— Wspomnę o tym na następnym zebraniu dowódców — powiedział krótko Mike. Wypluł kolejną porcję tytoniowego soku i uśmiechnął się, kiedy zobaczył, jaki obrót przyjęła bitwa. Stewart bez wątpienia był podkomendnym, którego warto było mieć przy sobie. Szkoda, że był tylko dowódcą drużyny.
Ich Wszechwładcy nie żyli, z wody atakował mityczny potwór.
Posleeni nacierający przez przesmyk zawrócili, próbując przebić się z powrotem. Masa robaków wyciągnęła się na brzeg i zaczęła atakować w obie strony.
— W jaki sposób oni ich chwytają? — zapytał pułkownik Hanson na widok szamoczącego się, wciąganego pod wodę centaura.
— Cóż, sir, tu mnie pan zagiął. Chyba, że przezbroili jakoś pancerze. — Mike przełączył się na wyższy poziom nadzoru, na kanały słabo rozumiane nawet przez inteligentne przekaźniki, a co dopiero ludzi.
O’Neal zajmował się projektowaniem pancerzy od samego początku i walczył w nich od czasu pierwszej potyczki na Diess. Wiedział o możliwościach tej broni więcej, niż ktokolwiek w całej Federacji. Zanim uległ zniszczeniu, jego ostatni pancerz miał za sobą więcej godzin akcji, niż dowolne dwa w całej Federacji. Oddany całym sercem misji, Mike wykorzystywał praktycznie każdą godzinę dnia, a i znaczną część nocy, na ćwiczenia w pancerzu. O ile Hansonowi było wiadomo, Mike nie prowadził życia towarzyskiego i spotykał się z innymi oficerami batalionu tylko w sprawach służbowych.
Zresztą w bazie nie było warunków do oddawania się rozrywkom. Obóz w Indiantown Gap nie oferował przebywającym tam jednostkom niemal żadnych udogodnień. Kluby dla żołnierzy były zajęte przez członków jednostek aktywujących, a Annville, jedyna cywilna miejscowość, do której można było dotrzeć bez samochodu, była tak samo przepełniona żołnierzami. Ponadto w celu obniżenia kosztów szkolenia jednostka mogła ćwiczyć dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu, gdyby zaszła taka potrzeba.
Pułkownik korzystał z tej możliwości, więc odkąd zakończono fazę przygotowawczą, batalion odbywał manewry prawie codziennie.
— Już wiem — powiedział Mike, który całkowicie zagłębił się w elektronicznym świecie — Wiem, jak oni to robią. Łapią centaury chwytakami próżniowymi. Może im się udać.
— Przekaźniki na to poszły — powiedział pułkownik, puszczając mimo uszu brak „sir” w wypowiedzi O’Neala.
— Nie wiem, czy im się to uda, sam nigdy nie próbowałem — ciągnął kapitan nieobecnym tonem. — To dziwne…
Nagle odkrył przyczynę swojego niepokoju.
— Co?
— Posleeni działają z tylko osiemdziesięcioprocentową wydajnością.
— Co to znaczy?
— Cóż, można dostosować scenariusze walki do poziomu umiejętności użytkownika. To tak jak poziom trudności gry komputerowej. Nie można przecież od razu rzucić na głęboką wodę żołnierzy odbywających podstawowe szkolenie; straciliby motywację, gdyby cały czas przegrywali. Należy więc odpowiednio określić poziom trudności.
— A jaki poziom ma ten scenariusz? — zapytał dowódca batalionu. Czasem przerażała go masa rzeczy, o których nie miał pojęcia i o których nie było mowy w żadnym podręczniku. Z wyjątkiem kilku ludzi, takich jak ten kapitan, nikt nie znał się na pancerzach wspomaganych. Pułkownik zastanawiał się, jak w ogóle mogą się przygotować do walki bataliony, które nie mają swojego O’Neala.
— Ustawiłem go na sto procent — odparł kapitan. — To są wyszkoleni żołnierze, a w każdej chwili możemy spodziewać się prawdziwego najazdu. Problem ze scenariuszami na niższych poziomach trudności polega na tym, że nie oddają one realiów, a przecież my powinniśmy się szkolić w warunkach cięższych niż w rzeczywistości.
Te kilka miesięcy, odkąd Hanson przejął dowództwo nad batalionem, upłynęło tak szybko, że pułkownikowi aż trudno było w to uwierzyć. Główna fala Posleenów mogła nadejść już za pół roku, a lada dzień oczekiwano zwiadowczych dodekaedrów dowódczych.
A przecież przedtem żołnierze muszą przejść kilka testów.
Kapitan O’Neal jeszcze o tym nie wiedział, ale pułkownik Hanson zamierzał przeprowadzić końcowy egzamin w ramach Testu Gotowości Bojowej i Programu Oceny Sił Uderzeniowych Floty.
Postanowił poinformować o tym dowódców kompanii zaraz po tym ćwiczeniu. Tydzień po Teście nastąpi Przegląd Organizacyjnej Gotowości Bojowej, a potem inspekcja Głównego Inspektoratu Sił Uderzeniowych Floty.
Pułkownik był pewien, że dzięki kompetentnemu sztabowi i małemu trollowi, który stał obok niego, żołnierze przejdą śpiewająco wszystkie trzy testy. Jeśli zdadzą je za pierwszym razem, co zdarzało się rzadko nawet w przypadku innych, już gotowych do działania jednostek, wszyscy dostaną tygodniową przepustkę. O’Neal będzie musiał wyjść z pancerza i wziąć wolne, albo zostanie odeskortowany przez żandarmerię poza teren bazy. Hanson przygotował dla niego pewną małą niespodziankę. Coś, o co kapitan nigdy by nie poprosił, mimo że na to zasługiwał.
— Jest — ciągnął dowódca kompanii. — Hmm.
— Co? — Pułkownik został wyrwany z przyjemnego zamyślenia.
Niespodzianka, którą planował, wymagała udziału nieprzewidzianej ilości uczestników. Mike osłupieje.
— W podstawowym oprogramowaniu szkoleniowym jest linia kodu, która w różnych odstępach czasu obniża poziom trudności.
Odstępy są obliczane na podstawie około miliona linii logicznego spaghetti.
— Co to znaczy? — zapytał pułkownik, zastanawiając się, co wspólnego ma makaron z oprogramowaniem pancerzy wspomaganych.
— To znaczy, że ktoś majstrował przy kodzie — o nic takiego nie prosiłem. To mogli być tylko Darhelowie, to oni pisali oprogramowanie. Jest tu też protokół komunikacyjny. Zastanawiam się, czy to błąd, czy umyślnie wstawiona funkcja. Jeśli tak, to nie widzę w tym sensu, bo to może tylko obniżyć poziom przygotowania naszych jednostek.
— Co pan zrobi w tej sprawie? — spytał pułkownik, kiwając głową. Ciągle nie mógł się przyzwyczaić do ograniczeń ruchowych, spowodowanych galaretowatą wyściółką pancerza.
— Zgłoszę to w GalTechu, może to był pomysł któregoś z nowych członków — odparł O’Neal, wychodząc ze swojego programistycznego transu. — Chyba nic będziemy już używać tego oprogramowania, prawda, sir? — spytał ponuro.
— Nie — zgodził się dowódca batalionu. — Myślę, że czas szkolenia dobiegł końca.
Szkolenie drugiego plutonu rzeczywiście dobiegło już końca.
Druga drużyna całkowicie poległa, ale zanim padł ostatni żołnierz, pluton zdołał przedrzeć się do przesmyku i zająć przygotowane pozycje. Przy tak wąskim odcinku ważne było nie to, jak długo ludzie będą w stanie walczyć, ale jak długo nie zginą. Ta drobna różnica często była czynnikiem decydującym o wyniku bitwy. Ćwiczenie zakończyło się sukcesem — zadaniem kompanii było zająć wysunięte pozycje i utrzymać je do czasu przybycia „konwencjonalnych” posiłków. Kwestia, czy kiedykolwiek zostanie ona użyta w ten sposób, pozostawała otwarta.
— Czy wiadomo już, jaka będzie nasza rola, sir? — zapytał O’Neal, mając nadzieję, że dowódca batalionu wie o czymś, o czym on sam nie słyszał.