Выбрать главу

— Ja nie mam zamiaru, trzymam się lasu.

— No dobrze, więc niezbyt sprytny ludzki cel idzie szlakiem.

— Dobra.

— Ale jest wystarczająco sprytny, żeby szukać drutów detonujących.

— Ma psy?

— Maca.

— Dobra.

— I widzi drut…

— Wymacuje.

— Jasne. I co robi?

— Niezbyt sprytny?

— Tak.

— „Zawsze przyjmij, że twój cel jest sprytniejszy od ciebie”.

— Może przestaniesz wreszcie cytować moje własne złote myśli i zajmiesz się ćwiczeniem?!

Przesunął tytoń z powrotem na drugą stronę ust i znowu splunął.

Jakiś żuk zaczął zakopywać się pod ziemię, sądząc, że zaczyna padać.

— Dobra — zgodziła się Cally. Skoro tak chciał to rozegrać…

— No więc co robi pan niezbyt sprytny?

— Przecina drut.

— Spróbuj.

— Mowy nie ma! Sam go przetnij. Nie wierzę, że to tylko mina treningowa!

— Dobra, wyciągnij spłonkę, a potem przetnij drut.

Cally podczołgała się do zakamuflowanej miny, ostrożnie sprawdzając drogę przed sobą długim źdźbłem trawy. Nigdy nie wiadomo, czy Dziadek nie zastawił jeszcze jakiejś pułapki. Obejrzała się przez ramię, żeby sprawdzić, czy nie próbuje majstrować przy detonatorze, a potem wyjęła spłonkę.

Usłyszała za plecami serię ostrych trzasków; podpięte pod spłonkę miny szkoleniowe odpaliły jedna po drugiej. Gdyby były prawdziwe, stumetrowy odcinek pola zmieniłby się w ścianę ognia.

— Jaki morał wynika z dzisiejszej lekcji? — zapytał sucho Dziadek O’Neal, a grudka tytoniu do żucia poszerzyła jego uśmiech.

— Że jesteś wstrętnym fiutem, dziadku!

— I do tego uczę cię przeklinać.

— Hej! — krzyknęła oburzona, podnosząc do góry spłonkę. — Nawet nie jest prawdziwa.

— Jeszcze czego, myślisz, że pozwoliłbym ci na zabawę prawdziwą spłonką przyczepioną do detonatora — powiedział starszy mężczyzna. — Zejdź na ziemię. Obiecałem mamie zwrócić cię w jednym kawałku.

— Ale ty cały czas wyciągasz spłonki!

— Nie, kiedy je zabezpieczę. Jeśli nie mogę wysadzić miny, omijam ją. Zabawa uzbrojoną pułapką jest dla kretynów i dla wyjątkowych kretynów. Do których się zaliczasz?

— No dobra. Wystarczy na dziś?

— Wystarczy, ale chcę, żebyś jeszcze coś za mną powtórzyła. Nie będę…

— Nie będę…

— Próbować rozbrajać… — Splunięcie.

— Próbować rozbrajać…

— Żadnych ładunków…

— Żadnych ładunków…

— Tak mi dopomóż Bóg.

— Tak mi dopomóż Bóg.

— Amen. — Splunięcie.

— Amen.

— Chodź, postrzelamy z kapiszonów — powiedział z uśmiechem.

Cally dobrze radziła sobie z ładunkami, ale strzelanie z pistoletu było jej prawdziwą miłością.

— Dobra, ale tym razem chcę pięciopunktowe fory. — Sprawdziła Walthera w kaburze na plecach.

— Nie ma mowy. Starzeję się, powykręcał mnie artretyzm — zajęczał Dziadek i wyciągnął przed siebie trzęsącą się dłoń. — Myślę, że to ja powinienem mieć fory.

— Starzejesz się, dziadku; pamiętasz, co było w zeszłym tygodniu? Czternaście punktów przewagi na odległość dwudziestu metrów! Wiesz, jak to mówią, pamięć krótkoterminowa…

— Czy ty aby na pewno masz tylko osiem lat? — zapytał. Chwilę później spadająca masa śluzu i materii roślinnej powaliła na kolana przechodzącą obok mrówkę. Mrówka wygrzebała się spod niej oszołomiona, potrząsnęła głową i rozejrzała, po mrówczemu zdumiona hojnością niebios.

10

Dla pogan serc, co ufnie czczą Dymiący kij, w żelazie skroń, Gdy wojów proch w pył broczy krwią, A broniąc, Twą odrzuca broń, Dla głupców mowy, pychy słów… Twą łaskę, Panie, okaż znów.
„Recessional”
Rudyard Kipling, 1897
Fort Indiantown Gap, Pensylwania, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
22:37 letniego czasu wschodniego USA
28 lipca 2004

Druga drużyna Stewarta wybiegła naprzód i przywarła do ziemi, podczas gdy karabiny grawitacyjne jej członków przez cały czas namierzały i zasypywały ogniem atakujące ich wirtualne oddziały Posleenów. Tam, gdzie srebrne strumienie pędzących z prędkością podświetlną kropli dosięgały ściany nacierających obcych, potężne eksplozje wyszarpywały w niej głębokie wyrwy. Nieprzyjaciel odpowiadał gęstym gradem pocisków strzałkowych i hiperszybkich rakiet, z których większość, wystrzelona bez namierzania, padała daleko od celu. Ale mimo to miliony nadlatujących pocisków penetrujących czysto statystycznie musiały spowodować jakieś straty.

— Dziesięć-Dwadzieścia-Dwa, Dziesięć-Dwadzieścia-Dwa, wykonać! — powiedział Stewart spokojnym głosem, kiedy zgasła ikona reprezentująca szeregowego Simmonsa. Połowa drużyny wstrzymała ogień na krótką chwilę, potrzebną, by sięgnąć do zasobników przy boku i wyjąć z nich małe kulki. Żołnierze wyćwiczonymi ruchami zerwali osłonki, wcisnęli znajdujące się pod nimi przyciski, cisnęli kulki na prawo od siebie i znów zaczęli strzelać.

— Gotowe, Dziesięć-Alfa — powiedział dowódca drużyny Alfa, gdy drużyna Bravo wykonała ten sam manewr.

Kiedy Bravo wznowiła ogień, odpaliły ładunki drążące Alfy.

Żołnierze znowu wstrzymali ogień, wślizgnęli się do zaimprowizowanych wyrwanych w ziemi nor i wznowili ostrzał.

— Gotowe Dwadzieścia-Dwa, Alfa — krzyknął dowódca drużyny.

Chwilę później cały pluton był już pod osłoną.

* * *

— Więc na tym polega pana instrukcja — powiedział pułkownik Hanson.

— Tak, sir — odpowiedział O’Neal, obserwując, jak drugi pluton przeprowadza natarcie pod ostrzałem. Pospieszna obrona zorganizowana przez drugą drużynę skutecznie zatrzymała Posleenów, nacierających wąskim przejściem między przełęczą i rzeką Manada, na potrzeby szkolenia o wiele szerszą, niż w rzeczywistości.

— Mamy jak dotąd około dwustu scenariuszy, dopasowanych poziomem trudności do sprawności kompanii w każdym z nich. Całość opiera się na czymś w rodzaju kawaleryjskich sygnałów dawanych przez trębacza. W tym wypadku drużyny wykonują DziesięćDwadzieściaDwa, czyli „szybko stworzyć pozycje strzeleckie i kryć się”. Chociaż w tym ćwiczeniu na wiele im się to nie zda.

Mike przesunął tytoń pod policzek i splunął do kieszeni w biotycznej wyściółce hełmu. Ślina i tytoń zostały natychmiast pochłonięte przez system, tak samo jak wszystkie wydzieliny.

— Czy to test równych szans? — zapytał pułkownik Hanson, obserwując, jak drugi pluton kurczy się niczym kostka cukru w gorącej wodzie. Żałował, że nie może zapalić papierosa, ale w pancerzu było to cholernie trudne.

— Sądzę, że tak. Kiedy Nightingale zauważyła manewr oskrzydlający, było już za późno, żeby drugi pluton zajął optymalne pozycje, czyli z Posleenami sto metrów dalej w górę rzeki. Przesmyk ma tam tylko trzydzieści metrów szerokości, więc porucznik Fallon mógłby ich tam trzymać w nieskończoność. W tej chwili nie sądzę, żeby im się udało.

— A co pan by zrobił?

— Pewnie próbowałbym szturmować, stosując jakieś psychologiczne sztuczki, i zepchnąć ich z powrotem w przesmyk — powiedział O’Neal. Popatrzył na środek rzeki, a potem znów na walczących.