Выбрать главу

– To skutki ran – mówił do siebie.

Siadał w fotelu, brał gazetę albo tygodnik, lecz wystarczyło, że trafił na trochę dłuższy artykuł, a już się męczył, powieki zaczynały mu opadać, czuł, że się poci, i zapadał w sen.

Brygadier Fassio muwił że dziś wracacie do domu. Przyjmijcie wyrazy radości. Brygadier muwił że mam Was tszymać na diecie. Adelina.

Bilecik od gospodyni leżał na stole kuchennym i Montalbano natychmiast postanowił sprawdzić, co rozumiała przez słowo „dieta”: dwa świeżutkie dorsze, gotowe, żeby przyprawić je samą oliwą i cytryną. Odłączył wtyczkę telefonu; pragnął znów się zadomowić i nie chciał, by mu w tym przeszkadzano. Czekała na niego obfita korespondencja, lecz nie przeczytał ani jednego listu, ani jednej kartki. Zjadł i położył się.

Przed snem zadał sobie pytanie: skoro lekarze go zapewnili, że w pełni powróci do zdrowia, dlaczego czuł, że gardło zaciska mu smutek?

Przez pierwsze dziesięć minut prowadził ostrożnie, bardziej uważając na reakcje swojego biodra niż na to, co się działo na drodze. Następnie, widząc, że dobrze znosi wstrząsy, przyspieszył, wyjechał z Vigaty drogą prowadzącą do Montelusy, na skrzyżowaniu w Montaperto skręcił w lewo, pokonał kilka kilometrów, po czym dróżką z ubitej ziemi dotarł do niewielkiego placyku, na którym wznosił się wiejski dom. Wysiadł z samochodu. Marianna, siostra Gege, która była ich wychowawczynią w szkole podstawowej, siedziała na wiklinowym krześle przy drzwiach i naprawiała koszyk. Kiedy zobaczyła komisarza, natychmiast pobiegła mu naprzeciw.

– Salvo, wiedziałam, że tu przyjedziesz.

– To pierwsza wizyta, jaką składam po wyjściu ze szpitala – oznajmił i ogarnął ją ramieniem.

Marianna rozpłakała się, cicho, bezgłośnie, samymi łzami, i również jemu zaszkliły się oczy.

– Weź sobie krzesło – powiedziała.

Montalbano usiadł tuż przy Mariannie, która wzięła go za rękę i zaczęła głaskać mu dłoń.

– Cierpiał?

– Nie. Już podczas strzelaniny zorientowałem się, że Gege zginął na miejscu. Potem potwierdzili to lekarze. Myślę, że nawet nie zdążył zrozumieć, co się dzieje.

– To prawda, że zastrzeliłeś tego, który strzelał do Gege?

– Tak.

– Bez względu na to, gdzie Gege jest, będzie z tego zadowolony.

Westchnęła, ujęła mocniej dłoń komisarza.

– Gege poszedłby za tobą w ogień.

Meu amigo de alma – Montalbanowi przypomniał się pewien tytuł.

– Ja za nim też – powiedział.

– Pamiętasz, jaki był z niego nicpoń?

Nicpoń, urwis, leń patentowany. Marianna wyraźnie nie miała na myśli ostatnich lat, jego trudnych związków z prawem, lecz te dawne czasy, kiedy jej młodszy brat był mały i krnąbrny.

Montalbano uśmiechnął się.

– Pamiętasz, jak wrzucił petardę do miedzianego kotła, a człowiek, który go naprawiał, zemdlał od huku?

– A jak wylał atrament z kałamarza do torebki nauczycielki, pani Longo?

Około dwóch godzin rozmawiali o Gege i jego wyczynach, zatrzymując się tylko na epizodach, które sięgały co najwyżej czasu dojrzewania.

– Zrobiło się późno, już pójdę – powiedział Montalbano.

– Zaprosiłabym cię, żebyś został ze mną na obiedzie, ale mam same ciężkostrawne rzeczy.

– Co przygotowałaś?

– Attuppateddri z sosem.

Attuppateddri, czyli mieszkańcy małych jasnobrązowych muszli, zapadając w letarg, wydzielają śluz, który twardnieje, staje się białą błoną i zamyka, wręcz barykaduje, wejście do muszli. Na samą myśl o nich Montalbana zemdliło i miał ochotę odmówić. Lecz jak długo jeszcze będzie go prześladować ta obsesja? Przeprowadził chłodną kalkulację i postanowił przyjąć zaproszenie, żeby rzucić wyzwanie jednocześnie żołądkowi i psychice. Siedząc nad talerzem, z którego unosił się delikatny zapach barwy ochry, musiał się zmusić do jedzenia, ale wyciągnąwszy szpilką pierwszego ślimaka i spróbowawszy, od razu poczuł się wyzwolony: znikła obsesja, odczarował się smutek, nie było wątpliwości, że odżyje również żołądek.

W biurze utonął w objęciach. Tortorella nawet uronił łzę.

– Dobrze wiem, co to znaczy: wrócić po tym, jak człowiek oberwał kulę!

– Gdzie jest Augello?

– W pańskim gabinecie – powiedział Catarella.

Bez pukania otworzył drzwi, a Mimi poderwał się z krzesła za biurkiem, jak gdyby przyłapano go na kradzieży. Poczerwieniał.

– Niczego nie ruszałem. Tylko że stąd telefony…

– Bardzo dobrze zrobiłeś, Mimi – uciął Montalbano, tłumiąc ochotę, żeby skopać tyłek facetowi, który ośmielił się usiąść na jego krześle.

– Jeszcze dziś miałem odwiedzić cię w domu – powiedział Augello.

– Po co?

– Żeby ustalić ochronę.

– Czyją?

– Jak to czyją? Twoją. Wcale nie jest powiedziane, że tamci nie spróbują ponownie. Mogą nie dać za wygraną.

– Mylisz się, już nic więcej mi się nie przydarzy. Ponieważ, Mimi, to przez ciebie do mnie strzelano.

Augello oblał się takim rumieńcem, jak gdyby wsadzono mu w tyłek wtyczkę przewodu wysokiego napięcia. Zaczął drżeć. W końcu chyba cała krew gdzieś mu odpłynęła, bo pobladł jak nieboszczyk.

– Co też ci przychodzi do głowy? – wybełkotał.

Montalbano uznał, że wystarczająco się zemścił za przywłaszczenie biurka.

– Spokojnie, Mimi. Niezręcznie się wyraziłem. Chciałem powiedzieć, że to ty uruchomiłeś mechanizm, który sprawił, że do mnie strzelano.

– Mów jaśniej – poprosił Augello, osunął się na krzesło i otarł sobie chusteczką usta i czoło.

– Mój drogi, bez konsultacji ze mną, bez pytania, czy zgadzam się na to, czy nie, kazałeś śledzić Ingrassię. I co, myślałeś, że on jest taki głupi, żeby się nie zorientować? Wystarczyło najwyżej pół dnia, by zauważył, że mu depczesz po piętach. Miał jednak uzasadnione podejrzenia, że to ja wydałem polecenie. Zdawał sobie sprawę z tego, że popełnił mnóstwo błędów, za które wystawiłem go na cel, i wówczas, żeby się zrehabilitować w oczach Brancata, który zamierzał go zlikwidować – sam mi opowiedziałeś treść ich rozmowy telefonicznej – opłacił dwóch sukinsynów, żeby mnie rozwalili. Tyle że plany diabli wzięli. Wtedy Brancato, albo ktoś w jego imieniu, miał już powyżej uszu Ingrassii i jego niebezpiecznych porywów geniuszu, z niepotrzebnym zabójstwem biednego Misuraki na czele, i zadbał o to, żeby szef supermarketu zniknął z powierzchni ziemi. Gdybyś nie zaniepokoił Ingrassii, Gege wciąż jeszcze byłby wśród żywych, a mnie nie bolałoby biodro. To wszystko.

– Cóż, jeżeli sprawy tak się mają… – powiedział skruszony Mimi.

– Mają się tak, jak mówię. Możesz śmiało założyć się o własną dupę.

Samolot wyhamował bardzo blisko budynku, pasażerowie nie musieli wsiadać do autokaru. Montalbano widział, jak Livia schodzi po trapie i z pochyloną głową kieruje się do wejścia. Skrył się w tłumie, popatrzył na Livię, która po długim oczekiwaniu podniosła bagaż z taśmy, położyła go na wózku i ruszyła w stronę postoju taksówek. Poprzedniego wieczoru umówili się telefonicznie, że z Palermo uda się pociągiem do Montelusy, a on tylko przyjedzie po nią na dworzec. Tymczasem postanowił sprawić jej niespodziankę, pojawiając się już na lotnisku Punta Raisi.

– Czy jest pani sama? Mogę podwieźć?

Livia, która szła do pierwszej taksówki w szeregu, zatrzymała się raptownie i krzyknęła:

– Salvo!

Szczęśliwi, padli sobie w ramiona.