Brwi Edwarda powędrowały jeszcze wyżej.
— Jezu, Vergil, Bernard to niemal święty. Miesiąc, dwa miesiące temu był na okładce Megi i Rolling Stone. Dlaczego mówisz mi to wszystko?
— To oczywiście miał być sekret, giełda, przełom w badaniach i tak dalej. Ale ja mam tam swój kontakt. Słyszałeś kiedyś o Hazel Overton? Edward potrząsnął głową.
— A powinienem?
— No, chyba nie. Myślałem, że Hazel serdecznie mnie nie znosi, a tymczasem okazało się, że czuje do mnie coś w rodzaju niechętnego szacunku. Zadzwoniła dwa miesiące temu i zapytała, czy nie zechciałbym napisać z nią artykułu o czynniku F w genomach E.coli.
Rozejrzał się dookoła i zniżył głos.
— A ty rób, co chcesz. Ja mam dość tych sukinsynów. Edward gwizdnął.
— Dajesz mi zarobić, nie?
— Jeśli o tym marzysz? Możesz też posłuchać mnie przez kilka chwil, nim popędzisz do swego maklera.
— Oczywiście. Mów dalej.
Vergil nie tknął ani białego serca, ani ciasta. Zjadł tylko ananasa i wypił mleko czekoladowe.
— Wepchnąłem się tam pięć lat temu. Ze szkołą medyczną i doświadczeniem w komputerach byłem wielkim faworytem w wyścigach do Doliny Enzymów. Przeszedłem się z papierami tam i z powrotem po North Torrey Pines Road i Genetron mnie przyjął.
— To wszystko?
— Nie. — Vergil pogrzebał w białym serze widelcem i zaraz go odłożył. — Poprawiłem sobie papiery. Studia, świadectwa, tego typu rzeczy. Nikt się w tym jeszcze nie połapał. Wszedłem przez bramę triumfalną i szybko wyrobiłem sobie nazwisko. Przy białkach i wstępnych badaniach do biochipów. Genetron ma za sobą duże pieniądze i niczego nam nie brakowało. Po czterech miesiącach poszedłem na swoje. Dzieliłem laboratorium, ale mogłem prowadzić własne badania. Parę razy mi się udało.
Machnął nonszalancko ręką.
— Potem trochę zboczyłem z drogi. Robiłem swoją robotę, a po godzinach… Szefostwo się połapało, no i wylali mnie. Zdołałem… ocalić fragmenty doświadczenia, ale nie byłem zbyt ostrożny. Czy może rozsądny. I teraz mój eksperyment wydostał się poza laboratorium.
Edward uważał zawsze Vergila za człowieka ambitnego i bardziej niż trochę pomylonego. Nawet w szkolnych czasach jego stosunki z osobami reprezentującymi władzę nie bywały dobre. Już dawno Edward dostrzegł, że nauka jest dla jego przyjaciela jak cnotliwa kobieta, która nagle rzuca się w ramiona chłopca nie dorosłego do dojrzałej miłości, przestraszonego, że na zawsze straci szansę, przegra i wszystko spieprzy. Co też najwyraźniej nastąpiło.
— Wydostał się poza laboratorium? Nie rozumiem.
— Chcę, żebyś mnie zbadał. Dokładnie. Jak na raka. Później ci wszystko wyjaśnię.
— Chcesz badań za dziesięć tysięcy?
— Wszystkiego, co możesz zrobić. Ultrasonografia. NMR.[4] Termografia. Wszystko.
— Nie wiem, jak będzie z dojściem do aparatury. Ten nowy PET[5] jest tu od miesiąca czy dwóch. Trudno nawet wymyślić coś droższego.
— Więc ultrasonografia i NMR. To powinno wystarczyć.
— Vergil, ja jestem zwykłym położnikiem, a nie genialnym dzieckiem biochipów. Ginekolog-położnik, żeby było śmieszniej. Pewnie mógłbym ci pomóc, jeśli zmieniasz się w kobietę.
Ulam pochylił się głęboko, omal nie pakując ręki w ciasto. Uniknął nieszczęścia o milimetry, odchylając łokieć dosłownie w ostatniej chwili. Dawny Vergil trafiłby w sam środek talerzyka.
— Zbadaj mnie, to… — Zmrużył oczy i potrząsnął głową. — Po prostu mnie zbadaj.
— Załatwię ultrasonografie i NMR. Kto płaci?
— Mam ubezpieczenie. Przed opuszczeniem Genetronu popracowałem nad aktami. Do stu tysięcy dolarów niczego nie sprawdzą i niczego nie będą podejrzewać. Ale to wszystko musi zostać między nami.
Edward potrząsnął głową.
— Masz spore wymagania.
— A chcesz przejść do historii medycyny?
— Czy to żart? Vergil potrząsnął głową.
— Nie zakpiłbym z ciebie, przyjacielu.
Edward przygotował wszystko na wieczór tego samego dnia, własnoręcznie wypełniając formularze. Nauczył się już, że większość badań można robić bez żadnych oficjalnych pozwoleń, jeśli tylko wystawi się odpowiedni rachunek. Nie doliczył honorarium. W końcu, jeszcze w szkole, to właśnie Vergil próbował mu połamać żebra. Byli przyjaciółmi.
Został w pracy po godzinach. Możliwie jak najkrócej wyjaśnił Gail przyczyny spóźnienia; westchnęła, lecz jak na prawdziwą żonę lekarza przystało, powiedziała tylko, że jeśli wróci późno, znajdzie na stole parę kanapek.
Vergil przyszedł o dziesiątej wieczorem i spotkał się z Edwardem w umówionym miejscu, na drugim piętrze skrzydła, które pielęgniarki nazywały „Pałacem Frankensteina”. Gdy wchodził do małej poczekalni, Edward siedział na pomarańczowym plastikowym krzesełku, czytając jeden z przeznaczonych dla pacjentek magazynów. Ulam wyglądał na zagubionego i przerażonego. W świetle lamp fluorescencyjnych jego skóra nabrała oliwkowego odcienia.
Edward skinął lekarzowi dyżurnemu dając mu znak, że pacjent przyszedł do niego i poprowadził Vergila do gabinetu. Nie rozmawiali. Vergil rozebrał się i położył na pokrytym papierem, wyściełanym stole.
— Masz spuchnięte kostki — powiedział Edward, dotykając ich delikatnie. Nie wyczuł jednak opuchlizny, ciało było zdrowe, twarde. — Hmmm — mruknął domyślnie, a Vergil tylko podniósł brwi i pochylił głowę, jakby chciał powiedzieć: Jeszcze nic nie widziałeś.
— W porządku. Mam zamiar przebadać cię kilkoma aparatami a ich odczyty zebrać na monitorze. Najpierw ultrasonografia.
Umocował czujniki do nieruchomego ciała w miejscach, do których duża maszyna miała utrudniony dostęp. Następnie obrócił stół, wsunął go w emaliowany otwór diagnostatu, nazywanego przez pielęgniarki Jaskinią Szumów, i po dwunastu oddzielnych impulsach, przebiegających przez ciało od stóp do głowy, wysunął stół. Vergil spocił się, oczy miał zamknięte.
— Klaustrofobia nie przeszła?
— Trochę.
— NMR jest gorszy.
— Prowadź, Makdufie!
Nowoczesny, kompletny NMR był imponująco wielkim, błyszczącym chromem i jasnym błękitem pudłem w kształcie mastaby. Zajmował małą salkę, w której miejsca wystarczało akurat na to, by obrócić stół.
— Tutaj nie jestem już ekspertem, więc potrzebuję czasu — uprzedził Edward, wpychając stół w przeznaczone nań zagłębienie.
— Oto za co płacę lekarzom — wymruczał Vergil i gdy przykryto go szklanym kloszem, zamknął oczy. Potężny magnes zabuczał obiegając wnękę. Edward wydał maszynie polecenie podania danych na centralny monitor znajdujący się w sąsiedniej sali i pomógł Vergilowi wstać.
— Trzymasz się? — zapytał.
— Courage — odpowiedział Vergil z francuskim akcentem.
Przeszli do sali. Edward przygotował wielki ekran video i wydał polecenie integracji i przekazania danych. W ciemnej sali obraz nabierał ostrości przez kilka sekund.
— Najpierw szkielet — stwierdził Edward i oczy mu się rozszerzyły. Obejrzał organy wewnętrzne, mięśnie, układ krwionośny i skórę.
— Ile czasu minęło od wypadku? — zapytał podchodząc do monitora. Nie udało mu się całkowicie ukryć drżenia głosu.
— Nie miałem żadnego wypadku.
— Jezu, pobili cię, żebyś nie gadał?
— Nie rozumiesz. Spójrz na obraz. To nie uraz.
4
NMR — od Nuclear Magnetic Resonance — aparat diagnostyczny wykorzystujący zjawisko rezonansu magnetycznego.
5
PET — od Positron Emitting Tomography — aparat diagnostyczny będący udoskonaleniem tomografu. Oba te urządzenia już dziś wykorzystywane są w praktyce medycznej w USA.