Выбрать главу

No i był jeszcze niejaki Pavel Young.

Na myśl o nim Honor pozwoliła sobie na rzadki uśmiech pełnej satysfakcji nienawiści, na co Nimitz zareagował zadowolonym mruczeniem. Układy rodzinne i koneksje polityczne uchroniły go co prawda przed sądem wojennym, ale nic nie było w stanie uratować go przed osądem innych oficerów i zwierzchników. W całej Królewskiej Marynarce nie było oficera, który nie zdawałby sobie jasno sprawy, co Young chciał osiągnąć i w jaki sposób postąpił wobec Honor. Zadziwiająco nieliczni nie wyrażali głośno swych opinii i ukrywali pogardę. Nie dość, że próbował po chamsku zwichnąć karierę młodszego stopniem oficera, to przede wszystkim nie zdawał sobie sprawy z sytuacji na Medusie i ignorował wszystko, co mogłoby zakłócić słodkie nieróbstwo. To właśnie lord Pavel Young zezwolił Siriusowi na bezterminowy pobyt na orbicie, nie zadając sobie nawet trudu sprawdzenia prawdziwości informacji przekazanych przez frachtowiec. Osobiście podpisał sfałszowany raport o kłopotach z napędem i nawet przez myśl mu nie przeszło, że jest to statek-pułapka. To już nie było niedbalstwo. To była głupota. Nikt też nie miał najmniejszych wątpliwości, co stałoby się w układzie Basilisk, gdyby to lord Young pozostał dowódcą placówki.

Nawet wpływy ojca i dobra wola Pierwszego Lorda Admiralicji nie były w stanie zmienić przydziału, jaki otrzymał: aż do odwołania HMS Warlock został przydzielony do służby konwojowej na trasie Manticore — Konfederacja Silesiańska i z powrotem. Jedyne, co zdołali osiągnąć, to pozostawienie go w czynnej służbie.

Co się tyczy Ludowej Republiki Haven, rząd i flota Jej Królewskiej Mości nie były jeszcze dość silne, by życzyć sobie otwartej wojny. Zwłaszcza że jak twierdziła pobita, ale nie pokonana opozycja, jedynymi dowodami wiążącymi Haven z rebelią na Medusie były poszlaki. Silne co prawda, ale poszlaki. Wysoce podejrzana na przykład była obecność wśród pomagających szamanowi ludzi członka konsulatu Haven (i pełnego pułkownika czynnej służby armii Republiki), ale martwi nie zeznają, a Republika kategorycznie twierdziła (podpierając się stertą stosownych dokumentów), że pułkownik Westerfeldt na kilka tygodni przed śmiercią został przeniesiony do rezerwy i zwolniony z obowiązków dyplomatycznych. Nikt nie zaprzeczał, że miał on powiązania z kryminalistami pochodzącymi z Manticore, ale to właśnie oni dostarczali tubylcom broń palną i narkotyki. Rzeczeni kryminaliści wyłapani przez Marines kapitana Papadapolousa nie byli w stanie udowodnić, kto ich opłacił. Obecnie zresztą nie byli w stanie udowodnić już niczego — ostatniego rozstrzelano ponad miesiąc temu.

Nikt zresztą nie wątpił w to, że wszystko było dziełem Haven pragnącego opanować terminal, niezależnie od tego, co oficjalnie twierdził. Nikt też, kto zobaczył, co tubylcy zrobili z członkami patrolu porucznik Malcolm (a widzieli wszyscy, bo materiał pokazały publiczne media), nie był w stanie zapomnieć i wybaczyć. A Królowa podjęła stosowne kroki, by wyrazić swoje niezadowolenie.

I tak: mocą Królewskiej Proklamacji każdy statek chcący skorzystać z jakiegokolwiek terminalu znajdującego się w przestrzeni Królestwa musiał poddać się kontroli i przeszukaniu. Nieważnym przy tym było jego przeznaczenie czy posiadanie immunitetu dyplomatycznego.

Co więcej, żaden okręt Ludowej Marynarki nie miał prawa skorzystać z terminalu i to w żadnych okolicznościach. Były to nienegocjowalne warunki — Haven mogło je albo przyjąć, albo odrzucić… i dodać miesiące do czasu wszystkich przewozów towarowych, co przyniosłoby katastrofalne skutki dla będącej i tak w opłakanym stanie gospodarki Republiki. Dlatego też Haven musiało zgodzić się na to upokorzenie. Tym więcej było zapewnień o niewinności, skarg na szykany i dyskryminację ze strony Gwiezdnego Królestwa Manticore, które uparło się z jakichś powodów, by obsmarować i oczernić nieskalane dobre imię Ludowej Republiki Haven.

Naturalnie żaden obywatel Królestwa w to nie wierzył, podobnie jak nikt nie potraktował poważnie skarg dotyczących niespodziewanego ataku, jakiego dokonał lekki krążownik dowodzony przez komandor Harrington na nieuzbrojony frachtowiec, w wyniku którego zginęła cała załoga tegoż frachtowca, a on sam uległ zniszczeniu. Haven musiało protestować, nie chcąc się przyznać, czym w rzeczywistości był Sirius, co prowadziłoby do przyznania się do całej operacji „Odyseusz”, ale domaganie się ekstradycji Honor, by mogła stanąć przed sądem w Republice oskarżona o wielokrotne morderstwo było już przesadą. Sama Honor była bardziej rozbawiona niż zirytowana tą farsą, dopóki jeden z rządowych ekspertów od polityki zagranicznej nie wyjaśnił jej propagandowej teorii „wielkiego kłamstwa”.

Trudno co prawda było jej uwierzyć, by ktokolwiek (obojętne na jakim zadupiu) mógł dać wiarę nonsensom produkowanym przez Ministerstwo Informacji Ludowej Republiki Haven, ale teoria, która ponoć wielokrotnie się sprawdziła, głosiła, że im większe kłamstwo, tym większa część niezorientowanych gotowa jest w nie uwierzyć. A to dlatego, że ludzie nie dadzą wiary, iż jakikolwiek rząd rozpowszechniałby tak absurdalną historię, gdyby nie była ona prawdziwa. W tym przypadku prawdopodobieństwo historii spowodowało skazanie jej in absentia (co było zgodne z przepisami uchodzącymi za prawo w Republice), gdy Królestwo odmówiło jej ekstradycji. Sąd naturalnie stwierdził, że jest winna, i skazał ją na karę śmierci.

Władze Królestwa Manticore w odpowiedzi awansowały ją na pełnego Kapitana z Listy, czyli najniższy stopień flagowy. Oznaczało to przeskoczenie jednego stopnia (komodora), czyli awans o dwa stopnie. Admirał Cortez, informując ją o awansie i gratulując, prawie przepraszał za to, że nie nadano jej także szlachectwa. Przez kilka dobrych minut raczej nieskutecznie tłumaczył jej niekorzystne reperkusje, jakie na „neutralnej opinii” mogłoby mieć nadanie tytułu szlacheckiego komuś, kogo sądy Haven uznały za masowego mordercę. W rzeczywistości nie chodziło o Haven czy Ligę Solarną, ale o liberałów czy konserwatystów, których siły do końca nie złamano. A oni właśnie za wszystko obwiniali Honor, nie zaś własną głupotę i krótkowzroczność.

Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że osobą, której najmniej zależało na szlachectwie, była sama Honor. Opinię Królowej i Admiralicji o niej wyrażało co innego — coś, z czego była naprawdę dumna: Manticoran Cross, drugie co do ważności odznaczenie za odwagę, jak i natychmiastowy przydział dowodzenia nowym okrętem. Co ważniejsze — oprócz szkarłatnego odznaczenia (doskonale zresztą kontrastującego z czarnym uniformem) znalazła się na liście wyższych oficerów. Kapitanowie nie mieli jeszcze przydziałów starszeństwa do Eskadry Zielonej czy Czerwonej, ale do naprawdę nielicznych należały przypadki, by pełny, mianowany kapitan z listy nie osiągnął stopnia flagowego czy któregoś ze stopni admiralskich. Na dodatek nikt — nawet Pavel Young ani Ludowa Republika Haven, ani sir Edward Janacek nie byli w stanie usunąć jej z Listy.

Westchnęła, żegnając się ze starym okrętem, i odwróciła od okna, gdy usłyszała, jak ktoś ją woła.

— Kapitan Harrington?

Odwróciła się ponownie i zobaczyła zażywnego komodora zbliżającego się na tyle szybko, na ile pozwalała mu zadyszka. Nigdy dotąd go nie widziała i nie miała pojęcia, kim jest, natomiast on, gdy się wreszcie przed nią zatrzymał, rozpromienił się tak, jakby miał zamiar rzucić się jej na szyję.

— Słucham, sir? — spytała, nie kryjąc zaskoczenia.

— Proszę mi wybaczyć, nie zna mnie pani. Jestem Andrew Yerensky — przedstawił się, wyciągając dłoń, którą odruchowo uścisnęła, zastanawiając się, dlaczego akurat jej szukał. — Chciałbym z panią porozmawiać na temat starcia w układzie Basilisk, bo widzi pani, należę do Komisji Rozwoju Uzbrojenia.