— Nic z tego nie pamiętam. Niektórzy naprawdę dużo wtedy przeżyli. Niektórzy żołnierze plutonu nie zdążyli znaleźć na czas schronienia i akurat byli na dachu, kiedy doszło do wybuchu. To dopiero była jazda!
— Jazda? — zdziwił się jeden z pułkowników.
Mike zwrócił się do oficera z wyrazem niedowierzania na twarzy.
— Jazda, sir, nie rozumie pan? Ściana ognia lecąca prosto na pana, a pan może tylko paść na ziemię i się zasłonić! To dopiero jazda!
Wyszczerzył się dziko, kiedy generałowie się roześmiali. Większość amerykańskich adiutantów, wszyscy w stopniu co najmniej majora, nosiła wyjątkowo mało medali za udział w walce. Nie byli pewni, czy agresywny kapitan na pewno żartuje.
Adiutant Crenausa także parsknął śmiechem; widział tego małego wichrzyciela w jego najlepszych i najgorszych chwilach i wiedział, że mówi prawdę. W Dewcieme Armore nazywano go „Małą Ryjówką”, ale wymawiano to z wielkim szacunkiem. Biorąc pod uwagę stosunek wagi do dzikości ryjówki są najgroźniejszymi i najbardziej zabójczymi istotami na ziemi. I nie znają strachu.
— Oui, może w pancerzu — wykrzyknął generał Crenaus. — Ale większość z nas ich nie miała i dla nas to było dość nieprzyjemne.
— Na pewno, sir — wybełkotał Mike. — Dlatego was ostrzegłem… trzydzieści sekund wcześniej.
— Dwadzieścia. Powiedziałeś trzydzieści, a zdetonowałeś ładunek po dwudziestu. Tak przy okazji merci beaucoup, to dopiero była niespodzianka!
— C’est la guerre. Vingt, trente, kto by tam liczył?
— My liczyliśmy, certainement. Jak wy to mówicie, z gazem do dechy. „Dix-neuf… „Łup! Flesz Boga! — ciągnął generał z udawaną złością.
— Boże, co za maruda! — mruknął Mike i wypił kolejny łyk alkoholu.
Generał Crenaus także głośno się zaśmiał.
— Ale twój szeregowy Buckley na pewno nie uważał tego za dobrą, jak wy mówicie, jazdę.
— Tak, słyszałem o tym później. Myślałem, że tylko ja miałem zły dzień.
— Byłbyś uprzejmy opowiedzieć tę historię nam wszystkim? — zapytał generał Taylor i oparł się trochę za mocno o stolik.
— Oui, to fajna historia — zachęcał Mike’a generał Crenaus.
— No, opowiem, jeśli chcecie. Od czego by tu zacząć? — zamyślił się Mike i wypił łyk bourbona.
— Najlepiej od początku — stwierdził sucho generał Horner.
Kilkanaście kieliszków alkoholu najwyraźniej na niego nie podziałało. Mike słyszał już wcześniej, że alkohol idzie generałowi w nogi. Teraz sam się o tym przekonał.
— No więc Buckley był jednym z żołnierzy uwięzionych pod Qualtren. Musieliśmy wydostać się spod sterty gruzu za pomocą granatów; tej techniki nie polecam tym, którzy nie mają na sobie pancerza.
— Oui, w końcu to…
— …ładunek antymaterii — dokończył Mike. — Właśnie. Każdy domyślił się, jak to zrobić, oprócz nieszczęsnego szeregowego Buckleya albo Lewusa, jak go później nazwaliśmy. Buckley wyciągnął granat i odsunął go tak daleko od siebie, jak tylko mógł, bo to przecież była…
— …antymateria! — zawołali chórem generał Crenaus i jego adiutant.
— Właśnie. Więc Buckley wyciąga rękę jak najdalej, wpychają w rumowisko i naciska aktywator.
— Oui, oui! Po czym stwierdza, że nie może z powrotem wyciągnąć ręki! — krzyknął francuski generał, trzęsąc się ze śmiechu.
— Tak! Gruz przesunął się i jego ręka utknęła. Myślicie pewnie, że musiało go to boleć, co? Właściwie bolało tylko przez ułamek sekundy, gdyż systemy pancerza blokują nerwy, odcinają krążenie, oczyszczają i odkażają ranę, i wszystko to robią w ciągu ułamków sekund. Ale musicie sobie wyobrazić…
— To był dziesięciosekundowy zapalnik? — zapytał generał Horner z ponurą miną, która u niego oznaczała uśmiech.
— Tak, tak. Więc jak to…
— Dix, neuf, huit, sept… — zaczął odliczać Crenaus, płacząc ze śmiechu.
— Właśnie. Dziesięć, dziewięć… — przetłumaczył Mike — a potem…
— Bum! — krzyknął generał Taylor, wybuchając śmiechem.
— Właśnie. Człowiek zadaje sobie pytanie: „ale o co właściwie chodzi?”. Na szczęście to nie boli, bo inaczej nie byłoby takie śmieszne. Ma się tylko krótkie, ale niezapomniane wrażenie wyparowywania ręki.
— A co to ma wspólnego z wysadzeniem w powietrze statku dowodzenia Posleenów? — zapytał jeden ze stojących wokół adiutantów.
Mike wypił kolejny łyk bourbona.
— Otóż Lewus wydostał się na powierzchnię gruzu i wykonał swoją robotę tak przyzwoicie, jak tylko był w stanie lewą ręką. A kiedy statek dowodzenia wyleciał w powietrze, Buckley był jednym z tych żołnierzy, którzy poszli z sierżantem Greenem… — Mike urwał i uroczyście podniósł kieliszek. — Za nieobecnych…
— Za nieobecnych — powtórzyli chórem oficerowie.
— …poszedł z sierżantem Alonisusem Greenem, aby odciągnąć uwagę załogi statku dowodzenia od głównej linii oporu, tak żebym mógł umieścić pieprzoną minę z ładunkiem antymaterii na jego burcie — dokończył Mike.
— Miała być zabawna puenta — powiedział generał Horner, kiedy cisza się przedłużała.
— Tak, sir. — Kapitan O’Neal wypił kolejny łyk alkoholu. — Więc przedostaję się przez systemy obronne, umieszczam minę i w znany wszystkim sposób udaję kawałek radioaktywnego odpadu…
— Dziesięć sekund za wcześnie, jeśli wolno mi dodać! — wykrzyknął generał Crenaus.
— O rany, niektórzy nie byliby szczęśliwi nawet wtedy, gdyby ich powiesić na złotym stryczku! Robię, co w ludzkiej mocy albo jeszcze więcej, a ten Francuzik potrafi tylko narzekać na przedwczesną detonację. Na czym skończyłem, panowie?
— Detonacja — odpowiedział bardzo młody adiutant w stopniu majora.
— Właśnie. No cóż, mina działa jak marzenie, z tym, że wywołuje pewne małe efekty uboczne…
— Jeszcze trzy metry, a zostałbym upieczony na befsztyk! — krzyknął generał, wymachując rękami.
— Z całym szacunkiem: niech pan przestanie mi przerywać, panie generale. W każdym razie eksplozja jest porównywalna z wybuchem miny kosmicznej trzeciej klasy i powoduje niemiłe efekty uboczne, które na szczęście kierują się w stronę przeciwną do wyrzutni rakiet i pewnych niewdzięcznych Francuzów, których tu nie wymienię… — ciągnął kapitan O’Neal.
— Czyja mówię, że nie jestem wdzięczny? Generale Taylor, generale Horner, wzywam was obu na świadków. Nigdy nie powiedziałem, że nie jestem wdzięczny. Zdenerwowany? Odrobinkę. Przestraszony? Merde, tak! Ale nie niewdzięczny, ty tchórzliwy karle!
— Ha, bocian się odezwał! W każdym razie wybuch wyrzucił wszystkie ścierwa ze statku dowodzenia, ale część statku nadal trzyma się kupy. Musiał to być niezły widok z pozycji wyrzutni rakiet.
Olbrzymi kawał kosmicznego krążownika zatacza piękny łuk balistyczny, jak w zwolnionym tempie — wyłożył zagadnienie kapitan O’Neal, żywo gestykulując obiema rękami. — Pamiętajcie, że to wszystko dzieje się po stosunkowo małym, ale dość dobrze widocznym wybuchu jądrowym…
— Jakieś cztery kilotony — krzyknął generał Crenaus i wypił duży łyk koniaku — i to niecały kilometr od nas!
— Raczej trzy kilometry. W każdym razie statek unosi się na grzybie eksplozji nuklearnej, zatacza na niebie ogromny łuk i z gracją opada z powrotem na ziemię…
— Prosto na Buckleya — zahuczał generał Crenaus.
— …prosto na szeregowego Buckleya. Był jednym z chłopaków, którzy znaleźli się na dachu w strefie podmuchu…