W pobliżu kręciło się kilku wojowników, ale bez swoich Wszechwładców byli łatwym celem i szybko się z nimi uporano. Pancerze dotarły już na miejsce i z włączonymi hologramami mylącymi oczekiwały rozkazu detonacji ładunków wybuchowych.
Mike zerknął na wyświetlacze i machnął do odmłodzonego pułkownika, który dowodził obroną nasypu. Oficer przekazał strzelcom na zboczu rozkaz odwrotu.
O’Neal uśmiechnął się i wstukał kilka ostatnich poleceń. Wszystko trzeba było idealnie zaplanować, aby nie tylko wygrać tę bitwę, ale na dodatek wygrać ją z klasą.
— Duncan — szepnął — teraz.
I wstał.
— Thresh w odwrocie! — krzyknął Kenallai i machnął do żołnierzy. — Naprzód! Zająć wzgórze! Nasza armia jest niezwyciężona!
Jakoś w to jednak nie wierzył. Doskonale wiedział, że ich armia jest już zgubiona. Ale im więcej strat mogą zadać thresh, którzy zabrali mu eson’antaia, tym lepiej.
Pierwsze szeregi docierały już do stóp wzgórza, kiedy niebo zahuczało od gromów.
Nad grzbietem nasypu wznosił się potwór z najgorszych koszmarów. Bestia była smokiem o stu głowach, a każdy wijący się na długiej szyi łeb pluł srebrnym ogniem.
Nacierający Posleeni doznali szoku na widok krwiożerczej zjawy, ale mimo to nie zawrócili. Mieli za sobą dziesiątki tysięcy towarzyszy i wierzyli, że ich siła musi powalić tę bestię. Śmiercionośny oddech potwora wyrzynał ogromne wyrwy w ich fali, ale mimo ognia wciąż parli naprzód.
Walka z metalowymi threshkreen skończyła się klęską, ale największą wściekłość wzbudziło w Atalanarze odkrycie, że w Skarbcu nie ma niczego prócz papierów. Teraz pragnął tylko połączyć swe siły z jakimś ważniejszym oolfondai.
Kiedy przekroczył Virginia Avenue przy Osiemnastej Ulicy, zaraz przy Mall, jego zestaw czujników ożył.
— Atak artylerii — odezwał się bezbarwny głos. Ten termin był im znany. Oznaczał znienawidzoną broń balistyczną thresh. — Cel namierzony, odpalenie. Czterdzieści pocisków.
To raczej dużo. Zaczął rozglądać się po otaczających go budynkach, zastanawiając się, czy nie powinien się ukryć. Czterdzieści pocisków to bardzo dużo.
— Sześćdziesiąt pocisków. Sto dwanaście. Sto dwadzieścia. Sto sześćdziesiąt trzy. Dwieście dwadzieścia cztery. Dwieście pięćdziesiąt osiem. Uderzenie.
Ostrzał stworzył złożoną strukturalnie zaporę ogniową. Technikę tę rozwinięto podczas pierwszej wojny światowej, w celu uniemożliwiania przeciwnikowi przekraczania pasa ziemi niczyjej. Teraz była ona młotem, zaganiającym Posleenów prosto na kowadło pancerzy wspomaganych.
Duncan miał pełne upoważnienie Dowódcy Armii Kontynentalnej do dysponowania artylerią dwóch zdziesiątkowanych korpusów.
Większość stanowiły samobieżne armaty kaliber 155 mm. Pociski z opóźnionym zapłonem i kasetowe zasunęły prawdziwą kurtynę śmierci na Constitution Avenue; najintensywniej spadały na prześwit prowadzący do Watergate.
Zbaczające z głównego kierunku marszu na północ posleeńskie siły rozbijały się o tę ścianę śmierci. Nieliczne oddziały, którym udało się przedrzeć, napotykały srebrne błyskawice pancerzy wspomaganych, które zajęły już pozycję na parterze budynku Instytutu Farmacji.
Duncan przeszedł do realizowania następnego etapu zabawy.
Cztery baterie miały utworzyć zaporę dymną i rozciągnąć ją wzdłuż Potomacu, aby uniemożliwić przekraczającym rzekę Posleenom ustalenie, co się dzieje w miejscu najbardziej zaciętych walk. Jednocześnie zaczęto przesuwać zaporę ogniową z północy.
Kenallai spojrzał na zbliżającą się ścianę stalowego deszczu.
Następnie przeniósł wzrok na wschód, gdzie dziwna bestia walczyła z pierwszymi szeregami jego armii. Stalowy deszcz. Bestia. Stalowy deszcz. Bestia. Jego grzebień uniósł się powoli, aż zupełnie się wyprostował. Spojrzał na Kessentaiów zgromadzonych wokół niego.
— Alrantathu, skieruj swoje oolfondar na prawo. TenaFoncie, ty na lewo. Cała reszta do tyłu razem z moim własnym oolfondar.
Wezwijcie wszystkich Kessentaiów! Wołajcie oolt’os! Na mój sygnał poprowadzimy armię do szturmu te‘naal, jakiego nikt jeszcze nie widział!
Mike spodziewał się, że Posleeni ruszę w stronę ich pozycji, a nawet na to liczył. Olbrzymia masa — przekaźnik oszacował jej liczebność na ćwierć miliona — zwróciła się ociężale na wschód i przypuściła zmasowany atak na pomnik, chcąc ujść przed stalowym deszczem. Mike zatrzymał batalion i zaczął pospiesznie wydawać rozkazy.
Porucznik Rogers zaklął siarczyście. Teraz powinna się pojawić kompania Bravo, ale rzeczywistość rozminęła się z oczekiwaniami Starego. Nie był pewien, czy powinien posłuchać pierwotnych rozkazów, żeby nie strzelać, dopóki wróg nie podejdzie na odległość dwustu metrów od batalionu. Postanowił jednak trzymać się planu.
— Naprzód! — krzyknął Kenallai, strzelając z działa plazmowego ponad głowami swojego osobistego oolt.
Do jego własnych wojsk dołączyła większość oolf os Ardan’aatha, i teraz wzmocniona kompania szła w pierwszym szeregu szturmu.
Bestia strzelała srebrnym wodospadem, który dziesiątkował ich armię, ale odpowiedź posleeńskich wojsk była równie śmiertelna.
W końcu zbliżyli się do miejsca, z którego ich zmasowany atak mógł spowodować, że straszliwy potwór stanie się tylko ich kolejnym trofeum opiewanym w pieśniach.
— Jezu Chryste! — krzyknął major Givens i runął w tył pod gradem pocisków karabinów magnetycznych.
Wszechwładcy wmieszali się w tłum posleeńskich oddziałów, skutecznie kryjąc się wśród zwykłych wojowników. To oni celowali w pancerze. Nawet lekkie draśnięcie wystarczało, żeby uszkodzić pancerz, a co dopiero, gdy uderzał w niego grad trzymilimetrowych pocisków karabinowych albo hiperszybkich rakiet.
Dwa razy jakiś Wszechwładca brał na cel kapitana O’Neala, ale w obu przypadkach udało mu się uniknąć ich pocisków.
Zdawało się, że niewielki pancerz jest wszędzie. Gdzie tylko jakaś drużyna została osłabiona przez wrogi ostrzał, on natychmiast się tam pojawiał, kierując ogniem i wzywając wsparcie.
Givens zdał sobie sprawę, że za długo leży bezczynnie, i zaczął działać. Nawet formalny dowódca batalionu zwijał się pod batem małego hobgoblina.
— Dlaczego się nie okopują?! — krzyknęła porucznik Nightingale. Odłożyła hełm i śledziła przebieg bitwy na generowanym przez komputer hologramie. — Ten sadystyczny mały drań ich wykończy!
— Teri, musisz zrozumieć — rzucił Pappas przez sieć komunikacyjną — że jeśli się schowają, zniszczy to iluzję. Posleeni wierzą, że walczą ze smokiem. Kiedy tylko zwabi jak najwięcej z nich do strefy śmierci, zagrzebią się w ziemi. Ale na razie dobrze wykonuje swoją misję, mimo że ponosi duże straty.
— To szaleństwo! — krzyknęła. — On wyrzyna batalion… zupełnie niepotrzebnie!
Pappas westchnął cicho i doszedł do wniosku, że nie ma sensu ciągnąć dalej tę bezsensowną kłótnię.
— Poruczniku Nightingale, chyba musi pani poszukać sobie innej pracy. Są pewne sprawy z zakresu strategii wojskowej, których moim zdaniem nigdy pani nie pojmie. — Nacisnął przycisk na pancerzu i przełączył się na prywatny kanał. — Przekaźnik, nie chcę więcej rozmawiać z porucznik Nightingale.