— Nie, wręcz przeciwnie. Ale temu porucznikowi przy wejściu na pewno. Tak przynajmniej słyszałem — powiedział Kidd i zachichotał złośliwie. — Naprawdę powiedział pan przy nim „Jack” do dowódcy DowArKon?
— A pan nigdy nie zwracał się do generała Taylora „Jim”? — zapytał z uśmiechem Mike.
— Nie, jeśli ktoś mógł to usłyszeć. — Chorąży wstał i spojrzał z góry na karłowatego kapitana. — Cholera, aleś pan niski — powiedział i wyciągnął ręką. — Chorąży Kidd. Dla pana — pan Kidd.
— Kapitan Michael O’Neal — powiedział Mike i jego dłoń utonęła w garści Kidda.
Kidd natychmiast przeszedł do gniotącego uścisku, który Mike przebił jeszcze silniejszym uchwytem, chociaż było to trudne, zważywszy na rozmiar dłoni Kidda. Mocowali się przez chwilę, dopóki na twarzy chorążego nie pojawił się wyraz bólu.
— W ramach specjalnych względów może mnie pan nazywać Mocarnym Maleństwem. — Mike powoli osłabił uścisk.
— Dobra — stęknął Kidd.
— Mogę już wejść? — Mike nadal ściskał dłoń chorążego.
— A puści mnie pan, jak powiem, że tak?
— Mike! — ucieszył się dowódca DowArKon i przeszedł przez całe biuro z wyciągniętą ręką. — Dobrze cię widzieć. Wyglądasz znacznie lepiej, niż ostatnim razem.
— Dziękuję, sir — powiedział Mike, niedbale salutując i ściskając dłoń generała Hornera. — Spóźnione gratulacje z okazji w pełni zasłużonego awansu. Przepraszam, że nie przyniosłem cygar, ale mi wyszły.
— Coraz trudniej dostać dobre cygara. — Generał Horner poprowadził go przez biuro w kierunku kanapy. Generał Taylor wstał i podszedł do biurka, żeby wyciągnąć stamtąd pudełko cygar.
— Proszę — podał pudełko Mike’owi. — Na koszt firmy. Jeden facet z Readiness lata co miesiąc do Guantanamo. Zważywszy na ciepłe stosunki, jakie teraz budujemy z Kubą, cygara nie stanowią żadnego problemu. Zawsze przywozi mi kilka pudełek.
Mike wyciągnął jedno z długich, czarnych cygar.
— Dziękuję, sir.
— Weź więcej. Postaram się wysłać ci całe pudełko, powinno dojść do niedzieli.
— „… a w sobotę łeb mu ścięli.” — zażartował Mike.
— Skąd takie wrażenie? — zapytał Horner.
— Cóż, obydwaj panowie jesteście fajni goście, ale musi być jakiś powód, dla częstujecie mnie cygarami w środku nocy — powiedział Mike z uśmiechem.
— Niezupełnie — zaśmiał się generał Taylor, zapalając cygaro. — I tak byśmy nie spali, a teraz jest tak samo dobra chwila, jak każda inna, żeby wyjaśnić ci cel twojej misji.
— To znaczy? — Mike wyjął swoje zippo i zaczął ćmić cygaro.
— Mike — zaczął generał Horner — jak wiesz, jak wszyscy wiedzą, plan obrony, znany jako górski, upadł. Prezydent i Kongres nie poprą projektu, w którym siły zbrojne nie będą chronić równin nadbrzeżnych, a szczególnie położonych tam miast. Prezydent rozumie, że nie możemy walczyć o każdy skrawek ziemi, ale nalega, żebyśmy bronili każdego większego miasta. Nadążasz?
— Tajest — powiedział Mike, uważnie przyglądając się płomieniowi na końcu swojego cygara. Kiedy zaczęło już odpowiednio dymić, zaciągnął się głęboko. Dobre, pomyślał. — Dobra, szefie, to już wiemy: mamy bronić miast. Czy prezydent zdaje sobie sprawę, że to spowoduje prawdopodobnie więcej szkód niż gdybyśmy za jakieś dwa, trzy lata uderzyli przy pełnym wsparciu Floty i wykopali Posleenów z zajętych miast?
— Tak — odpowiedział Taylor.
— Aha.
— Stało się to tematem wielu reportaży prasowych. Widzę, że nie jesteś na bieżąco.
— Nie, sir, nie jestem — przyznał Mike. — Nie oglądam nawet wiadomości. Byłem zajęty przygotowywaniem mojej kompanii do testów.
— Najwyraźniej dobrze ci poszło — zaśmiał się generał Taylor. — Dostałem e-mail z informacją, że prawdopodobnie jest jakiś błąd w oprogramowaniu do twoich ćwiczeń. Udało ci się uzyskać sto procent punktów w sytuacji ocenianej jako niemożliwa do wygrania. Zastanawiano się nawet, czy to nie ty grzebałeś w oprogramowaniu.
— Raczej nie, sir — uśmiechnął się Mike. — Wszyscy wiedzą, że oszukują tylko Siły Specjalne. Poszczęściło się nam; Wszechwładca wybrany przez program do ostatecznej potyczki okazał się leszczem i uciekł. Ale przede wszystkim pomogło nam to, że przerobiliśmy ten scenariusz kilkaset razy w rzeczywistości wirtualnej i na ćwiczeniach taktycznych bez udziału żołnierzy. W wolnym czasie bawię się tym dla przyjemności, sir. Inni dowódcy też powinni się tego nauczyć. Większość z nich nawet nie siada z dzieciakami do Mario Brothers.
— Chcesz powiedzieć, że powinni częściej grać w gry wideo? — zapytał Główny Dowódca, zaskoczony takim swobodnym podejściem do sprawy.
— Tak sądzę, sir. — Mike gapił się w zamyśleniu na cygaro. Zmęczenie długim dniem i wszystkimi wcześniejszymi zajęciami sprawiło, że mówił więcej, niż sobie zaplanował przed spotkaniem z generałami. Nadal nie czuł się zbyt pewnie.
Przygotowanie swojej kompanii było zadaniem zupełnie jasnym, o właściwym stopniu skomplikowania. Przejście na poziom bardziej strategiczny było czymś zupełnie innym. Jednak jeżeli zdołał się czegokolwiek nauczyć w tej grze, to właśnie tego, by nigdy nie burzyć wrażenia pewności siebie. Czasami to była jedyna rzecz, która pozwalała przeciągnąć swoich ludzi przez największą zawieruchę. Nawet tu, gdzie definicja „swoich ludzi” zrobiła się okropnie szeroka.
— Ten sprzęt działa na zasadzie tworzenia środowiska gry wideo, scenariusze oparte są na wielu archetypach gier komputerowych — ciągnął Mike. — Gdyby dowódcy spędzali mniej czasu na wykonywaniu zadań należących do ich starszych sierżantów i wypełnianiu nikomu niepotrzebnych druków, a więcej w rzeczywistości wirtualnej, lepiej radziliby sobie w czasie bitew.
— Cóż — powiedział generał Horner — my, a mam tu na myśli generał Taylora, siebie i w mniejszym stopniu ciebie, musimy zdecydować, jak będzie wyglądała bitwa i jak ją stoczymy. Wyłuszczę ci zaraz w ogólnych zarysach, jak powinna wyglądać strategiczna i operacyjna misja jednostek pancerzy wspomaganych, a ty w ciągu najbliższych dwóch tygodni możliwie szczegółowo zaproponujesz, jak mamy to zrobić. Rozumiesz?
— Rozumiem — odpowiedział Mike i odchylił się do tyłu w fotelu.
Po chwili jednak zmienił pozycję. Wygodny fotel na sto procent by go uśpił. Jeśli nie chciał zrobić z siebie błazna przed generałami, musiał trzymać się prosto.
Generał Horner spojrzał na sufit, jak gdyby czerpał pomysły z unoszącego się w górze dymu z cygar.
— Według rozkazów mamy zrobić wszystko, co w ludzkiej mocy, aby nie oddać miast Posleenom. Najpierw musimy sobie zdefiniować pojęcie „miasto”. Arbitralnie zdecydowaliśmy się bronić tylko samych centrów, bo prawdę mówiąc, nie widzimy sposobu obrony przedmieść.
Oczywiście obrona będzie miała pewną głębokość i powstaną jakieś umocnienia zewnętrzne, nie licząc fortyfikacji uzupełniających, ale przede wszystkim będziemy się starać bronić „śródmieść”. Tej części z drapaczami chmur, gdzie Posleeni i tak raczej nie wylądują.
Za miastami, w pobliżu obwodnic, zbudujemy nowoczesne fortece. Otoczymy je murami obronnymi i systemem fos oraz wyposażymy w dużą ilość konwencjonalnej siły ogniowej. Pozostawimy dowódcom fortec swobodę wyboru broni. Te fortece i fortyfikacje w centrum miast będą miały za zadanie złapanie Posleenów w krzyżowy ogień. Zewnętrzne fortece nazywamy koralowymi, bo przypominają rozrastający się koral.