Выбрать главу

– Właśnie nad tym się zastanawiam. Jedyną osobą, która może nam coś powiedzieć, jest być może Lillo Rizzitano, pański przyjaciel.

Weszła pani Angelina.

– Kolacja gotowa.

Liście i czubki karczochów, tych sycylijskich, długich i gładkich, o bieli ledwie zasnutej zielenią, były ugotowane w sam raz; nabrały delikatności i kruchości, którą Montalbano w duchu określił jako wstrząsającą. Za każdym kęsem czuł, że żołądek drży mu w rozkosznych pląsach, zupełnie jak fakirom, których pokazywano czasami w telewizji.

– I co pan o tym sądzi? – spytała pani Angelina.

– Zmysłowe – powiedział Montalbano. I widząc zdziwienie dwojga staruszków, poczerwieniał i zaczął się tłumaczyć. – Proszę mi wybaczyć. Czasami mam kłopoty z właściwym doborem przymiotników.

Barweny, ugotowane i przyprawione oliwą i cytryną, były równie lekkie jak karczochy. Dopiero przy owocach dyrektor powrócił do kwestii, którą postawił Montalbano, lecz najpierw podsumował problem reformy szkolnictwa, którą minister nowego rządu postanowił wprowadzić w życie, likwidując między innymi licea.

– Liceum istniało już w carskiej Rosji – powiedział dyrektor – choć nazywało się po rosyjsku. U nas licea powołał do życia Gentile, kiedy przeprowadził swoją reformę, która idealistycznie stawiała na pierwszym miejscu przedmioty humanistyczne. Zatem leninowcy, którzy wiadomo jakimi byli komunistami, nie mieli odwagi zlikwidować liceum. Tylko takiemu karierowiczowi, parweniuszowi, półanalfabecie i smarkaczowi jak ten minister mogło przyjść do głowy coś podobnego. Jak on się nazywa, Psujella?

– Nie, Vastella – powiedziała pani Angelina.

Tak naprawdę nazywał się jeszcze inaczej, ale komisarz nie zamierzał ich poprawiać.

– Z Lillem byliśmy kolegami we wszystkim, tylko nie w nauce, ponieważ on był wyżej. Kiedy ja chodziłem do trzeciej klasy liceum, on robił dyplom. W noc lądowania aliantów dom Lilla, który stał u stóp Baraniej Góry, został zburzony. Z tego, co udało mi się dowiedzieć później, kiedy minęła już zawierucha, tamtej nocy Lillo był sam w willi i został poważnie ranny. Pewien wieśniak widział, jak włoscy żołnierze wnosili go na ciężarówkę, bardzo krwawił. To jest ostatnia wiadomość o Lillu, jaką posiadam. Od tej pory nie miałem o nim żadnych wiadomości, a przecież próbowałem się czegoś dowiedzieć.

– Czy to możliwe, że nie przeżył nikt z całej rodziny?

– Nie wiem.

Dyrektor zauważył, że jego małżonka błądzi gdzieś myślami, miała zamknięte oczy, była nieobecna.

– Angelina! – zawołał dyrektor.

Starsza pani drgnęła i uśmiechnęła się do Montalbana.

– Musi mi pan wybaczyć. Mój mąż mówi, że zawsze byłam fantastyczną kobietą, ale to nie pochwała, to ma tylko znaczyć, że czasami daję się ponieść fantazji.

15

Po kolacji u państwa Burgio komisarz wrócił do domu jeszcze przed dziesiątą, za wcześnie, żeby pójść spać. W telewizji dyskutowano to o mafii, to o włoskiej polityce zagranicznej, to znów o sytuacji gospodarczej, debatowano o warunkach panujących w szpitalu psychiatrycznym w Montelusie i o wolności przepływu informacji. Nadawano reportaże o przestępczości wśród nieletnich mieszkańców Moskwy, o fokach i o uprawie tytoniu, emitowano film o gangsterach działających w Chicago w latach trzydziestych, a także codzienny program publicystyczny, w którym dawny krytyk sztuki, obecnie poseł i komentator polityczny, pomstował na prokuratorów, polityków lewicowych i wszystkich innych, którzy głosili poglądy odmienne od jego własnych; kreował się na małego Saint-Justa, choć w rzeczywistości należał do rzeszy tapicerów, pedikiurzystów, prestidigitatorów i striptizerów, którzy coraz częściej pojawiali się na małym ekranie. Montalbano wyłączył telewizor, zaświecił zewnętrzną lampę i usiadł na werandzie z pismem, które prenumerował. Ładnie wydane, z ciekawymi tekstami, było redagowane przez grupę młodych ekologów z Sycylii. Spojrzał na spis treści i nie mogąc się zdecydować na konkretny artykuł, zaczął przeglądać fotografie, które miały niekiedy wymiar symbolicznego przesłania.

Zaskoczył go dzwonek do drzwi. Najpierw komisarz pomyślał, że przecież nikogo się nie spodziewa, ale już po chwili przypomniał sobie, że po południu dzwoniła do niego Anna. Kiedy spytała, czy może go odwiedzić, nie umiał jej odmówić. Miał poczucie winy wobec tej dziewczyny, którą – jak sam był gotów przyznać – wykorzystał niegodnie, aby uwolnić Ingrid od prześladowań teścia.

Anna pocałowała go w policzek i wręczyła zawiniątko.

– Przyniosłam ci petrafernula.

Petrafernula, „diabelskie kamienie”, były to już niemal zapomniane ciastka, które Montalbano bardzo lubił, a które cukiernicy, nie wiedzieć czemu, przestali wypiekać.

– Pojechałam służbowo do Mittiki, zobaczyłam je na wystawie i kupiłam dla ciebie. Uważaj na zęby.

Ciastka miały tę specyficzną cechę, że im były twardsze, tym lepiej smakowały.

– Co robiłeś?

– Nic, przeglądałem pismo. Chodźmy na zewnątrz.

Usiedli na ławce. Montalbano powrócił do przeglądania zdjęć, Anna zaś oparła głowę na dłoniach i zaczęła wpatrywać się w morze.

– Jak tu pięknie!

– Owszem.

– Słychać tylko szum fal.

– Owszem.

– Wolisz, żebym przestała mówić?

– Nie.

Anna zamilkła. Po chwili znowu się odezwała.

– Wejdę do środka i pooglądam telewizję. Trochę mi zimno.

– Mhm.

Komisarz wolał jej nie ośmielać. Anna wyraźnie chciała oddać się tej samej przyjemności co zwykle – udawać, że jest jego kobietą, że spędza z nim jeden z wieczorów, jakie wypełniają całe ich życie. Na ostatniej stronie pisma zobaczył zdjęcie wnętrza groty Fragapane, która w rzeczywistości była nekropolią, mieszcząc w sobie groby chrześcijańskie wydrążone w starych zbiornikach wodnych. Fotografia ilustrowała recenzję książki, która właśnie się ukazała, niejakiego Alcide Maraventano, zatytułowanej Rytuały pogrzebowe w regionie Montelusy. Ta praca źródłowa – jak twierdził recenzent – wypełniała lukę w dotychczasowym stanie wiedzy i miała wielką wartość naukową ze względu na rozległość badań, obejmujących okres od prehistorii do epoki bizantyńskiej.

Montalbano długo zastanawiał się nad tym, co przed chwilą przeczytał. Myśl, że stągiew, czarka z pieniędzmi i pies stanowiły część obrządku grzebalnego, nie przyszła mu nawet do głowy. I pewnie był to błąd, prawdopodobnie właśnie od tego należało zacząć śledztwo. Ogarnęła go niepohamowana gorączka działania. Wszedł do domu, wyjął z gniazdka wtyczkę od aparatu telefonicznego i wziął go do ręki.

– Co robisz? – spytała Anna, która oglądała właśnie jakiś film gangsterski.

– Idę do sypialni, muszę zadzwonić do kilku osób, nie chcę ci przeszkadzać.

Wybrał numer Retelibery i poprosił do telefonu swojego przyjaciela, Nicoló Zito.

– Do rzeczy, Montalbano, za kilka sekund będę na wizji.

– Czy znasz niejakiego Maraventana, który napisał…

– Alcide? Tak, znam. Czego od niego chcesz?

– Chcę z nim porozmawiać. Masz jego numer telefonu?

– On nie ma telefonu. Jesteś w domu? Spróbuję go znaleźć i dam ci znać.

– Muszę z nim porozmawiać najpóźniej jutro.

– W ciągu godziny zadzwonię do ciebie i powiem, co masz robić.

Zgasił lampkę przy łóżku, w ciemności lepiej mu się rozmyślało. Przypomniał sobie widok groty w kształcie, w jakim ją ujrzał, kiedy wszedł do niej po raz pierwszy. Jeśli wyeliminować z obrazka dwoje nieboszczyków ułożonych na dywanie, pozostawały czarka, stągiew i pies z terakoty. Kreśląc między tymi trzema przedmiotami linię prostą, otrzymywało się trójkąt równoboczny, odwrócony wierzchołkiem do wejścia. W środku trójkąta były dwa ciała. Czy miało to jakieś znaczenie? Należało może przeanalizować kierunek trójkąta?