Выбрать главу

— Tak, ma’am — skrzywiła się Sharon. — Widziałam ten raport.

— Nie była to zbyt pochlebna opinia, jak słyszałam. Cóż, to jeden z tych świstków, które nigdy nie ujrzą światła dziennego.

Nawet jeśli istnieje gdzieś jakaś kopia, Flocie nie udało się jej znaleźć.

Sharon ściągnęła brwi.

— Nie rozumiem, dlaczego Flota miałaby zatajać istnienie tego raportu? Mogę zrozumieć odrzucenie go, ale zatuszowanie?

— Pani komandor — Weston pochyliła się do przodu i wbiła w Sharon spojrzenie swoich głębokich, czarnych oczu — ile systemów na tej krypie w tej chwili nie działa?

Sharon się skrzywiła.

— Siedemnaście mniejszych systemów i cztery główne, ma’am.

Z głównych systemów działają tylko podtrzymywanie życia i obronny. Włączone są też wszystkie systemy sterowania bronią i napędu.

— Wzruszyła ramionami. — Załoga dokonuje cudów, szczególnie Indowy, ale nie mamy części zamiennych. Może udałoby się dostać jakieś chociaż do wymienników ciepła i wentylatora numer sześć, gdyby kapitan Stupanowicz zadał sobie trud przesłania zamówienia! — skończyła ze złością.

Weston kiwnęła głową.

— Pani komandor, do obrony ziemi przydzielono siedemnaście fregat. Wie pani o tym?

— Tak, ma’am.

— Wie pani, ile z nich lata? — ciągnęła napastliwym tonem.

— Dwanaście, ma’am — powiedziała Sharon, zastanawiając się, dokąd zmierza ta rozmowa.

— A wie pani, ile z nich pracuje z jako taką wydajnością systemów broni i napędu? Dwóch systemów, które, jak pani słusznie zauważyła, są najważniejsze? — Machnęła ręką. — Ale tu gorąco! Wysiadły wymienniki, prawda?

— Nie, ma’am, nie wiem, ile jest takich statków, i tak, ma’am, wymienniki ciepła wysiadły — powiedziała Sharon. — Właściwie połowa…

Kapitan nie pozwoliła jej skończyć.

— Nie krytykuję pani pracy, pani komandor. Wręcz przeciwnie.

Mówię to po to, żeby była pani z siebie cholernie dumna! Brak działających wymienników ciepła może być przykry, ale nie tak bardzo, jak brak działających systemów obronnych! Wie pani, co mi powiedział admirał Bledspeth, który zna mnie od dziecka?

Sharon pokręciła głową, zastanawiając się, co też Dowódca Floty mógł powiedzieć o tej kupie złomu.

— Kazał mi zatrzymać moje cholerne komentarze dla siebie i słuchać komandor O’Neal, a wtedy być może zobaczę jeszcze kiedyś Ziemię. — Rozzłoszczona zaklęła. — To jest jedyna cholerna fregata okrążająca Ziemię, której wszystkie systemy bojowe działają i która ma całkowicie sprawny napęd! A jeśli uważa pani, że Flota tego nie widzi, to nie jest pani aż tak bystra, jak o pani mówią.

— Jesteśmy jedynym okrętem, który jest mniej więcej gotowy do walki! — ciągnęła kapitan. — Jeśli niespodziewanie pojawią się Posleeni, myśliwce i pozostałe fregaty spróbują ich zatrzymać. Ale wszystkie inne fregaty albo wloką się na jednym reaktorze, albo nie mają systemów bojowych!

— Rany Boskie! — zawołała Sharon. — Więc mówi pani, że utknęłam tutaj, bo jestem dobra?

— Nie, pani komandor! — odpowiedziała stanowczo kapitan. — Dlatego, że jest pani niewiarygodnie dobra! A teraz będzie pani musiała jeszcze nauczyć cuchnącego morzem zasrańca z regularnych oddziałów marynarki, jak to się, u diabła, robi!

— O Boże! — zaśmiała się Sharon, rozbawiona trafnością tego określenia. W jej śmiechu pobrzmiewała nutka rozpaczy.

— A ja za to — powiedziała cicho kapitan — udzielę pani wszelkiego możliwego wsparcia. Może więc uda nam się zamienić tę krypę w coś innego niż tylko nędzną puszkę sardynek.

Sharon westchnęła.

— Cóż, ma’am, w takim razie najlepiej będzie, jeśli najpierw zapozna się pani z papierami.

— Nie z systemami? — zapytała pani kapitan. To był test. Kapitan mogła nauczyć się wszystkiego o systemach, ale w tej chwili znacznie ważniejsze było wydostanie z łańcucha zaopatrzenia niezbędnych części zapasowych.

— Nie, jeśli jakieś mają jeszcze działać za miesiąc — odpowiedziała Sharon. — Flota opiera się na elektronicznej robocie papierkowej. Mój inteligentny przekaźnik udzieli pani przekaźnikowi kilku lekcji. Zaczynając od pokręconego programu dostawy części zamiennych.

15

Fort Indiantown Gap, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
14:27 letniego czasu wschodniego USA
13 września 2004

— Tak, Ampele? — Starszy sierżant Pappas podniósł wzrok na wyświetlony przez inteligentny przekaźnik wizerunek sierżanta operacyjnego. Właśnie próbował odrobić zaległości w papierkowej robocie, które narosły podczas jego urlopu. Stłumił rozdrażnienie; świeżo promowany młody sierżant znany był z tego, że nie marnuje niczyjego czasu.

— Sierżancie, mam informację z kancelarii batalionowej, że dostaniemy nowego starszego plutonowego.

— Mamy wystarczająco dużo żołnierzy — mruknął Pappas.

— Według kancelarii brakuje nam jednego, i teoretycznie mają rację.

— Jeśli chcą go wsadzić do drużyny Stewarta, to chyba jakieś żarty.

— Nie wiem, co innego mogliby z nim zrobić. Jest starszy stopniem od Stewarta, a wszystkimi innymi drużynami dowodzą już starsi plutonowi.

— Masz jego akta? I jak stoimy z awansowaniem Stewarta?

— Akta są jeszcze w drodze, ale ci z kancelarii zapewnia, że dostaniemy je do ręki, zanim ten nowy przyjedzie, a i on ma ze sobą wydruk. Nie ma mowy, żeby góra zgodziła się na Stewarta. Dopiero co skończył podstawowe szkolenie!

— Tak samo jak ty, a mimo to dostałeś swoje belki. Nieważne.

Kiedy ten nowy koleś przyjedzie, przyślij go do mnie.

— Tak jest.

* * *

— Starszy plutonowy Duncan — powiedział nowy podoficer, kiedy stanął w drzwiach — zgłasza się na rozkaz u starszego sierżanta.

Duncan miał duże doświadczenie — rozpoczynał właśnie dwunasty rok kariery wojskowej — i wiedział, że niezależnie od tego, co mówiła procedura, zazwyczaj nowo przybyły żołnierz nie od razu był przedstawiany swojemu starszemu sierżantowi albo dowódcy.

Ci ludzie mieli bardzo dużo obowiązków i bardzo napięte terminy.

Dlatego jeśli zaraz po przyjeździe dostało się rozkaz bezpośredniego zgłoszenia do jednego z nich, zazwyczaj oznaczało to kłopoty.

A on naprawdę chciał uniknąć kłopotów. Szczególnie ze strony tego wielkiego sukinsyna, który miał być teraz jego nowym sierżantem.

— Proszę wejść… Duncan, o ile dobrze usłyszałem. Krzesło jest tam. — Ernie Pappas, który ciągle myślał o sobie jako o Gunnym sierżancie, potrafił stwierdzić, kiedy ktoś jest zdenerwowany. I podejrzewał, że wie dlaczego. — Pewnie zastanawia się pan, dlaczego od razu tu pana wezwałem — ciągnął. — Chciałem wyjaśnić kilka spraw. Opowiedzieć o termitach w pana nowym domu, używając przenośni.

Pappas przyjrzał się szybko swojemu najnowszemu podoficerowi i odniósł mieszane wrażenia. Przede wszystkim facet nie był odmłodzony. Dobijał chyba trzydziestki. Miał umęczone spojrzenie, trochę jakby był w szoku, podobnie jak Stary pierwszego dnia po przyjeździe. Nosił też naszywkę, którą Pappas widział wcześniej tylko u kapitana, a która oznaczała, że podoficer brał udział w bitwie z użyciem broni nuklearnej. Niezależnie od tego, jak ciężko było na Barwhon, tę odznakę można było otrzymać tylko za udział w jednym starciu. Wyciągnął rękę po wydruk akt osobowych, który podoficer ściskał w dłoni.