan skosztował odrobinę racji żywnościowych z pancerza i skrzywił się. Stary lubi smażony ryż, ale on za nim nie przepada.

Wstukał ostatnie polecenia dla kontroli ognia i rozejrzał się za jakimś miejscem, gdzie mógłby chwilę odpocząć. Zauważył poważnie uszkodzonego suburbana stojącego samotnie na zrytym trawniku Mall. Podszedł i usiadł, wciąż śledząc wyświetlacze. Wyglądało na to, że bal ma się zaraz rozpocząć. Przez pieprzenie się z Bravo stracili kilka minut, a biedacy na nasypie kilku towarzyszy. Ale żaden plan nigdy nie udaje się w stu procentach. Porównał pozycje Posleenów z odczytami i uśmiechnął się. Nie spodoba im się to, co ich za chwilę spotka. Ale za to on z przyjemnością będzie oglądał każdą pieprzoną minutę tego spektaklu.

* * *

Mike się uśmiechnął. Posleeni kierowali się wprost na źródło ostrzału. Byłoby dobrze, gdyby cała armia zebrała się wokół pomnika. Potem trzeba będzie zatrzymać ich tu jak najdłużej i odwrócić ich uwagę od pomocy. Gdyby tylko Bravo mogła teraz wkroczyć do akcji, rozpieprzyliby ich wszystkich, a nie tylko część.

* * *

Stewart wczołgał się na swoją pozycję i westchnął. Z budynku Instytutu Farmacji na rogu Dwudziestej Trzeciej i Constitution roztaczał się wspaniały widok na Potomac i pomnik. Ale teraz widział tam więcej Posleenów, niż chciałby kiedykolwiek oglądać. Pozycja była odsłonięta, i jeśli kapitan schrzanił plan choćby w najmniejszym szczególe, szykowała się dla nich śmiertelna pułapka. Ale było to też najlepsze miejsce do zabijania Posleenów. Stewart czuł, że nie może się już tego doczekać.

Jego drużyna okopywała się teraz na stanowiskach bojowych.