Выбрать главу

Mój głos obniżył się jeszcze bardziej, tak że ostatnie słowa były wypowiedziane ochrypłym szeptem. W tym momencie nie żartowałam. Jeśli dzięki przelaniu krwi Rhysa zyskałabym na znaczeniu, zabiłabym go. Znałam go całe życie. Był moim kochankiem i na swój sposób przyjacielem. Jednak mogłabym go zabić. Brakowałoby mi go i żałowałabym, że musiałam to zrobić, ale wiedziałam, że muszę zmusić moich strażników do tego, by mnie szanowali. Pożądałam moich strażników; lubiłam tych, z którymi sypiałam; właściwie nawet kochałam jednego czy dwóch, ale niewielu z nich chciałabym widzieć obok siebie na tronie. Władza absolutna, prawdziwe życie i śmierć – komu można zaufać, mając taką władzę? Któremu z nich? Odpowiedź: żadnemu. Wszyscy mają swoje słabe strony, wszyscy przekonani są o własnej nieomylności. Ufałam sobie, jednak były i takie dni, kiedy w siebie wątpiłam. Miałam nadzieję, że zwątpienie pozwoli mi pozostać uczciwą. Może się łudziłam. Może nikt, komu dano taką władzę, nie może pozostać sprawiedliwy i uczciwy. Może prawdą było stare powiedzenie, że władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. Wiedziałam jedno: jeśli teraz nie opanuję sytuacji, moi strażnicy utracą do mnie resztki szacunku. Mogłabym zyskać tron, ale straciłabym wszystko inne. Tak naprawdę to nawet nie chciałam tronu. Chciałam jednak spróbować zmienić świat na lepsze. I, oczywiście, to właśnie pragnienie było moim słabym punktem. Myślałam, że wiem, co będzie najlepsze dla całego Dworu Unseelie. Cóż za arogancja.

Roześmiałam się. Śmiałam się tak bardzo, że musiałam usiąść na podłodze. Trzymałam zakrwawiony nóż i obserwowałam dwóch strażników, którzy patrzyli na mnie z niepokojem. Oko Rhysa już nie błyszczało. Kitto dotknął mojej ręki, delikatnie, jakby bał się mojej reakcji. Objęłam go, przytuliłam do siebie i najzwyczajniej w świecie się rozpłakałam. Trzymałam Kitta, zakrwawiony nóż i płakałam.

Nie byłam lepsza od innych. Władza deprawuje – oczywiście, że tak. Po to w końcu jest. Skuliłam się na podłodze i pozwoliłam Kitlowi, by mnie kołysał, a potem nie opierałam się, gdy Doyle bardzo ostrożnie wyjął nóż z mojej ręki.

Rozdział 4

W końcu wylądowałam w jednym z foteli przeznaczonych dla klientów z kubkiem gorącej miętowej herbaty w dłoni i moim szefem, Jeremym Greyem, przy boku. Nie wiem, co go ostrzegło o kłopotach, ale wparował przez drzwi jak małe tornado i kazał strażnikom wyjść. Doyle, rzecz jasna, zaczął się spierać, że Jeremy nie może mi zapewnić bezpieczeństwa.

– Ani żaden z was – odparował mój szef. Zapadła cisza i Doyle wyszedł, nie powiedziawszy już ani słowa. Rhys, z chusteczką przyłożoną do szyi, by nie poplamić jeszcze bardziej krwią białego płaszcza, udał się w jego ślady.

Kitto został, ponieważ się do niego tuliłam, ale uspokoiłam się już. Teraz goblin jedynie siedział mi na stopach, z jedną ręką położoną na moich kolanach, drugą poruszającą się w górę i w dół po mojej nodze. Kiedy istota magiczna dotyka kogoś zbyt intymnie i zbyt często, jest to widoma oznaka zdenerwowania, ale i ja głaskałam Kitta po włosach wolną ręką, więc byliśmy kwita.

Jeremy oparł się o biurko i popatrzył na mnie. Miał na sobie modny, doskonale skrojony garnitur. Mój szef ma cztery stopy, jedenaście cali wzrostu (jest więc o cal niższy ode mnie), jest silny i szczupły. Zwykle nosi szare garnitury, które współgrają z jego karnacją. Jego krótkie, bezbłędnie ułożone włosy również są szare, jaśniejsze od skóry, ale nie za bardzo. Nawet oczy ma szare. Jedyną rzeczą, która psuje jego doskonały wygląd, jest nos. Wydał majątek na zęby, ale pozostawił długi i haczykowaty nos. Nigdy o to nie pytałam. Co innego Teresa. Ale ona ostatecznie jest tylko człowiekiem i nie rozumie, że między istotami magicznymi pytanie o wygląd poczytywane jest za najgorszą zniewagę. Sugerować, że coś w ich wyglądzie nie jest pociągające… no, tak się po prostu nie robi. Jeremy wytłumaczył jej pewnego dnia, że duży nos u drowów jest jak duże stopy u ludzi. Teresa oblała się rumieńcem i nie pytała już o nic więcej.

Skrzyżował teraz ręce na piersi, błyskając złotym rolexem, i spojrzał na mnie. Istoty magiczne nie pytają, dlaczego ktoś dostał ataku histerii. Takie pytanie uchodzi za niegrzeczne. Do diabła, czasem za niegrzeczne uchodziło nawet zauważenie, że ktoś ma ataki histerii. Zazwyczaj jednak tak było w przypadku władców. Wszyscy musieli udawać, że z królem czy z królową jest wszystko w porządku. Lepiej nie zauważać, że wieki endogamii uczyniły jakieś szkody.

Wziął głęboki wdech, wypuścił powietrze, po czym westchnął.

– Jako twój szef muszę wiedzieć, czy czujesz się na siłach, żeby odbyć resztę umówionych na dzisiaj spotkań. – W ten sposób okrężną drogą usiłował dowiedzieć się, co się dzieje.

Skinęłam głową, unosząc kubek, nie po to jednak, by się napić, lecz po to, by wciągnąć słodki aromat mięty.

– Poradzę sobie, Jeremy.

Uniósł brwi, które, z tego co wiem, skubał i modelował. Jako drow miał problem z krzaczastymi, zrośniętymi brwiami. Musiał je więc wyskubywać. Wygląd neandertalczyka po prostu nie pasuje do garniturów od Armaniego i mokasynów od Gucciego.

Mogłam po prostu zbyć jego pytanie milczeniem i przez szacunek dla naszych zwyczajów musiałby dać mi spokój. Ale Jeremy był moim szefem i przyjacielem jeszcze w czasach, kiedy nikt nie wiedział, że jestem księżniczką. Dał mi pracę, bo miałam odpowiednie kwalifikacje, a nie dlatego, że chciał przyciągnąć klientów faktem posiadania w swoim zespole prawdziwej księżniczki elfów. Tak naprawdę zainteresowanie mediów utrudnia mi tylko pracę. Prowadząc śledztwo, muszę zwykle używać zaklęcia do zmiany wyglądu. Niestety, nie zawsze daje to jakiś efekt. Większość reporterów specjalizujących się w tropieniu istot magicznych posiada zdolności nadprzyrodzone. Jeśli natykają się na zaklęcie, potrafią sprawić, by straciło moc. To bardzo niebezpieczne, gdy akurat jest się w samym środku tajnej operacji.

Przebywałam między ludźmi wystarczająco długo, by domyślić się, że jestem winna Jeremy’emu wyjaśnienia.

– Sama nie wiem, jak to się stało. Rhys zaczął nagle wymyślać goblinom, potem chciał chwycić Kitta, a wtedy rzuciłam nim o ścianę.

Jeremy wyglądał na zaskoczonego, co nie było zbyt uprzejme.

Spojrzałam na niego, marszcząc brwi.

– Może i nie jestem tak silna jak oni, ale nie zapominaj, że potrafię przebić pięścią drzwi samochodu, nie łamiąc sobie przy tym kości.

– Twoi strażnicy potrafiliby pewnie podnieść ten samochód i kogoś nim przygnieść.

Pociągnęłam łyk herbaty.

– To prawda, są silniejsi, niż na to wyglądają.

Roześmiał się.

– Ty też nie wyglądasz na tak silną, jak jesteś w rzeczywistości.

– To samo można powiedzieć o tobie – zauważyłam.

Uśmiechnął się, błyskając swoimi drogimi zębami.

– Tak, swego czasu zaskoczyłem kilku ludzi. – Przestał się uśmiechać. – Gdybyś wolała, żebym pilnował swoich spraw, zrobiłbym to. Ale ty sama opowiedziałaś mi, co się stało, więc chyba nie będziesz miała nic przeciwko temu, żebym zadał ci jeszcze kilka pytań.

Skinęłam głową.

– To prawda, sama zaczęłam. Pytaj.

– Rhys nie mógł poplamić krwią płaszcza w wyniku uderzenia o ścianę.

– To nie jest pytanie – powiedziałam.

Wzruszył ramionami.

– Skąd wzięła się ta rana?

– Od noża.

– Doyle?

Pokręciłam głową.

– To ja go skaleczyłam.

– Ponieważ chciał skrzywdzić Kitta?