Fabryka Toyoty w Kentucky też wkrótce zajmie się produkcją uzbrojenia. Mamy po uszy nowoczesnego sprzętu. Brakuje nam jednak technologii GalTechu.
— Nawet abrams nie powstrzyma Posleenów na długo — podjął generał Horner.
— Hmmm. Czyli w kapeluszu nie ma już żadnych królików?
— Jak na przykład?
— Jak na przykład niezależne forty wzdłuż tras odwrotu? — zapytał Mike.
— Nie ma — powiedział szef DowArKonu. — Nie mamy aż takiej logistyki, nie mówiąc już o ludziach. Musimy skoncentrować się na miastach, a nie daleko posuniętym planowaniu odwrotu. Może damy radę stworzyć jakieś małe placówki — próbujemy zorganizować coś przy pomocy milicji — ale do czasu ewakuacji pewnie i tak zostaną już zmiecione. I w tym miejscu do akcji wkracza piechota mobilna.
Los obrońców był oczywisty, ale generał taktownie go nie skomentował.
— Oraz na południowym zachodzie — zauważył generał Taylor i strząsnął popiół z cygara.
— Oraz na południowym zachodzie — zgodził się Horner — gdzie będzie się popisywać jedenasta dywizja piechoty mobilnej. Użyjemy też ich jako wsparcia pierwszej fazy odwrotu do umocnień górskich oraz przede wszystkim do przypilnowania, by Posleeni nie przedarli się przez umocnienia w Appalachach. Chcielibyśmy, żebyś przyjrzał się planom konwencjonalnych bitew, nad którymi pracujemy i ustalił strefy, za które odpowiadałaby piechota mobilna.
— Do tych stref zostaną przydzielone jednostki nie mniejsze niż batalion — ciągnął Horner. — Dostępne będą pięćset ósmy, pięćset dziewiąty i pięćset pięćdziesiąty piąty pułk. Jedenasta dywizja zostanie użyta w całości, aby chronić „podbrzusze”.
— Będziemy mieli do dyspozycji wszystkie te jednostki? — Mimo że istniały plany zaopatrzenia wszystkich tych oddziałów w pancerze wspomagane, termin ich rozpoczęcia był ciągle odkładany. Tymczasem już wkrótce miały one zacząć ponosić straty i nowe pancerze będą zastępować te zniszczone.
— Musimy założyć, że tak — stwierdził Horner, ale jego ponury uśmiech zadawał kłam tym słowom. — Stworzyłem biuro i niewielki sztab oraz zdobyłem wszystkie potrzebne upoważnienia. I oczywiście masz jeszcze Michelle — generał Horner wskazał na inteligentny przekaźnik kapitana.
— Shelly — poprawił go Mike i stuknął palcem w bransoletę z czarnego inteliplastiku. — Michelle zginęła na Diess.
— Przepraszam — powiedział generał Horner i zignorował pytające spojrzenie generała Taylora — Shelly. Możesz opracować szczegóły, dysponując tylko tym?
— Mogę to zrobić nawet bez sztabu i biura, jeśli dane są w sieci.
— Są — powiedział Horner.
— W takim razie to żaden problem.
— Wstępne rozmieszczenie i standardowe plany operacyjne dla trzech pułków w bardzo zróżnicowanym terenie? — spytał generał Taylor. — Żaden problem?
— Tak, sir — odparł O’Neal ze zmęczonym uśmiechem. Pomyślał, że robota będzie koszmarna, ale da się ją wykonać. — W porównaniu z aktywacją wielopokoleniowej kompanii żołnierzy, poznających się z technologią rodem ze science fiction i skoszarowanych w miejscu, gdzie codziennie są jakieś zamieszki, to będzie bułka z masłem.
— Dobra — zaśmiał się generał Horner i wychylił jednym haustem resztę wódki. — Masz na to trzy tygodnie. Twoja kompania będzie na przepustce i ty też. Tak przy okazji, pułkownik Hanson prosił mnie, żebyś potraktował to jako rozkaz.
— Tak jest, sir. Przyda mi się trochę wolnego czasu.
— Zgadzam się — powiedział Taylor. — Podobnie jak generał porucznik Left.
Mike popatrzył podejrzliwie na obu generałów.
— A co z tym wszystkim ma wspólnego Dowódca Sił Uderzeniowych Floty, który, jak mniemam, nadal przebywa w bezpiecznym miejscu na Tytanie?
— Cóż, Bob wydawał się najlepszym pośrednikiem w kontaktach z Flotą — powiedział Horner i zmarszczył czoło.
Mike strząsnął popiół z cygara i ściągnął brwi.
— A co ma z tym wspólnego Flota?
— Potrzebna nam była zgoda wiceadmirała Bledspetha — wyjaśnił Taylor.
— Zakładam, że ją pan otrzymał, sir — powiedział Mike, co raz bardziej podejrzliwy. — Pytanie brzmi, na co?
— Chcieliśmy, żeby Sharon też dostała przepustkę — powiedział Horner.
— I żeby mogła przylecieć na Ziemię — dodał Taylor. — To było najtrudniejsze.
Mike’owi opadła szczęka.
— Sharon na przepustce? — zapytał z niedowierzaniem. — Od kiedy?
— A którą mamy godzinę? — spytał Taylor i ostentacyjnie spojrzał na zegarek.
Na twarzy Hornera zagościł rzadko spotykany prawdziwy uśmiech.
— Zamknij usta, Mike, bo ci mucha wpadnie. Powiedzmy, że masz wysoko postawionych przyjaciół. Albo, jeśli wolisz, potraktuj to jako nagrodę za maksymalną liczbę punktów w Teście Gotowości Bojowej.
— Sir — wymamrotał kapitan. — To wcale nie jest śmieszne. To nie w porządku wobec wszystkich tych, którzy mają żony albo mężów w odległych jednostkach! To najobrzydliwsza protekcja, jaką mogę sobie wyobrazić!
— Owszem — powiedział poważnie Taylor — ale większość żołnierzy nie ma takiego wkładu w działania wojenne jak ty i nie będzie miała na swoich barkach takiego ciężaru, jak ty i Sharon. No i w większości tych rodzin, wbrew łzawym reportażom w wiadomościach, jedno z rodziców zostaje w domu.
— Mike — powiedział równie poważnie Horner. — Sprawa jest już załatwiona. Wiedziałem, że tak zareagujesz, dlatego nawet cię nie pytałem. Przyjmij to jako prezent od przyjaciela albo rozkaz generała. Nie obchodzi mnie, co na ten temat myślisz. Sharon wychodzi na przepustkę tydzień przed tobą. Potem możecie spędzić tydzień razem. A potem będziesz miał tydzień dla siebie. I prawdopodobnie będzie to twój ostatni odpoczynek w ciągu najbliższych lat.
— Tak jest, sir — powiedział O’Neal, kiedy wreszcie otrząsnął się z oszołomienia.
Patrząc na to z drugiej strony, był to wspaniały prezent. Martwiło go tylko, że otrzymał go przez protekcję. W końcu jednak doszedł do wniosku, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
— Znikaj, Mocarne Maleństwo. Cieszę się, że mam cię pod ręką.
— Dobranoc, sir — powiedział Mike. Zatrzymał się w drzwiach. — I dziękuję — dodał.
14
… Chcę kucyka. Jej młodziutka twarz wykrzywiła się w niezadowolonym grymasie, ręce skrzyżowały się na piersiach, a w oczach stanęły łzy. Lekki wietrzyk letniego popołudnia ustał, a drzewa w tle sypały deszczem liści.
Przykro mi, skarbie, nie możesz mieć kucyka. Żadne z nas nie może.
Dlaczego?
Bo nie ma tu powietrza, którym by oddychał.
Kiedy tylko Sharon to powiedziała, zdała sobie sprawę, że naprawdę nie ma powietrza, i zaczęła się dusić.
Mamusiu? — powiedziała mała dziewczynka, rozpływając się w ciemności. Wypadła ze śluzy i zaczęła znikać w otchłani kosmosu. Spadała i spadała, a wokół niej wirowały twarde jak diament gwiazdy. Mamusiu! Mamo! Komandor O’Neal! Pani komandor!
Ma‘am! Pani komandor!
Sharon poderwała się i uderzyła głową w koję nad sobą. Przez chwilę widziała jeszcze wirujące gwiazdy; prawie wrzasnęła, myśląc, że nie obudziła się z koszmaru. W końcu wzięła głęboki oddech i cicho wymamrotała ulubione przekleństwo swojego męża.