— Zrób mi jeszcze jedną porcję, dziewczyno… i sobie również. A potem wypijemy.
Popiół spadł, Guta poszukała oczami, gdzie wyrzucić niedopałek i wrzuciła go do zlewozmywaka.
— Za co? — zapytała. — Tego właśnie nie rozumiem! Co myśmy takiego zrobili? Pomimo wszystko nie jesteśmy najgorszymi ludźmi w tym mieście…
Nunnun pomyślał, że Guta teraz się rozpłacze, ale ona nie zapłakała — otworzyła lodówkę, wyjęła wódkę i sok, i zdjęła z półki drugą szklankę.
— A jednak nie trać nadziei — powiedział Nunnun. — Na świecie nie ma niczego takiego, czego nie można naprawić i możesz mi wierzyć, ja mam bardzo duże możliwości. I zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy…
Teraz sam wierzył w to, co mówił, i już w głowie robił przegląd nazwisk, znajomości, miast, i już mu się wydawało, że gdzieś coś słyszał o podobnych wypadkach i że chyba wszystko dobrze się skończyło, tylko trzeba sobie przypomnieć, gdzie to było i kto leczył, ale akurat wtedy przypomniał sobie, po co właściwie tu przyszedł, przypomniał sobie Herr Lemchena, a także po co zaprzyjaźnił się z Gutą i wtedy odechciało mu się myśleć o czymkolwiek, odegnał od siebie wszelkie sensowne myśli, usiadł wygodniej, rozluźnił mięśnie i już tylko czekał, kiedy mu dadzą coś do wypicia.
W tej właśnie chwili usłyszał z korytarza szurające kroki, stukot kul i odrażający, szczególnie w tym momencie, głos ścierwnika Barbridgea powiedział nosowo:
— Ej, Rudy! A twoja Guta widocznie ma gościa — kapelusz wisi… Ja bym na twoim miejscu tego tak nie zostawił…
I głos Reda:
— Uważaj na protezy, Ścierwnik. I zatrzaśnij dziób. Tu są drzwi, żebyś czasem nie zbłądził, ja mam zamiar zjeść jeszcze dziś kolację.
I Barbridge: — Tfu, już nawet zażartować nie wolno!
I Red:
— Dosyć się już nażartowałeś. Wystarczy. Spływaj, spływaj, na co czekasz!
Szczęknął zamek i głosy stały się cichsze, widocznie obaj wyszli na schody. Barbridge coś powiedział półgłosem i Red mu odpowiedział: „Dosyć tego, nie mam z tobą o czym gadać!” Znowu mamrotanie Barbridgea i ostry głos Reda: „Powiedziałem dosyć!” Trzasnęły drzwi, zastukały szybkie kroki w przedpokoju i w progu kuchni ukazał się Red Shoehart. Nunnun wstał na jego powitanie i obaj mocno uścisnęli sobie dłonie.
— Wiedziałem, że to ty — powiedział Red obrzucając Nunnuna spojrzeniem bystrych, zielonkawych oczu. — Uu, aleś się spasł, grubasie! nieźle cię tuczą w naszych barach! Oho! Widzę, że wesoło spędzacie czas! Guta, zrób i dla mnie porcję, muszę was doganiać…
— Prawdę mówiąc jeszcześmy dobrze nie zaczęli — powiedział Nunnun. — Właściwie dopiero zabieraliśmy się do roboty. Przed tobą trudno uciec!
Red zaśmiał się ostro i uderzył Nunnuna pięścią w ramię.
— Zaraz się okaże, kto kogo dogoni i kto kogo przegoni. Ja, bracie, dwa lata siedziałem o suchym pysku. Żeby ciebie dogonić, musiałbym chyba wypić cysternę… Chodźmy, chodźmy, nie będziemy siedzieć w kuchni! Guta, co z tą kolacją…
Dał nurka do lodówki i wyprostował się, trzymając w każdej ręce po dwie butelki z różnymi nalepkami.
— Zabawimy się! — oznajmił. — Wydajemy przyjęcie na cześć najlepszego przyjaciela, Richarda Nunnuna, który nie opuszcza swoich w biedzie! Chociaż nie przynosi mu to żadnego pożytku. Ech, szkoda, że nie ma Szuwaksa…
— A to zadzwoń do niego — zaproponował Nunnun. Red pokręcił ognisto rudą głową.
— Tam, gdzie on teraz jest, jeszcze nie założyli telefonu. No, chodźmy, chodźmy… Pierwszy wszedł do pokoju i rąbnął butelkami o stół.
— Zabawimy się, tato — powiedział do nieruchomego starca. — To jest Richard Nunnun, nasz przyjaciel Dick, a to mój tata, Shoehart — senior…
Richard Nunnun skurczył się wewnętrznie w mały twardy kłębek, rozciągnął wargi od ucha do ucha, pomachał w powietrzu dłonią i powiedział do nieboszczyka:
— Bardzo mi miło, mister Shoehart. Co u pana słychać? My się już znamy. Red — powiedział do Shoeharta Juniora, który penetrował barek. — Już raz widzieliśmy się, co prawda przelotnie…
— Siadaj — powiedział do niego Red wskazując na krzesło na wprost starca. — Jeżeli chcesz z nim rozmawiać, mów głośniej. On ni cholery nie słyszy.
Rozstawił kieliszki, szybko otworzył butelki i powiedział do Nunnuna:
— Rozlewaj. Ojcu niedużo, na samo dno… Nunnun nalewał bez pośpiechu. Stary siedział w poprzedniej pozie i patrzył w ścianę, nie zareagował kiedy Nunnun podsunął mu kieliszek. A Nunnun już się oswoił z nową sytuacją. To była gra, gra straszna i żałosna. Rozpoczął ją Red, a on, Nunnun, właśnie do niej przystąpić tak jak robił przez całe życie, rozgrywając cudze partie i straszne, i żałosne, i haniebne, i dziwaczne, i znacznie groźniejsze niż ta. Red podniósł swój kieliszek i powiedział: „No to w drogę?” — i Nunnun jak najnaturalniej spojrzał na starego, a Red niecierpliwie stukając swoim kieliszkiem o kieliszek Dicka powiedział: „W drogę, w drogę… nie martw się o niego, tato nie da sobie krzywdy zrobić…” — i wtedy Nunnun równie naturalnie kiwnął głową i obaj wypili.
Red, błyskając oczami, zaczął mówić tym samym podnieconym i nieco sztucznym głosem:
— Koniec, bracie! Więcej mnie więzienie nie zobaczy. Gdybyś ty wiedział jak dobrze jest w domu! Forsa jest, ja już sobie fajny cottage upatrzyłem, z ogrodem, nie gorszy niż Ścierwnika… Wiesz, że chciałem wyemigrować, jeszcze w więzieniu postanowiłem. Po jaką cholerę mam siedzieć do usranej śmierci w tym zapowietrzonym mieście? niech to wszystko, myślę, jasny piorun strzeli. Wracam moje uszanowanie, zabronili emigrować! Co to — przez te dwa lata okazało się, że jesteśmy zadżumieni?
Red mówił i mówił, a Nunnun kiwał głową, popijał whisky, wtrącał na znak poparcia współczujące przekleństwa, zadawał retoryczne pytania, a potem zaczął wypytywać o cottage — co to za cottage, gdzie, za ile? Nawet zaczął się spierać z Redem, twierdził, że cottage jest drogi, w niedogodnym miejscu, wyjął notes i przewracając kartki podawał adresy opuszczonych domków, które właściciele oddadzą za bezcen, a remont będzie kosztował grosze, szczególnie jeśli złożyć prośbę o zezwolenie na emigrację, otrzymać odmowę i zażądać rekompensaty.
— Ty, jak widzę, przerzuciłeś się na handel nieruchomościami — powiedział Red.
— A ja wszystkim po trochu handluję — odparł Nunnun i zrobił perskie oko.
— Wiem, wiem, nasłuchałem się o twoich aferach z burdelami!
Nunnun zrobił wielkie oczy, położył palec na ustach i spojrzał w stronę kuchni.
— Co tam, wszyscy o tym wiedzą — powiedział Red.
— Pieniądze nie śmierdzą, teraz już wiem o tym z całą pewnością… Ale żeś ty wziął Gnata na zarządzającego — myślałem, że pęknę ze śmiechu, kiedy się o tym dowiedziałem. Wpuściłeś lisa do kurnika… Przecież on jest stuknięty, ja go znam od małego!
W tym momencie stary powoli, mechanicznym ruchem, niby ogromna kukła uniósł rękę z kolana i z drewnianym stukotem upuścił ją na stół, obok swego kieliszka. Ręka była ciemna, z niebieskim połyskiem, skurczone palce upodobnialy ją do kurzej łapy. Red zamilkł i spojrzał na ojca. W jego twarzy coś drgnęło i Nunnun ze zdumieniem zauważył na tej piegowatej, drapieżnej fizjonomii najprawdziwszą, miłość.
— Niech tata pije na zdrowie — serdecznie powiedział Red. — Ta odrobina tacie nie zaszkodzi… — Nic się nie bój — powiedział półgłosem do Nunnuna mrugając porozumiewawczo. — On sobie z kieliszkiem poradzi, bądź spokojny…