Uśmiechnęłam się, po czym przeszłam do konkretów.
– Co pana sprowadza do Agencji Detektywistycznej Greya? – spytałam.
– Nakazano mi pomówić z panią na osobności, panno NicEssus – spróbował po raz ostatni.
– Wolę, gdy mówi się do mnie „panno Gentry”. NicEssus to znaczy: „córka Essusa”. To bardziej tytuł niż nazwisko.
Uśmiechnął się nerwowo, po czym posłał mi przepraszające spojrzenie. Musiał je chyba ćwiczyć przed lustrem.
– Przepraszam, nie przywykłem do obcowania z księżniczkami elfów. – Uśmiechnął się znowu i spojrzał mi głęboko w oczy. To jedno spojrzenie wystarczyło. Już wiedziałam, jak Jeffery płaci za swoje garnitury.
– Istotnie, księżniczki w dzisiejszych czasach to towar deficytowy – przyznałam z uśmiechem, starając się być miła. Szczerze mówiąc, chciałam to mieć jak najszybciej za sobą. Byłam niewyspana i miałam nadzieję, że gdy uda nam się spławić Jeffery’ego, zrobimy sobie przerwę na kawę.
– Zieleń pani żakietu podkreśla zieleń i złoto pani oczu. Nigdy nie widziałem osoby z takimi tęczówkami.
Rhys roześmiał się ze swojego kąta, nawet nie usiłując zamaskować tego kaszlem. Znał się na etykiecie równie dobrze jak ja.
– Ja też mam takie tęczówki, a nie pochwaliłeś mojego wyglądu – powiedział z wyrzutem. Miał rację. Dosyć już tych uprzejmości.
– Nie wiedziałem, że powinienem był to zrobić. – Maison sprawiał wrażenie zakłopotanego. Nareszcie coś autentycznego.
Wyprostowałam nogi i pochyliłam się do przodu, kładąc splecione dłonie na biurku. Ręka Kitta przesunęła się w górę mojej łydki, ale zatrzymała się na kolanie. Swego czasu ustaliliśmy, dokąd Kitto może się posunąć. Linię graniczną stanowiły moje kolana. Przekroczy ją i może wracać do domu.
– Panie Maison, dla pana wygody przełożyliśmy ważne spotkanie. Byliśmy uprzejmi i profesjonalni. Prawienie mi komplementów nie jest ani uprzejme, ani profesjonalne.
Popatrzył na mnie niepewnie i jego spojrzenie było chyba najbardziej szczere od momentu, kiedy przekroczył próg mojego gabinetu.
– Myślałem, że prawienie komplementów sidhe jest ogólnie przyjęte. Powiedziano mi, że dla sidhe nie ma większej zniewagi niż to, że ktoś ją ignoruje, mimo że zrobiła wszystko, by wyglądać atrakcyjnie.
Przypatrzyłam mu się uważnie. Wreszcie powiedział coś naprawdę ciekawego.
– Większość ludzi nie ma pojęcia o zwyczajach sidhe, panie Maison. Skąd pan o tym wie?
– Moja pracodawczyni chciała mieć pewność, że nikogo nie urażę. Czy miałem również prawić komplementy mężczyźnie? Nic o tym nie mówiła.
A więc przysłała go tu kobieta. To była najważniejsza informacja z wszystkich tych, które uzyskałam od niego przez cały ten czas, kiedy siedział przede mną.
– Kim ona jest? – spytałam.
Popatrzył na Rhysa, potem na mnie, potem na Doyle’a i wreszcie znowu na mnie.
– Otrzymałem wyraźne polecenie, by mówić tylko z panią, panno Gentry. Nie wiem, co mam w takiej sytuacji robić.
No, to było przynajmniej szczere. Trochę mu współczułam. Oględnie mówiąc, miał problemy z samodzielnym myśleniem.
– Dlaczego nie zadzwonisz do swojej pracodawczyni? – spytał Doyle. Jeffery podskoczył na dźwięk jego niskiego głosu. Mnie natomiast przeszedł dreszcz. Czasami jego głos sprawia, że cała dygoczę. – Powiedz swojej pracodawczyni, co się stało, i może ona wymyśli jakieś rozwiązanie.
Rhys znowu się roześmiał. Doyle posłał mu wrogie spojrzenie i przestał się śmiać, jednak musiał zakryć twarz dłonią i zakaszleć. Nie obchodziło mnie to. Miałam przeczucie, że jeśli będziemy żartować sobie z Jeffery’ego, spędzimy tu cały dzień.
Obróciłam stojący na biurku telefon w jego stronę i podałam mu słuchawkę.
– Zadzwoń do swojej szefowej, Jeffery. Wszyscy chcemy wyrobić się z pracą, prawda? – Z rozmysłem zwróciłam się do niego po imieniu. Miałam nadzieję, że w ten sposób zmuszę go do działania.
Wziął słuchawkę i nacisnął klawisze.
– Cześć, Marie – przywitał się – tak, muszę z nią rozmawiać. – Przez kilka chwil milczał, potem wyprostował się i powiedział: – Właśnie siedzę naprzeciwko niej. Ma ze sobą dwóch ochroniarzy, którzy odmawiają wyjścia. Mam rozmawiać przy nich?
Czekaliśmy cierpliwie, podczas gdy on chrząkał nerwowo i powtarzał: „hm”, „tak”, „nie”; w końcu odłożył słuchawkę.
– Moja pracodawczyni uznała, że mogę wtajemniczyć was w szczegóły sprawy, ale nie powinienem wyjawiać jej imienia, przynajmniej na razie.
Spojrzałam na niego wyczekująco.
– Słuchamy – powiedziałam.
Po raz ostatni spojrzał nerwowo na Doyle’a, po czym nabrał powietrza w płuca i zaczął:
– Moja pracodawczyni znajduje się w nader niezręcznej sytuacji. Chciałaby z panią porozmawiać, ale uważa, że pani… – Zmarszczył brwi, szukając odpowiedniego słowa. Wyglądało na to, że może mu to zająć trochę czasu, więc mu pomogłam.
– Moi strażnicy.
Uśmiechnął się z widoczną ulgą.
– Właśnie, pani strażnicy i tak by się dowiedzieli prędzej czy później, więc już lepiej, żeby dowiedzieli się prędzej… – Wydawał się niezmiernie zadowolony z siebie. Nie, zdecydowanie myślenie nie było jego mocną stroną.
– Dlaczego po prostu nie przyjdzie do biura i nie pomówi z nami?
Przestał się uśmiechać i znowu wyglądał na skonsternowanego. Chciałam przyspieszyć obrót spraw. Problem polegał na tym, że Jeffery’ego tak łatwo było zbić z tropu, że nie miałam pojęcia, jak tego uniknąć.
– Moja pracodawczyni obawia się rozgłosu, jaki panią otacza, panno Gentry.
Nie musiałam pytać, co ma na myśli. W tej właśnie chwili grupa reporterów i fotoreporterów koczowała przed budynkiem, w którym mieściło się biuro. W moim apartamencie, w obawie przed teleobiektywami, w ogóle nie rozsuwaliśmy zasłon.
Jak media mogłyby się oprzeć królewskiej córce marnotrawnej powracającej do domu po tym, jak została uznana za martwą? Już samo to zasługiwało na uwagę. A gdy jeszcze dodało się do tego dużą dawkę romansu, nie schodziłam z pierwszych stron gazet. Historyjka, którą wymyśliliśmy na użytek publiczny, głosiła, że wyszłam z ukrycia, by znaleźć męża na dworze królewskim. Tradycyjny sposób, w jaki członkini rodu królewskiego znajdowała małżonka, polegał na przespaniu się z jak największą liczbą kandydatów. Jeśli zaszła w ciążę, wychodziła za mąż; jeśli nie, nie wychodziła. Istoty magiczne nie miewają wielu dzieci; członkowie rodów królewskich miewają ich jeszcze mniej, więc wychodzenie za mąż, jeśli nie jest się w ciąży, nie jest dobrze widziane.
Andais rządziła Dworem Unseelie przez ponad tysiąc lat. Mój ojciec powiedział kiedyś, że bycie królową znaczy dla niej więcej niż cokolwiek innego na świecie. Obiecała jednak ustąpić z tronu, jeśli Cel albo ja damy życie następcy. Jak już wspomniałam, dzieci są dla sidhe bardzo ważne.
Tyle wersja oficjalna. Zatajała ona wiele, jak na przykład fakt, że Cel usiłował mnie zamordować i właśnie odbywał za to karę. Media nie wiedziały o wielu sprawach, a ponieważ królowa chciała, by tak pozostało, nie byliśmy zbyt rozmowni.
Moja ciotka powiedziała, że pragnie, by następca był tej samej krwi co ona, nawet jeśli ta krew miałaby być zbrukana przez domieszkę jakiejś innej krwi, jak to jest w moim wypadku. Kiedyś, gdy byłam dzieckiem, usiłowała mnie nawet utopić, ponieważ nie byłam dla niej prawdziwą sidhe. Musimy starać się zadowolić naszą królową; im jest szczęśliwsza, tym mniej jej poddanych umiera.
– Wcale się nie dziwię, że twoja pracodawczyni nie chce brać udziału w tym cyrku – powiedziałam.