Выбрать главу
* * *

— Ale co to jest? — chciał wiedzieć Teppic.

— Spróbuj — zachęcił Chidder. — Tylko spróbuj. Druga okazja już ci się nie trafi. — Nie wypada tego marnować — zgodził się uprzejmie Arthur, spoglądając na delikatny wzór na talerzu. — Co to takiego te czerwone?

— To rzodkiewki — wyjaśnił lekceważąco Chidder. — Nie one są tu ważne. No, dalej.

Teppic sięgnął po drewniany widelec i nabił cienki jak papier płatek białej ryby. Szef squishi obserwował go czujnie z miną ojca uczestniczącego w pierwszych urodzinach syna. Podobnie, uświadomił sobie Teppic, jak wszyscy obecni w restauracji.

Przeżuwał ostrożnie. Mięso było słonawe, lekko gumowe, z delikatnym posmakiem kanału ściekowego.

— Dobre?

Kilku gości zaczęło klaskać.

— Inne — przyznał Teppic. — Co to jest?

— Najeżka głębinowa. — wyjaśnił Chidder. — Ale spokojnie — dodał, gdy Teppic stanowczo odłożył widelec. — Jest całkiem bezpieczna, pod warunkiem że usunie się całkowicie żołądek, wątrobę i cały układ trawienny. Dlatego jest taka droga. Przy najeżce głębinowej nie ma kogoś takiego jak marny kucharz. To najdroższe danie na świecie; ludzie piszą o nim poematy.

— Eksplozja smaku — mruknął Teppic, już opanowany.

Rybę musieli przyrządzić jak należy, w przeciwnym razie zostałby już w tej restauracji jako tapeta.

Ostrożnie ukłuł widelcem krojone korzenie, zajmujące pozostałą część talerza.

— A te co mogą mi zrobić? — zapytał.

— Jeśli nie przyrządza się ich dokładnie tak jak trzeba, przez sześć tygodni katastrofalnie reagują z kwasami żołądkowymi — odparł Chidder. — Przykro mi, ale pomyślałem, że powinniśmy uczcić egzamin najlepszym jedzeniem, na jakie możemy sobie pozwolić.

— Rozumiem. Ryba z frytkami dla Prawdziwych Mężczyzn.

— Mają tu ocet? — wymamrotał Arthur z pełnymi ustami. — Trochę groszku też by się przydało.

Za to wino było dobre, chociaż nie wyśmienite i nie pochodziło z jakiegoś świetnego rocznika. Ale Teppic dowiedział się wreszcie, dlaczego przez cały dzień bolała go głowa.

Było to zjawisko prekaca. Chidder kupił cztery butelki pozornie całkiem zwykłego białego wina. Kosztowało tak dużo, gdyż winogrona, z których je zrobiono, nie zostały jeszcze zasadzone[8].

* * *

Światło na Dysku porusza się wolno i leniwie. Nigdzie się nie spieszy. Po co? Przy prędkości światła wszystko jest tym samym miejscem. Król Teppicymon XXVII obserwował złocisty dysk płynący ponad krawędzią świata. Klucz żurawi wystartował znad spowitej w mgły rzeki.

Ciąży na mnie odpowiedzialność, powiedział do siebie. Nikt mu przecież nie wyjaśnił, jak można sprawić, żeby słońce wschodziło, rzeka wylewała i zboże rosło. Skąd mogliby wiedzieć? Przecież to on był bogiem. Powinien sam się orientować. Ale się nie orientował, więc szedł tylko przez życie z nadzieją, że wszystko będzie działać jak należy. I to chyba wystarczyło. Problem w tym, że gdyby nie działało, nie wiedziałby dlaczego. Wciąż nawiedzał go koszmar: Dios, najwyższy kapłan, budzi go rankiem, tyle że to wcale nie ranek, oczywiście, i wszystkie światła w pałacu płoną, a gniewny tłum pomrukuje w rozjaśnianej blaskiem gwiazd ciemności, i wszyscy patrzą na niego wyczekująco…

A on może tylko powiedzieć: „Przykro mi”.

To go przerażało. Jakże łatwo mógł sobie wyobrazić lód skuwający rzekę, szron pokrywający palmy i łamiący liście (które pękają na kawałki przy uderzeniu o zamarzniętą ziemię), ptaki spadające bez życia z nieba…

Padł na niego cień. Spojrzał zamglonymi od łez oczami na szary i pusty horyzont. W przerażeniu otworzył usta.

Wstał, odrzucił koc i błagalnie wzniósł ręce. Ale słońce zniknęło. Był bogiem, to było jego zadanie, jedyna rzecz, dla której żył na świecie. Zawiódł swój lud.

Słyszał w duchu gniewne okrzyki tłumu; wściekły ryk wypełniał umysł, aż jego rytm stał się równy, znajomy, dotarł do punktu, kiedy już nie przygniatał, ale pociągał go do siebie, w słoną błękitną pustynię, gdzie zawsze świeci słońce i gdzie smukłe kształty przemykają po niebie.

Faraon stanął na palcach, odchylił głowę, rozpostarł skrzydła. I skoczył.

Wznosząc się w niebo, ze zdziwieniem usłyszał za sobą głuche uderzenie. A słońce wynurzyło się zza chmur.

Później faraon był w związku z tym bardzo zakłopotany.

* * *

Trzech świeżo upieczonych skrytobójców zataczało się na ulicy, wciąż na granicy upadku, ale nigdy jakoś jej nie przekraczając. Próbowali śpiewać „Laska maga ma na czubku gałkę” równo, a przynajmniej w tej samej tonacji.

— I wielka jess i krągła, i waży trzy… — zawodził Chidder. — Do licha, w co wdepnąłem?

— Ktoś wie, gdzie jesteśmy? — zapytał Arthur.

— My… szliśmy do Domu Gildii — odparł Teppic. — Tyle że… Musieliśmy chyba źle skręcić, bo przed nami jest rzeka. Czuję ją. Czujność przebiła się przez alkoholowy pancerz Arthura.

— O tej porze nocy można tu spotkać niepse… niepie… groźnych ludzi — oznajmił.

— Tajest — odparł z satysfakcją Chidder. — Nas. I mamy na to papier. Zdaliśmy egzamin i w ogóle. Chciałbym zobaczyć takiego, który by z nami zaczął.

— Właśnie — potwierdził Teppic, pochylając się ku niemu w poszukiwaniu swego rodzaju oparcia. — Rozprujemy ich od tego, jakmutam, do cosia.

— Otóż to.

Niepewnym krokiem wkroczyli na Mosiężny Most.

Tymczasem istotnie niebezpieczni ludzie czaili się w mroku przedświtu. Obecnie znajdowali się o dwadzieścia kroków za trójką przyjaciół.

Złożony system przestępczych gildii nie uczynił Ankh-Morpork miastem bezpieczniejszym, a raczej zracjonalizował zagrożenie i zagwarantował mu stabilne i trwałe podstawy. Najważniejsze gildie pilnowały porządku na ulicach bardziej stanowczo i na pewno bardziej skutecznie, niż kiedykolwiek udało się to straży miejskiej. Faktem jest, że każdy niezależny i nielicencjonowany złodziej, schwytany przez Gildię Złodziei, szybko trafiał do aresztu w celu przeprowadzenia wywiadu środowiskowego i zbicia kolan gwoździami razem[9]. Jednakże zawsze znajdzie się kilka niespokojnych duchów, które wolą niepewne życie poza bezprawiem. Pięciu mężczyzn pasujących do tego opisu zbliżało się czujnie do trójki przyjaciół, by zaproponować im ofertę specjalną tego tygodnia: poderżnięcie gardła, rabunek i pogrzeb w rzecznym mule do wyboru.

Ludzie na ogół schodzą skrytobójcom z drogi, ze względu na instynktowne przekonanie, iż zabijanie ludzi za wielkie kwoty pieniędzy nie cieszy się aprobatą bogów (którzy na ogół wolą, by ludzie byli zabijani za niewielkie sumy albo całkiem za darmo) i może doprowadzić do chaosu czy dnia sądu. Bogowie głęboko wierzą w sprawiedliwość, w każdym razie sprawiedliwość dotyczącą istot ludzkich, i niekiedy wymierzają ją tak entuzjastycznie, że ludzie oddaleni o całe mile zmieniają się w butelki.

Jednakże czerń skrytobójców nie wszystkich przeraża, a w pewnych warstwach społeczeństwa zabicie skrytobójcy jest powodem do chwały. Podobnie jak w kulkach wygranie od mistrza jego zapasu.

Ogólnie rzecz biorąc, po deskach Mosiężnego Mostu zataczała się trójka pijanych jak bele skrytobójców. Ludzie podążający za nimi zamierzali zmienić ich w skrytobójców martwych jak kłody.

вернуться

8

Niedoletnie wino powstaje z winogron należących do specyficznej odmiany flory — roślin zeszłorocznych — rosnącej tylko w silnym polu magicznym. Normalne rośliny rosną po zasadzeniu, natomiast rośliny zeszłoroczne odwrotnie. I chociaż niedoletnie wino wywołuje oszołomienie tak jak zwykłe, jednak jego działanie na system trawienny wywołuje niezwykłą reakcję, której skutkiem jest przesunięcie nieuniknionego kaca w przeszłość, do punktu o kilka godzin poprzedzającego moment wypicia wina. Stąd zresztą wzięło się powiedzenie „przez cierpienie do gwiazd”.

вернуться

9

Kiedy Gildia Złodziei w Roku Agresywnego Leniwca ogłosiła strajk generalny, liczba przestępstw wzrosła dwukrotnie.