— Przyjdę z największą przyjemnością, panie generale.
— Bylebyś tylko miał swoje medale. — Na twarzy Jacka pojawił się nie znoszący sprzeciwu uśmiech. — Medale, Mike, a nie baretki, i na dodatek wszystkie.
— Za tych, których tu z nami nie ma. — Mike wzniósł toast jako najmłodszy w grupie.
— Za tych, których nie ma — zawtórował podpity tłum tłoczący się wokół nowego francuskiego Głównego Dowódcy.
Salę klubu oficerów w Fort Myer wypełniali najznamienitsi przedstawiciele Dystryktu Wojskowego Waszyngtonu. Jasne światło żyrandoli odbijało się w złotych galonach i biżuterii. Klub był pełen generałów wszystkich stopni, a pułkownicy liczyli się niewiele więcej niż kelnerzy. Uwaga całej sali była jednak skierowana na jeden stolik. Kilku adiutantów i starszych podkomendnych krzątało się tu wokół czterech oficerów. Trzech z nich nosiło cztery generalskie gwiazdki, jeden był tylko kapitanem.
— Doprawdy, mon ami, niewiele brakowało, a toast byłby też za ciebie — powiedział honorowy gość, poufale klepiąc Mike’a po ramieniu.
— Cóż, z moich pierwszych podkomendnych rzeczywiście niewielu przeżyło.
Kiedy Mike wrócił z Diess, przez cały rok wożono go po Stanach Zjednoczonych jako rzecznika Biura Informacji Publicznych.
Podczas objazdów odbył wiele rozmów z wszelkiej maści starszymi oficerami. Był już prawie pewien, że ciąży na nim Klątwa Medalu i że odtąd jego jedyny kontakt z frontem będzie polegał tylko na rozmowach w telewizyjnym studiu. Na szczęście jednak przydzielono mu obecne dowództwo.
Zanim zaczęły się objazdy, Biuro Informacji Publicznych zażądało od niego zakupienia za ogromną sumę nowego galowego munduru Floty. Grupa projektantów i współpracujących z nimi oficerów wojskowych przeforsowała projekt munduru, który bardzo sprytnie łączył galaksjańską technologię i ziemską obsesję na punkcie wygody ubioru. Zwykły mundur dzienny — jedwabny uniform bojowy — był tak wygodny, jak tylko można było sobie wymarzyć. Szaleństwo na punkcie niewymuszonej elegancji i wygody nie objęło jednak granatowego munduru galowego.
Mundur ten podkreślał niektóre tradycje członków Sił Uderzeniowych Floty, ale wykorzystywał też styl futurystyczny. Długa, luźna, zapinana magnetycznie granatowa tunika miała podszewkę w kolorze ugrupowania sił zbrojnych, do którego należał właściciel; w przypadku Mike’a jasny błękit piechoty. Wokół pasa była przewiązana czerwona szarfa (w takim samym odcieniu, jakiego używała amerykańska piechota morska, artyleria, francuscy spadochroniarze i Armia Czerwona) ze złotą lamówką. Ramiona zdobiły złote pętle, których liczba wskazywała na stopień wojskowy, a spodnie — czerwone lampasy. Obrazu dopełniał zwykły amerykański beret w kolorze odpowiedniej gałęzi Sił Uderzeniowych Floty. Całość sugerowała, że wszyscy żołnierze piechoty należą do kontyngentu sił pokojowych ONZ, ale wrażenie to miało z czasem zniknąć.
W przypadku kapitana O’Neala ten koszmarek był dodatkowo ozdobiony imponującym zestawem medali. U większości obecnych na sali oficerów, których mundury zdobiły różne odmiany „sałatek owocowych”, widać było głównie odznaczenia niższej rangi — medale uznania i kolorowe wstążki typu „Ja tam byłem”, pokazujące, że ich właściciel był grzecznym chłopcem i robił to, co żołnierz robić powinien. U Mike’a przeważały odznaczenia wyższego rzędu.
Oprócz Medalu Honoru, przyznanego za samodzielne zniszczenie statku dowodzenia Posleenów na głównej linii oporu na Diess, Mike został osobno odznaczony za trzy inne akcje z tych czterdziestu ośmiu szalonych godzin, w ciągu których klęska zamieniła się w zwycięstwo. Była to Brązowa Gwiazda za przygotowanie zniszczenia Qualtren, którą przyznano pomimo pewnych niepożądanych skutków tego zdarzenia, druga Brązowa Gwiazda za wydostanie żołnierzy spod rumowiska, które powstało w wyniku tego wybuchu, oraz Srebrna Gwiazda za oswobodzenie dywizji grenadierów pancernych na Bulwarze Śmierci. Mike nie chciał żadnej z nich i upierał się, że zgodnie z tradycją powinny one składać się na jeden medal. Ale i tak przyszły w zestawie.
Oprócz Gwiazd i dwóch Purpurowych Serc, Mike’owi przyznano całą masę zagranicznych odznaczeń takich państw, jak Anglia i Chiny (pluton O’Neala uratował prawie trzy kompanie z chińskiego pułku). Na koniec dostał też prosty medal uznania, medal dobrego dowódcy i medal za udział w akcji Pustynna Burza.
W każdym innym towarzystwie taka kombinacja munduru i „sałatki owocowej” baretek wyglądałaby idiotycznie, jednak w tym nie specjalnie się wyróżniała.
W grupce oficerów skupionych wokół generała Crenausa znalazł się między innymi amerykański Główny Dowódca w mundurze galowym Sił Lądowych, weteran Słusznej Sprawy, Pustynnej Burzy, Monsunowego Gromu i wielu innych misji, których sam już nie pamiętał. W jego „sałatce owocowej” było również imponująco dużo protein, a mało tłuszczu. Generał Horner miał szczęście dowodzić we wszystkich trzech operacjach, ale nie dostał Purpurowego Serca, gdyż nie należał do tych żołnierzy, którzy zapominają się schylić, kiedy ktoś do nich strzela.
Generał Crenaus, ubrany we francuski mundur galowy — frak i wysoki cylinder — brał udział we wszystkich akcjach wojskowych, które Francuzom udało się przeprowadzić w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci. I chyba także w kilku, do których nie chcieli się przyznać.
— Najbardziej podoba mi się ten — powiedział dość bełkotliwie generał Taylor i wskazał na medal na piersi kapitana O’Neala. W ciągu całego wieczoru wypił półtora litra szkockiej. — Nie wiedziałem, że na Diess były z tobą Japonce.
Medal przypięty tuż nad symbolem piechoty bojowej wyglądał trochę jak wschodzące, złote słońce.
Generał Crenaus zaśmiał się ponuro.
— To nie jest nagroda za uratowanie tyłka jakiemuś Japońcowi, bon homme. To za to, że się tam było. Ja też taki mam.
— To nie jest medal za Diess — zauważył generał Horner. — Nasz medal sił ekspedycyjnych wygląda tak — dodał, wskazując na oliwkowo-czerwone odznaczenie.
— To nie za samą akcję na Diess, mon General — wtrącił się starszy adiutant generała Crenausa. — To jest dowód uznania Federacji za to, że było się w strefie podmuchu eksplozji nuklearnej.
— Oui, to całkowicie wina naszego młodego przyjaciela — zaśmiał się głośno francuski generał i wskazał kciukiem kapitana. — Jednak po namyśle doszedłem do wniosku, że nie mogę mieć do niego pretensji.
— Proszę bardzo, jak chcecie. — Mike odczuwał coraz wyraźniej działanie bourbona, którego wmuszał w niego generał. — Następnym razem sami będziecie ratować sobie tyłki, żabojady.
Generał Crenaus zaśmiał się gromko ku wyraźnej uldze siedzących wokół stolika oficerów.
— Żywię głęboką nadzieję, że drugi raz nie będzie już takiej potrzeby, mój młody capitaine.
Mike tymczasem wpatrywał się pijanym wzrokiem w medal Eksplodującej Gwiazdy.
— Wie pan, co w tym wszystkim jest najgorsze, sir? — zapytał, bujając się w tył i w przód; utrzymanie równowagi z pochyloną głową stawało się coraz trudniejsze.
— Co? — zapytał generał Horner, wychylił kieliszek absoluta i wziął kolejny od przechodzącego obok kelnera.