Nie odpowiedziała. W milczeniu i absolutnie bezszelestnie cofała się do drzwi pokoju patrząc spode łba na Nunnuna. Prawdopodobnie nie poznała go. Zresztą i on, mówiąc szczerze, też jej nie poznał. Strefa, pomyślał. Paskudztwo…
— Kto tam? — zapytała Guta i wyjrzała z kuchni. — O Boże, Dick! Gdzieś ty się podziewał? Czy wiesz, że Red wrócił?
Pośpieszyła do niego wycierając ręce w ręcznik przewieszony przez ramię — zawsze tak samo śliczna, silna i pełna energii, tylko jakby ją coś gryzło od wewnątrz, zmizerniała na twarzy i oczy miała jakieś takie… rozgorączkowane chyba?
Dick ucałował ją w policzek, oddał jej płaszcz i kapelusz i powiedział:
— Słyszałem, słyszałem… Ciągle nie mogłem znaleźć wolnej chwili, żeby do was wpaść. Red w domu?
— W domu — powiedziała Outa. — Siedzi tam u niego taki jeden… niedługo już sobie pójdzie, od dawna siedzi. No wejdźże nareszcie…
Nunnun przeszedł kilka kroków korytarzem i zatrzymał się przed drzwiami jadalni. Stary siedział przy stole. Sam. Fantom, nieruchomy i odrobinę przekrzywiony na bok. Różowe światło abażuru padało na jego szeroką ciemną twarz jakby wyrzeźbioną w starym drzewie, na zapadnięte, bezzębne usta, na oczy martwe i bez połysku. Nunnun natychmiast poczuł ten zapach. Wiedział, że to tylko gra wyobraźni, zapach był tylko przez pierwsze dni, a potem doszczętnie znikał, ale Richard Nunnun czuł go jakby pamięcią — duszny, ciężki zapach rozkopanej ziemi.
— Albo lepiej chodźmy do kuchni — pośpiesznie zaproponowala Guta. — Robię właśnie kolację, to przy okazji sobie pogadamy.
— Oczywiście — powiedział Nunnun ochoczo. — Tak dawno cię nie widziałem i jeszcze nie zapomniałaś, co zwykłem pijać przed kolacją?
Przeszli do kuchni. Guta od razu otworzyła lodówkę, a Nunnun usiadł przy stole i rozejrzał się. Jak zawsze było tu bardzo czysto, wszystko lśniło, nad garnuszkami kłębiła się para. Kuchenka była nowa, półautomat, to znaczy, że w domu nie brakowało pieniędzy.
— No jak tam Red? — zapytał Nunnun.
— Tak jak zawsze — odparła Guta. — W więzieniu schudł, ale już się odjadł.
— Rudy?
— Jeszcze jak!
— Zły?
— Jasne! On już taki będzie do śmierci. Postawiła przed nim szklaneczkę „Krwawej Mary” — przezroczysta warstwa rosyjskiej wódki zawisła nad krążkiem soku pomidorowego.
— Nie za dużo? — zapytała.
— W sam raz. — Nunnun wlał w siebie „Krwawą Mary”. Pomyślał, że po raz pierwszy tego dnia wypił coś przyzwoitego. — Tego mi brakowało — powiedział.
— A u ciebie wszystko w porządku? — zapytała Guta. — Tak długo nie przychodziłeś, dlaczego?
— Przeklęte interesy — odparł Nunnun. — Co najmniej raz w tygodniu zamierzałem wpaść albo chociaż zadzwonić, ale najpierw musiałem jechać do Rexopolis, potem wybuchł jeden taki skandal, potem ktoś mi mówi: „Red wrócił” — dobra, myślę, nie będę im przeszkadzać… Jednym słowem nie mogłem jakoś wyrwać się z tego kołowrotu. Czasem zadaję sobie pytanie, po jaką cholerę tak harujemy? Dla forsy? Ale po jakiego diabła nam te pieniądze, jeżeli nie robimy nic innego tylko harujemy, żeby je zarobić?
Guta szczeknęła pokrywkami, wzięła z półki paczkę papierosów i usiadła na wprost Nunnuna. Oczy miała spuszczone. Nunnun spiesznie wyciągnął zapalniczkę, podał jej ogień i znowu, po raz drugi w życiu, zobaczył, że jej drżą palce, tak jak wtedy, kiedy Reda właśnie skazano i Nunnun przyszedł, żeby dać jej pieniądze — w pierwszym okresie dosłownie umierała z glodu, żadne ścierwo w kamienicy nie chciało jej pożyczyć grosza. Potem w domu pojawiły się pieniądze i to, należy przypuszać bardzo znaczne, Nunnun nawet domyślał się skąd, ale w dalszym ciągu przychodził, przynosił Mariszce słodycze i zabawki, po całych wieczorach pił z Guta kawę i razem planowali szczęśliwą i spokojną przyszłość Reda, a następnie, nasłuchawszy się opowiadań Guty, Nunnun szedł do sąsiadów i próbował ich uspokoić, usiłował im tłumaczyć, namawiał, wreszcie groził tracąc cierpliwość: „Przecież Rudy w końcu wróci i wtedy kości wam połamie” — nic nie pomagało.
— A co z twoją dziewczyną? — zapytała Guta.
— Z którą?
— No z tą, z którą wtedy przyszedłeś… taka jasnowłosa…
— To ma być moja dziewczyna? To moja stenografistką. Wyszła za mąż i zwolniła się z pracy.
— Powinieneś się ożenić, Dick — powiedziała Guta. — Chcesz, znajdę ci narzeczoną. Nunnun chciał odpowiedzieć jak zwykle: Niech no tylko Mariszka podrośnie… ale na szczęście ugryzł się w język. Bardzo źle to by teraz zabrzmiało.
— Potrzebna mi jest stenografistka. a nie żona — powiedział mrukliwie. — najlepiej rzuć swojego rudego diabla i zostań moją stenografistka. Przecież świetnie stenografowałaś. Stary Harris do dzisiaj nie może o tobie zapomnieć.
— Ja myślę — powiedziała Guta. — Obie ręce sobie o niego posiniaczyłam.
— Do tego stopnia? — Nunnun udał ogromne zdziwienie. — W starym piecu diabeł pali!
— O Boże! — powiedziała Guta. — Przecież on mi przejść nie dawał! Ja tylko jednego się bałam, żeby się Red przypadkiem nie dowiedział.
Bezszelestnie weszła Mariszka. Pojawiła się w drzwiach, spojrzała na garnki, na Richarda, potem podeszła do matki i przytuliła się do niej, odwracając twarz.
— No jak tam, Mariszka? — raźno powiedział Nunnun. — Chcesz czekoladkę?
Wsadził dwa palce do kiszonki kamizelki i wyjął czekoladowy samochodzik w celofanie i chciał go dać dziewczynce. Mariszka nie drgnęła. Guta zabrała mu czekoladkę i położyła na stole. Jej wargi nagle zbielały.
— Wiesz, Guta — nadal raźno ciągnął Nunnun. — Mam zamiar się przeprowadzić. Zbrzydło mi mieszkanie w hotelu. Po pierwsze daleko od instytutu…
— Ona już prawie nic nie rozumie — cicho powiedziała Guta i Nunnun urwał w pół zdania, wziął w obie dłonie szklaneczkę i bezmyślnie zaczał ją obracać w palcach.
— Nie pytasz jak widzę, co u nas słychać — mówiła dalej Guta — i masz rację. Ale przecież jesteś naszym starym przyjacielem, Dick, i przed tobą nie mamy co ukrywać. Zresztą, czy to można ukryć.
— Byliście z nią u lekarza? — zapyta! Nunnun nie podnosząc oczu.
— Tak. Oni nic tu nie mogą poradzić. A jeden powiedział — zamilkła.
Nunnun również milczał. Nie było tu o czym mówić ani nawet i myśleć, ale nagle poraziła go straszna myśl — to jest Inwazja. Nie piknik na skraju drogi, nie próba nawiązania kontaktu — tylko Inwazja. Oni nie mogą nas zmienić, ale przenikają w ciała naszych dzieci i zmieniają je na swój obraz i podobieństwo. Przeszedł go dreszcz, ale od razu przypomniał sobie, że już gdzieś czytał o czymś podobnym, jakiś pocket-book w kolorowej plastykowej okładce i od tego wspomnienia zrobiło mu się lżej na sercu. Wymyślić można wszystko, czego dusza zapragnie. A to, co zostało wymyślone, nigdy naprawdę się nie zdarza.
— A jeden powiedział, że ona już nie jest człowiekiem — przerwała milczenie Guta.
— Zawracanie głowy — głucho powiedział Nunnun.
— Zwróć się do prawdziwego specjalisty. Idź do Jamesa Catterfielda. Chcesz, porozmawiam z nim. Załatwię, żeby cię przyjął…
— Myślisz o Rzeźniku? — zaśmiała się nerwowo. — Nie trzeba, Dick, dziękuję ci. To właśnie on tak powiedział. Taki już widocznie przypadł nam los.
Kiedy Nunnun odważył się podnieść oczy, Mariszki już nie było. a Guta siedziała bez ruchu, usta miała rozchylone, oczy puste i na papierosie, który trzymała w palcach, wyrósł długi słupek szarego popiołu. Wtedy Nunnun popchnął ku niej szklankę i powiedział: