– Na oko – powiedział Jacomuzzi – zamknięcie korytarza między dwiema grotami musi pochodzić sprzed wielu lat.
– Tak jest – przyznał jeszcze bardziej udręczony Balassone. – Jeżeli w drugiej grocie została schowana na przykład broń, to pochodzi co najmniej z czasów drugiej wojny światowej.
Pierwsze, co Montalbano zauważył na kawałku kartonu, zabezpieczonym akuratnie przez ludzi Jacomuzziego w przezroczystej plastikowej torebce, było to, że miał on kształt Sycylii. Pośrodku znajdowały się tłoczone na czarno litery: ATO – KAT.
– Fazio!
– Na rozkaz!
– Poproś raz jeszcze firmę Vinti o jeepa, a także o łopaty, kilofy i motyki. Jutro wracamy do groty: ja, ty, Germana i Galluzzo.
– To jakaś mania! – wymamrotał Fazio.
Czuł się zmęczony. W lodówce znalazł gotowane kalmary i kawałek twardego sera. Rozsiadł się na werandzie. Kiedy skończył jeść, zajrzał do zamrażalnika. Była tam cytrynowa granita, którą służąca przygotowywała według przepisu „jeden, dwa, cztery”: jedna szklanka soku cytrynowego, dwie cukru i cztery szklanki wody. Palce lizać. Następnie postanowił położyć się na łóżku i dokończyć powieść Montalbana. Nie udało mu się przeczytać nawet jednego rozdziału: choć powieść go ciekawiła, sen okazał się silniejszy. Komisarz obudził się nagle niespełna dwie godziny później, spojrzał na zegarek: była dopiero jedenasta wieczorem. Kiedy odkładał zegarek na szafkę nocną, jego wzrok padł na kawałek kartonu, który zabrał ze sobą do domu. Wziął go i poszedł do łazienki. Siedząc na sedesie, przypatrywał się skrawkowi uważnie w chłodnym świetle jarzeniówki. I nagle go olśniło. Wydało mu się, że na chwilę światło w łazience nabrało takiej intensywności, iż wybuchło jak flesz. Montalbanowi zachciało się śmiać.
– Jak to się dzieje, że dobre pomysły przychodzą mi do głowy tylko w kiblu?
Obejrzał dokładnie kawałek kartonu.
– Pomyślę o tym rano, kiedy będę miał wypoczętą głowę.
Ale do tego nie doszło. Przez kwadrans wiercił się w łóżku, po czym wstał, odszukał w notesie numer telefonu kapitana Aliotty z policji finansowej w Montelusie, z którym był zaprzyjaźniony.
– Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale potrzebuję naprawdę pilnej informacji. Czy kontrolowaliście kiedyś supermarket niejakiego Ingrassii z Vigaty?
– Nazwisko nic mi nie mówi. A skoro go nie pamiętam, to znaczy, że nawet jeśli była tam kontrola, to nie wykazała żadnych nieprawidłowości.
– Dziękuję.
– Zaczekaj. Takimi operacjami zajmuje się sierżant Lagana. Jeśli chcesz, każę mu do ciebie zadzwonić. Jesteś w domu?
– Tak
– Daj mi dziesięć minut.
Zdążył tylko pójść do kuchni i wypić szklankę lodowatej wody, kiedy zadzwonił telefon.
– Mówi Lagana, dzwonił do mnie kapitan. Ostatnia kontrola tego supermarketu miała miejsce dwa miesiące temu. Wszystko w porządku.
– Zrobiliście ją z własnej inicjatywy?
– Rutynowa kontrola. Wszystko było w normie. Zapewniam pana, że to prawdziwa rzadkość natrafić na handlowca, którego dokumenty byłyby w takim porządku. Nie dałoby się go na niczym przyłapać.
– Sprawdziliście wszystko? Księgi rachunkowe, faktury, rachunki?
– Przepraszam, panie komisarzu. A pan myśli, że jak wykonuje się kontrole? – spytał sierżant nieco chłodniejszym tonem.
– Na miłość boską, nie chciałem podawać w wątpliwość… Cel mojego pytania był inny. Ja nie znam pewnych mechanizmów i dlatego poprosiłem o pańską pomoc. Jak zaopatrują się takie supermarkety?
– U hurtowników: pięciu lub dziesięciu, w zależności od potrzeb.
– Aha. Czy umiałby mi pan powiedzieć, u kogo zaopatruje się supermarket Ingrassii?
– Chyba tak. Powinienem mieć jakieś notatki.
– Jestem panu naprawdę wdzięczny. Zadzwonię jutro rano do biura.
– Ale ja właśnie jestem w biurze! Proszę chwilę zaczekać przy aparacie.
Montalbano usłyszał, jak pogwizduje.
– Halo? Pan komisarz? A więc Ingrassię zaopatrują trzy hurtownie w Mediolanie, jedna w Bergamo, jedna w Tarencie, jedna w Katanii. Proszę zapisać, W Mediolanie…
– Przepraszam, że przerwę. Proszę zacząć od Katanii.
– Nazwa spółki z Katanii brzmi „Pan”, jak bożek albo jak forma grzecznościowa. Jej właścicielem jest Salvatore Nicosia, mieszkaniec… Nie pasowało.
– Dziękuję, wystarczy. – Montalbano był rozczarowany.
– Chwileczkę, umknęło mi. Supermarket ma w Katanii jeszcze jednego dostawcę, wyłącznie artykułów gospodarstwa domowego. To firma Brancato.
Na kartonie widniał napis ATO – KAT. Firma Brancato – Katania: pasowało, i to jeszcze jak! Montalbano wydał z siebie tak głośny okrzyk radości, że aż przestraszył sierżanta.
– Panie komisarzu? Panie komisarzu? Mój Boże, co się stało? Źle pan się czuje, komisarzu?
11
Świeży, uśmiechnięty, w marynarce i krawacie, w wonnych oparach wody kolońskiej, Montalbano zjawił się o siódmej rano w domu kierownika supermarketu Ingrassii, pana Francesca Lacommare, który przyjął go w progu, z uzasadnionym zdziwieniem, w samych majtkach i ze szklanką mleka w dłoni.
– O co chodzi? – spytał pobladły kierownik, rozpoznając gościa.
– Dwa łatwiuteńkie pytania i po kłopocie. Ale muszę pana o czymś bardzo poważnie uprzedzić: to spotkanie musi pozostać między nami. Jeżeli pan komuś o nim opowie, choćby swojemu pryncypałowi, już znajdę jakiś pretekst, żeby wsadzić pana do pierdla, jak amen w pacierzu.
Podczas gdy Lacommare usiłował zaczerpnąć powietrza, którego na chwilę zabrakło mu w płucach, we wnętrzu mieszkania eksplodował kobiecy głos, ostry i nieprzyjemny.
– Ciccino, co to za wizyta o tej porze?
– Nic, nic, Carmilina, śpij – odparł Lacommare, przymykając drzwi za plecami. – Czy ma pan coś przeciwko temu, komisarzu, żebyśmy porozmawiali tutaj, na klatce schodowej? Na ostatnim piętrze, nad nami, jest puste mieszkanie, więc nikt nam nie będzie przeszkadzał.
– U kogo zaopatrujecie się w Katanii?
– W dwóch firmach: Pan i Brancato.
– Czy częstotliwość dostaw jest ściśle określona?
– Tygodniowa w przypadku Pan, miesięczna w przypadku Brancata. Tak się umówiliśmy z innymi supermarketami, które zaopatrują się w tych samych hurtowniach.
– Świetnie. Czyli, jak rozumiem, Brancato ładuje towar na ciężarówkę i wysyła ją w kurs po supermarketach. A w tym kursie na którym jesteście miejscu? Wyjaśnię to lepiej…
– Rozumiem, panie komisarzu. Ciężarówka wyjeżdża z Katanii, objeżdża prowincję Caltanissetty, następnie Trapani, a wreszcie Montalusy. Do nas dociera na końcu, a potem wraca pusta do Katanii.
– Ostatnie pytanie. Towar, który złodzieje ukradli, a potem pozostawili…
– Pan jest bardzo inteligentny, komisarzu.
– Chyba i pan jest inteligentny, skoro udziela mi odpowiedzi, zanim jeszcze zadam pytanie.
– Rzecz w tym, że właśnie to nie pozwala mi spać. A więc towar od Brancata został nam przekazany z wyprzedzeniem. Spodziewaliśmy się go nazajutrz rano, tymczasem przywieźli go o dzień wcześniej, kiedy zamykaliśmy. Kierowca powiedział, że supermarket w Trapani zamknięto z powodu żałoby, wobec czego się pospieszył i zdołał przyjechać przed czasem. Wtedy pan Ingrassia, żeby zwolnić ciężarówkę, zarządził rozładunek, sprawdził wykaz i przeliczył towar. Ale nie otworzył pudeł, powiedział, że jest za późno, że nie chce płacić za nadgodziny, że wszystko zostanie zrobione nazajutrz. Po upływie kilku godzin doszło do kradzieży. A więc zadaję sobie pytanie: kto zawiadomił złodziei, że towar zostanie dostarczony przed czasem?