Lacommare pasjonował się swoim rozumowaniem. Montalbano postanowił przywdziać szaty oponenta: kierownik nie powinien przybliżyć się zanadto do prawdy, mógłby spowodować kłopoty. Ponadto najwyraźniej nie był wprowadzony w ciemne interesy Ingrassii.
– Wcale nie jest powiedziane, że te dwie rzeczy mają ze sobą związek. Złodzieje mogli przyjechać, żeby ukraść to, co było już w magazynie, a tymczasem zastali w nim również świeżą dostawę.
– Dobrze, ale dlaczego potem wszystko zostawili?
To było sedno sprawy. Montalbano zawahał się. Jaka odpowiedz mogłaby zaspokoić ciekawość Lacommare?
– Czy można wiedzieć, kogo przyniosło o tej porze?! – spytała, tym razem z wściekłością, kobieta.
Musiała mieć wspaniały słuch. Montalbano wykorzystał sytuację, żeby się pożegnać. Dowiedział się już wszystkiego, co było mu potrzebne.
– Proszę się pokłonić szanownej małżonce – powiedział, ruszając ku schodom.
Kiedy doszedł do bramy, wrócił jak odbita piłeczka.
– To znowu pan? – Lacommare wypił już mleko, ale wciąż był w samych majtkach.
– Zapomniałem, proszę wybaczyć. Czy jest pan pewny, że po rozładunku ciężarówka odjechała całkowicie pusta?
– No, tego nie powiedziałem. Zostało w niej jeszcze około piętnastu dużych paczek, przeznaczonych, jak mi powiedział kierowca, dla tego supermarketu w Trapani, który był zamknięty.
– Kto, do cholery, zawraca dupę o tej porze?! – zawyła we wnętrzu pani Carmilina i Montalbano bez pożegnania wziął nogi za pas.
– Myślę, że przynajmniej w przybliżeniu udało mi się odtworzyć drogę, jaką broń docierała do groty. Proszę uważać, panie kwestorze. A więc w sposób, który musimy dopiero odkryć, broń z jakiejś części świata dociera do Brancata w Katanii, gdzie się ją magazynuje i wkłada do wielkich pudeł z nazwą firmy, jak gdyby zawierały zwykły sprzęt gospodarstwa domowego rozprowadzany do supermarketów. Kiedy przychodzi polecenie dostawy, Brancato załadowuje pudła z bronią razem z towarem. Dla bezpieczeństwa na którymś odcinku drogi pomiędzy Katanią a Caltanissettą zamieniają ciężarówkę firmy na inną, uprzednio skradzioną: jeśli ktoś odkryje broń, firma Brancato może twierdzić, że nie ma z tym nic wspólnego, że nic nie wie o tych transportach, że ciężarówka do niej nie należy i że ona sama jest wręcz ofiarą rabunku. Skradziona ciężarówka zaczyna swój kurs, pozostawia pudła… jak by to powiedzieć… czyste w różnych supermarketach, które musi zaopatrzyć, po czym oddala się w kierunku Vigaty. Jednak zanim tam dojeżdża, ciemną nocą, zatrzymuje się przy skale i wyładowuje broń, ukrywając ją w grocie. Wcześnie rano – tak mi powiedział kierownik supermarketu, Lacommare – dostarczają ostatnie pudła do supermarketu Ingrassii i odjeżdżają. W drodze powrotnej do Katanii skradziona ciężarówka zostaje zastąpiona autentyczną, firmową, która powraca do siedziby, jak gdyby wykonała kurs. I za każdym razem przekręcają licznik. Ten dowcip powtarzają od co najmniej trzech lat, bo, jak nam powiedział Jacomuzzi, grota została urządzona jakieś trzy lata temu.
– To, co pan mówi o ich zwyczajowej procedurze – powiedział kwestor – cudownie do siebie pasuje. Lecz w dalszym ciągu nie rozumiem tego przedstawienia z udawaną kradzieżą.
– To była konieczność. Czy pamięta pan wymianę ognia pomiędzy patrolem karabinierów a trzema przestępcami w okolicach Santa Lucia? Jeden z karabinierów został ranny.
– Owszem, pamiętam, ale co to ma wspólnego z naszą sprawą?
– Radiostacje lokalne nadały tę wiadomość około dziewiątej wieczorem, właśnie wtedy, gdy ciężarówka jechała w kierunku groty. Santa Lucia znajduje się o dwa, trzy kilometry od celu podróży przemytników, którzy musieli usłyszeć wiadomość właśnie przez radio. Nie byłoby rzeczą rozsądną wpaść na odludziu na jakiś patrol – a na miejsce starcia udał się niejeden. Tak więc postanowili jechać w kierunku Vigaty, w przeciwnym razie na pewno trafiliby na jakąś blokadę. Wybrali zatem najmniejsze zło, mieli dużą szansę wyjść z tego bez szwanku. I tak właśnie zrobili. Przyjeżdżają więc znacznie przed czasem i opowiadają historię o zamkniętym supermarkecie w Trapani. Ingrassia, uprzedzony o zmianie terminu, zarządza rozładunek, a ciężarówka wyrusza do Katanii. Wciąż jeszcze wiezie broń w pudłach, które, jak mówią kierownikowi Lacommare, zawierają rzekomo towar przeznaczony dla supermarketu w Trapani. Ciężarówka zostaje ukryta w pobliżu Vigaty, na terenach należących do Ingrassii czy jakiegoś wspólnika.
– Pytam raz jeszcze: po cóż mieliby udawać kradzież? Z miejsca, w którym ukryli ciężarówkę, mogli przecież jechać wprost do groty, nie przejeżdżając przez Vigatę.
– A jednak to było konieczne. Zatrzymani przez karabinierów, policję finansową lub kogo tam jeszcze, z piętnastoma paczkami bez listu przewozowego, wzbudziliby podejrzenia. Gdyby ich zmuszono do otwarcia jednego pudła, byłby klops. Musieli bezwzględnie wziąć paki, które Ingrassia kazał wyładować, a których siłą rzeczy nie miał ochoty otwierać.
– Zaczynam rozumieć.
– W nocy ciężarówka wróciła do supermarketu. Stróż nie był w stanie rozpoznać ani ludzi, ani samochodu, ponieważ poprzedniego wieczoru jeszcze nie objął służby. Załadowali zamknięte paki, ruszyli w stronę groty, rozładowali pudła z bronią, wrócili, porzucili ciężarówkę na placu przy stacji benzynowej i sprawa skończona.
– Przepraszam, ale dlaczego nie pozbyli się skradzionego towaru, jadąc w kierunku Katanii?
– To właśnie był przebłysk geniuszu: pozornie, pozostawiając ciężarówkę z całym skradzionym towarem, zmylili śledztwo. Automatycznie musieliśmy założyć żart, pogróżkę, ostrzeżenie w związku z niezapłaconym haraczem. Krótko mówiąc, skłonili nas, żebyśmy prowadzili dochodzenie na niższym poziomie, który niestety obowiązuje w naszych stronach. A Ingrassia znakomicie odegrał swoją rolę, opowiadając nam absurdalną historię o kawale, który jakoby miano mu zrobić.
– Naprawdę genialne – powiedział kwestor.
– Tak, ale jeśli dobrze się przypatrzyć, jakiś błąd, przeoczenie znajdzie się zawsze. W naszym przypadku błędem było to, że nie zauważyli kawałka kartonu, który wsunął się pod deski w podłodze groty.
– No właśnie, właśnie – powiedział kwestor, zamyślony. Następnie, jak gdyby zwracając się do siebie samego, zapytał: – Ciekawe, gdzie się podziały puste pudła?
Niekiedy zaprzątał sobie głową błahostkami.
– Pewnie załadowali je na jakiś samochód i spalili na polach. Przy grocie były co najmniej dwa samochody wspólników, być może po to, by zabrać kierowcę ciężarówki, kiedy już pozostawią ją przy stacji benzynowej.
– A więc bez tego kawałka kartonu nie moglibyśmy niczego odkryć – podsumował kwestor.
– Cóż, to nie jest całkiem tak – powiedział Montalbano. – Śledziłem inny wątek, który nieuchronnie doprowadziłby mnie do tych samych wniosków. Widzi pan, byli zmuszeni zabić biednego staruszka.
Kwestor drgnął gniewnie.
– Morderstwo? Dlaczego ja o niczym nie wiem?
– Dlatego, że zamarkowali wypadek. Dopiero wczoraj wieczorem nabrałem pewności, że przecięli mu linki hamulcowe.
– Jacomuzzi to panu powiedział?
– Niech Pan Bóg broni! Jacomuzzi jest dobrym, kochanym człowiekiem, i bardzo kompetentnym, lecz włączyć go do tego znaczyłoby tyle, co wydać komunikat prasowy.
– Kiedyś będę go musiał opierdolić, aż mu spodnie spadną – powiedział kwestor, nabierając powietrza w płuca. – Proszę opowiedzieć mi wszystko, po kolei i pomału.