– To był żart, komisarzu, chcieli zrobić mi kawał.
Montalbano wbił wzrok w długopis, który trzymał w dłoni, skupił się na nakrętce, wyciągnął ją, obejrzał dokładnie z zewnątrz i od środka, jak gdyby pierwszy raz w życiu widział podobny przedmiot, dmuchnął, żeby usunąć jakiś niewidoczny pyłek, obejrzał raz jeszcze, nie wystarczyło mu to jednak, dmuchnął ponownie, położył na biurku, odkręcił metalowy czubek, zastanowił się, umieścił go obok nakrętki, obejrzał dokładnie środek skuwki, która pozostała mu w dłoni, dołożył do dwóch pozostałych części i głęboko westchnął. Dzięki tej operacji zdołał się opanować, powstrzymać pokusę, która przez chwilę nim owładnęła, by wstać, podejść do Ingrassii, walnąć go pięścią w nos i spytać, czy według niego to kawał, czy poważny argument.
Tortorella, który przyglądał się scenie i znał zachowania przełożonego, w wyraźny sposób poczuł ulgę.
– Proszę mi to wyjaśnić – powiedział Montalbano, w pełni nad sobą panując.
– A co tu wyjaśniać, komisarzu? Wszystko jest jasne jak słońce. Cały skradziony towar znajdował się w znalezionej ciężarówce, nie brakowało ani jednej zapałki, ani jednej wykałaczki, ani jednego lizaka. A więc jeśli nie chcieli niczego ukraść, to chcieli zrobić kawał, tak dla jaj.
– Ja trochę wolno myślę, zatem proszę o cierpliwość, panie Ingrassia. Zreasumujmy. Osiem dni temu z parkingu w Katanii, czyli dokładnie po drugiej stronie miasta, dwie osoby uprowadziły ciężarówkę z przyczepą, należącą do firmy Sferlazza. Ciężarówka zniknęła. Przez siedem dni ukrywano ją gdzieś na odcinku pomiędzy Katanią a Vigatą. Ukrywano, bo przecież nikt jej w tym czasie nie widział. A więc logiczny wniosek jest taki, że ktoś ukradł i ukrywał tę ciężarówkę jedynie po to, żeby wyciągnąć ją potem w odpowiedniej chwili i zrobić panu psikusa. Pójdźmy dalej. Wczoraj w nocy, około pierwszej, ciężarówka zmaterializowała się i kiedy na szosie był niewielki ruch, stanęła przed pańskim supermarketem. Nocny stróż pomyślał, że to zaopatrzenie, choć pora dostawy mogła wydać się dziwna. Nie wiemy, jak dokładnie potoczyły się sprawy, bo stróż wciąż jeszcze nie odzyskał mowy. Jedno jest pewne: że go ogłuszyli i zabrali mu klucze. Jeden ze złodziei rozebrał strażnika i włożył jego mundur: to na pewno genialne posunięcie. Drugie genialne posunięcie: pozostali włączyli światła i bezczelnie wzięli się do roboty, nie zachowując środków ostrożności – gdyby to nie działo się w nocy, można by powiedzieć, że pracują w pełnym słońcu. Przemyślne, bez wątpienia. Bo komuś, kto przypadkiem znalazłby się w okolicy i zobaczył strażnika w mundurze, pilnującego kilku osób, które załadowują ciężarówkę, nie przeszłoby nawet przez myśl że właśnie dochodzi do kradzieży. Ta rekonstrukcja jest dziełem mojego kolegi Augella, a potwierdza ją relacja pana Misuraki, który właśnie wtedy wracał tamtędy do domu.
Ingrassia, który stopniowo tracił zainteresowanie słowami komisarza, na brzmienie tego nazwiska poderwał się, jak gdyby użądliła go osa.
– Misuraca?!
– Tak, ten, który pracował w urzędzie stanu cywilnego.
– Przecież to faszysta!
– Nie rozumiem, co mają wspólnego poglądy polityczne pana Misuraki ze sprawą, o której rozmawiamy.
– Mają, i to jak! Bo kiedy ja uprawiałem politykę, on był moim przeciwnikiem.
– To już nie zajmuje się pan polityką?
– A co można zdziałać teraz, kiedy sędziowie z Mediolanu postanowili zniszczyć politykę, handel i przemysł?!
– Proszę posłuchać, pan Misuraca złożył tylko zwykłe, proste zeznanie, które podkreśla wysoką klasę złodziei
– Gówno mnie obchodzi, co podkreśla Misuraca. Mówię tylko, że to biedny, stary cymbał, który już dawno skończył osiemdziesiątkę. Byłby w stanie przysiąc, że widział gruszki na wierzbie. A poza tym to co on tam robił tak późno w nocy?
– Nie wiem, spytam go. Ale wróćmy do naszej sprawy.
– No więc wróćmy.
– Kiedy towar z pańskiego supermarketu został już załadowany, mniej więcej dwie godziny później, ciężarówka odjechała. Pokonała pięć albo sześć kilometrów, zawróciła i zaparkowała przy stacji benzynowej, gdzie stała do mojego przyjazdu. I według pana zrobili cały ten raban i popełnili pół tuzina przestępstw, ryzykując długie lata więzienia, jedynie po to, żeby sobie i panu dać okazję do śmiechu?
– Panie komisarzu, możemy tu spędzić nawet całą noc, a i tak przysięgam, że przychodzi mi do głowy tylko to jedno: ktoś chciał mi zrobić kawał.
W lodówce czekał na niego makaron na zimno z pomidorami, bazylią, oliwą i czarnymi oliwkami. Nad talerzem unosił się zapach, który umarłego wyrwałby z grobu. Na drugie danie były sardele z cebulą i octem. Komisarz nauczył się bezgranicznie ufać kulinarnej fantazji Adeliny – kobiety, która prowadziła mu dom. Gospodyni przychodziła codziennie, żeby zająć się dosłownie wszystkim. Jej synowie byli notorycznymi przestępcami, a jednego z nich Montalbano osobiście wsadził do więzienia. Także i dziś Adelina go nie zawiodła. Zawsze kiedy zamierzał otworzyć piekarnik albo lodówkę, odczuwał takie samo podniecenie jak w dzieciństwie, gdy drugiego listopada, wcześnie rano, szukał wiklinowego kosza, do którego w nocy zmarli podrzucili upominki. Był to obyczaj już zapomniany, wyparty przez banał bożonarodzeniowych prezentów pod choinkę – zresztą w ogóle przestawano już pamiętać o zmarłych. Jedynie ludzie mafii nie zapominali o nieboszczykach – ba, wręcz uparcie podtrzymywali płomień pamięci o tamtym świecie! – lecz dla ich uczczenia posyłali z pewnością inne prezenty niż metalowe kolejki czy owoce kandyzowane. Wracając do rzeczy, niespodzianka była nieodzowną przyprawą potraw Adeliny.
Wyjął jedzenie, butelkę wina, chleb, włączył telewizor i usiadł przy stole. Lubił jeść bez towarzystwa, cieszyć się w spokoju każdym kęsem. Wśród wielu rzeczy, jakie łączyły go z Livią, było również upodobanie do jedzenia w milczeniu. Pomyślał, że jeśli chodzi o gusty kulinarne, to bliżej mu do Maigreta niż do Pepe Carvalho. Bohater powieści Manuela Vazqueza Montalbana opychał się daniami, które nawet w brzuchu rekina wypaliłyby dziurę.
Z programów informacyjnych telewizji państwowej można się było dowiedzieć, że nad krajem gromadzą się ciemne chmury niezadowolenia społecznego, a większość rządząca nie reprezentuje wspólnego stanowiska w sprawie pewnej ustawy. Na jej mocy ludzie, którzy roztrwonili pół majątku narodowego, mieli zostać warunkowo zwolnieni z więzienia. Prokuratorzy, którym udało się zdemaskować główne ośrodki korupcji politycznej, na znak protestu zapowiedzieli dymisje. Lekki powiew buntu wyczuwamy był również w wypowiedziach zwykłych ludzi.
Montalbano przełączył na jeden z dwóch kanałów lokalnych. Televigata była stacją prorządowa z przyrodzonego poczucia wierności, bez względu na to, czy rząd tworzyli czerwoni, czarni czy błękitni. Spiker nawet nie wspomniał o aresztowaniu Tana. Powiedział tylko, że kilku odpowiedzialnych obywateli zawiadomiło komisariat w Vigacie o równie głośnej co tajemniczej strzelaninie, do której doszło o świcie za miastem, na terenach nazywanych „leszczyną”; policjanci natychmiast dotarli na miejsce, lecz nie stwierdzili niczego niezwykłego. O aresztowaniu Tana nie wspomniał również dziennikarz Retelibery, Nicoló Zito, który nie ukrywał swoich komunistycznych poglądów. Był to znak, że aresztowanie „Greka” udało się na szczęście zachować w tajemnicy. Natomiast zupełnie nieoczekiwanie Zito zaczął mówić o niezwykłej kradzieży w supermarkecie Ingrassii i o zaskakującym odnalezieniu ciężarówki z całym skradzionym towarem. Według relacji wszyscy byli przekonani, że pojazd został porzucony przez bandytów w następstwie kłótni o podział łupów. Jednak Zito nie zgadzał się z tą opinią; sugerował, że wydarzenia musiały potoczyć się inaczej, a cała sprawa jest z pewnością bardziej złożona.