— Wyślij marynarzom kopie odpowiedzi, a tym od ostatniego emaila napisz, że mam ich w dupie. Dyplomatycznie. I prześlij podania jeszcze raz. Komuś wreszcie musi udać się stąd wyrwać.
— Już. Jest jeszcze sześć odpowiedzi na twoje prośby o lepszą żywność, i wszystkie sprowadzają się do polecenia, żebyście przestali narzekać.
— Dobra. Ponawiaj prośby, ale za każdym razem zwiększaj wymaganą ilość żywności aż do maksymalnej pojemności naszej ładowni. Rób to raz dziennie i przesyłaj kopię wszystkich listów do kwatery głównej Floty.
— Dobrze. Reszta to niemal wyłącznie śmieci. Aha, jest też wiadomość z Tytana, że został już przydzielony nowy dowódca i będzie tu dziś po południu.
— Ekstra — powiedział ironicznie Michaels. — Sama radość. Następny dowódca.
Problem polegał między innymi na tym, że dowódcy fregat byli kapitanami Floty. Stanowisko nadawało się raczej dla komandora porucznika albo nawet porucznika, ale fregaty były jedynym miejscem, gdzie członkowie marynarki mogli zgłębiać arkana dowodzenia w przestrzeni. Ponieważ obowiązki przypisane do tego stanowiska były stosunkowo łatwe, starsi oficerowie, których przydzielano do służby na takim statku, od samego początku uważali, że wiedzą dwa razy więcej niż inni oficerowie i załoga. Wielu z nich dowiedziało się, jak to jest oddychać próżnią.
— Może ten będzie inny — powiedziała Sharon. — Kto to jest? — zwróciła się do przekaźnika.
— Kapitan April Weston — odpowiedziała maszyna.
Na dźwięk tego nazwiska Michaelsa aż zatkało.
— A niech mnie kule!
— Znasz ją? — spytała Sharon.
— Nigdy jej nie spotkałem. Ale słyszeli o niej wszyscy w cholernej Flocie Jej Królewskiej Mości.
Sharon gestem zachęciła go do rozwinięcia tej myśli.
— Jest jedyną kobietą, która kiedykolwiek zastępowała admirała podczas działań wojennych. Wśród marynarzy stała się niemal legendą. Jest spokrewniona ze strony matki z nieżyjącym już gościem o nazwisku Mountbatten.
Urwał i zastanowił się, jak to wytłumaczyć Amerykance.
— Słyszałam o nim — powiedziała sucho Sharon.
Najstarszy earl Mountbatten — ostami z rodu — był blisko spokrewniony z Rodziną Królewską. Służył jako oficer marynarki wojennej podczas drugiej wojny światowej. Wyróżnił się jako dowódca eskadry niszczycieli w wielu krwawych bitwach. Stworzył pierwsze w historii połączone grupy do zadań specjalnych. Po wojnie otrzymał tytuł earla Birmy i umiejętnie poprowadził ten kraj do niepodległości. Był bohaterem narodowym, dopóki nie zabiła go bomba podłożona przez irlandzkiego terrorystę.
— Więc jest spokrewniona z rodziną królewską?
— Dość daleko. — Michaels wzruszył ramionami. — Dla nas, Brytyjczyków, liczy się krew. Wie pani, co mam na myśli.
— Pokrewieństwo.
— Właśnie. Ta Weston to ktoś, kto jakby to potwierdza. To przysłowiowe jabłko, które nie padło daleko od cholernej jabłoni.
— Czy to dla nas dobrze? — zapytała ostrożnie Sharon.
— O tak — odparł Michaels. — Oczywiście, Mountbatten przeżył cztery okręty, a większość jego towarzyszy nie wróciła już do domu.
Niektórzy woleli wyskoczyć za burtę, niż z nim płynąć.
Sharon parsknęła śmiechem i pomyślała o byłym rosyjskim kapitanie.
— Zaryzykuję.
Śluza zasyczała i kapitan Weston weszła do środka, nerwowo majstrując przy uchwytach hełmu ciśnieniowego. Denerwowało ją, że już na samym początku pobytu na pokładzie wykazała się brakiem kompetencji, ale ostatni raz miała na sobie pancerz wspomagany podczas zajęć wprowadzających w bazie na Tytanie.
Jeden ze stojących na baczność matów wystąpił z szeregu i pomógł jej odpiąć ostatni uparty zaczep. Kapitan usłyszała ostry dźwięk gwizdka bosmana.
Ruszyła naprzód i odpowiedziała na salut atrakcyjnej brunetki w lekko przybrudzonym kombinezonie.
— Kapitan April Weston — powiedziała i wyciągnęła rulon papieru z zapieczętowanego futerału przy pasku.
Udało jej się to przećwiczyć na promie, więc zrobiła wszystko jak trzeba.
— „Niniejszym wydaję pani rozkaz niezwłocznego stawienia się na fregacie Floty Agincourt w celu objęcia dowodzenia” — przeczytała na głos. — „Podpisano: Hareki Arigara, wiceadmirał, szef Departamentu Osobowego Floty”. — Weston schowała papier i skinęła głową brunetce. — Przejmuję dowodzenie, ma’am.
— Zdaję dowodzenie, ma’am — odpowiedziała brunetka. — Sharon O’Neal, komandor porucznik. Jestem pani pierwszym oficerem.
Kapitan Weston kiwnęła głową i rozejrzała się po zebranej załodze. Była to dość mała grupka.
— Zdradzając swoją niewiedzę zapytam: czy to cała załoga? — zapytała, nieco niepewnie.
W normalnych warunkach większość załogi bez zadań wachtowych zjawiała się przy powitaniu. Śluza mogła pomieścić większą ilość osób, ale było ich tu około dwudziestu. Znaczyło to, że liczebność załogi wynosiła około trzydziestu ludzi. Załoga morskiej fregaty liczyłaby stu. A na krążowniku, którym poprzednio dowodziła, było ich ponad tysiąc.
— Czterech żołnierzy pełni służbę w centrum taktycznym, ma’am — odpowiedziała Sharon. — Trzech jest w maszynowni, a jeszcze czterech w innych miejscach. Wśród członków załogi jest też sześciu Indowy. — Zawahała się. — Oni… raczej unikają większych grup ludzi.
Weston kiwnęła głową. O tym akurat ją uprzedzono.
— Rozumiem. — Rozejrzała się i podniosła głos. — Jestem pewna, że przez najbliższych kilka miesięcy będziemy wszyscy mieli okazję dobrze się poznać.
Mówiła tonem prawdziwego dowódcy, który jest przekonany, że to, co powiedział, zdarzy się na pewno, niezależnie od przeciwności losu. W porównaniu z gburowatym i aroganckim Rosjaninem, którego zastąpiła, była to podnosząca na duchu odmiana. I tak w zamierzeniu miało być.
Rozejrzała się po nędznym wnętrzu statku. Oświetlenie miało nieprzyjemną, ciemnoczerwoną barwę, a ściany ładowni pokrywała pajęczyna rys i pęknięć. Na szczęście było dosyć czysto. O okręt najwyraźniej dobrze dbano. Jednak jego wiek i kiepski stan techniczny od razu rzucały się w oczy. Kapitan się uśmiechnęła.
— Jestem pewna, że się zaprzyjaźnimy.
Załoga zaśmiała się niepewnie, a kapitan odwróciła się do swojego pierwszego oficera.
— Pani O’Neal, proszę mi wskazać drogę do mojego biura i weźmiemy się do roboty.
— Tak jest, ma’am — odpowiedziała Sharon. Nowy dowódca zobaczył swój okręt na własne oczy; zareagował lepiej, niż się spodziewała. — Pozwoli pani za mną.
Biuro dowódcy okazało się ciasnym przedpokojem kwatery kapitańskiej. Było mniejsze niż to, które April miała do dyspozycji na pierwszym dowodzonym przez nią statku — tak się złożyło, że również fregacie — i bardzo źle ulokowane. Kwaterę kapitańską dzieliło bowiem od mostka blisko trzydzieści metrów labiryntu wyjątkowo niskich korytarzy. Ulokowanie tutaj biura dowódcy nie wchodziło w rachubę.
Kapitan odwróciła się do Sharon, która stała za nią na baczność, i machnęła ręką.
— To nie jest kwatera główna Floty, na miłość boską. Wystarczą zwykłe ukłony. — Uśmiechnęła się, żeby potwierdzić, że to był tylko żart. — Czy nie ma jakiegoś miejsca bliżej mostka, gdzie mogłabym wykonywać papierkową robotę?