Выбрать главу

Honor skończyła przegląd i ledwie powstrzymała się od wywarczenia rozkazu, żeby przestali się zachowywać jak banda przestraszonych gówniarzy. Nic by to nie dało, poza utwierdzeniem ich w słuszności żywionych obaw. Które, tak całkiem uczciwie biorąc, miały swoje podstawy — sama znała wielu kapitanów wyładowujących frustracje j na oficerach. W końcu ktoś musiał być winien, a oni taki wyraźnie spodziewali się takiej właśnie reakcji dowódcy, że Honor zaczęła zostawiać Nimitza w kabinie — był zdecydowanie zbyt wrażliwy empatycznie, by narażać go na przebywanie w takiej atmosferze.

— Panie McKeon, co z nasza prośbą o uzupełnienie zaopatrzenia? — spytała spokojnie.

Pierwszy oficer spojrzał na Blanding i wyprostował się na krześle.

— Mamy je pobierać co poniedziałek od dwunastej trzydzieści, ma’am — odparł zwięźle.

Zbyt zwięźle. Od początku ograniczał osobisty kontakt z Honor do niezbędnego minimum, tworząc barierę, przez którą nic nie potrafiło się przebić. Był skuteczny, szybki i kompetentny — i nie było między nimi ani śladu jakiejkolwiek relacji. Honor ugryzła się w język — zastępca dowódcy okrętu wojennego stanowił niezbędne ogniwo między kapitanem a resztą oficerów i załogą. Był jego alter ego i zajmował się codziennymi sprawami okrętu oprócz tego, że pomagał w dowodzeniu, jeśli zaszła taka potrzeba. McKeon nie wypełniał tego zadania w ogóle i choć był zbyt dobrym oficerem, by zachęcać podwładnych do dyskusji na temat problemów, jakie spotkały ostatnio krążownik, to jego zachowanie mówiło samo za siebie. Jego milczenie było niezwykle wymowne i przyczyniało się poważnie nie tylko do odizolowania kapitana od oficerów, ale przenosiło się także na zachowanie reszty załogi.

— Czy są jakieś nowe wiadomości o tych dodatkowych platformach rakietowych, o które prosiliśmy? — spytała, ponownie próbując przełamać jego chłodny formalizm.

— Nie, ma’am — McKeon zapisał coś w notesie. — Sprawdzę to z zaopatrzeniem floty.

— Dziękuję, panie McKeon — tym razem nie próbowała ukryć westchnienia i zwróciła się do Dominiki Santos. — Jak przebiega modyfikacja lancy, pani komandor?

— Sądzę, że do końca wachty skończymy wymianę obwodów i będziemy gotowi do prób, ma’am. — Santos nawet nie podniosła wzroku znad ekranu, notując coś. — Później będziemy musieli…

Alistair McKeon wyłączył się ze słuchania meldunku Santos — obserwował profil Honor Harrington, czując potęgującą się urazę i zadawnioną, tępą niczym ćmienie zęba złość. Kapitan wyglądała równie spokojnie jak zawsze i całe jej zachowanie tylko pogłębiało te uczucia. Z wyszkolenia był oficerem taktycznym i doskonale wiedział, że otrzymali niewykonalne zadanie, a mimo to nie mógł pozbyć się myśli, że sam uporałby się z nim lepiej. No bo na pewno nie gorzej… sama świadomość takiej oceny powodowała, że czuł się winny. I to najbardziej wobec samego siebie: był, do cholery, zawodowym oficerem floty, a nie jakimś zazdrosnym uczniakiem. Jego zadaniem było wspieranie dowódcy, wcielanie jego planów w życie i pełna współpraca, a nie złośliwa satysfakcja z porażki takowych planów czy niezdolność do przezwyciężenia własnych uczuć. Ta świadomość naturalnie jedynie pogarszała jego samopoczucie.

Santos skończyła i Honor nadal nienagannie uprzejmie zwróciła się do Venizelosa, zachowując wszelkie przyjęte formy. To także było nienormalne — w zgranej załodze kapitan mówił oficerom na ty, a oni zwracali się doń per „skipper”. A prowadzenie takiego spotkania należało również do obowiązków pierwszego oficera, który powinien wiedzieć, co jest bardzo ważne, a co mniej, i dyrygować czasem, subtelnie wzmacniając autorytet dowódcy. Zamiast tego siedział jak słup — kolejna odpowiedzialność, której unikał. Zdawał sobie zresztą sprawę, że zapędzał się tym w kozi róg, bowiem nie sposób odzyskać możliwość wykonywania obowiązków, których długo nie podejmował — Harrington dojdzie w końcu do wniosku, że nie może na nim polegać, i przestanie dawać mu szansę, by pokazał, że tak nie jest. A to mogło mieć tylko jeden finał — jedno z nich będzie musiało odejść z okrętu. I na pewno tym kimś nie będzie kapitan. Uczciwie zresztą musiał przyznać, że to nie Honor powinna w takim wypadku odejść. Rozejrzał się ponownie po sali, tym razem z objawami paniki — mógł to wszystko stracić. Wiedział, że nie ma szans na dowodzenie tym krążownikiem, ale dzięki swym poczynaniom i bezczynności mógł utracić nawet to, co miał. A w konsekwencji nawet szansę na jakiekolwiek dowództwo. Jednak nawet ta świadomość nie pomagała — pierwszy raz poczucie obowiązku nie spowodowało zmiany w jego zachowaniu; nie był w stanie pokonać swojej urazy i wynikającej z niej niechęci.

Przez moment miał ochotę przyznać się do targających nim uczuć i porażek oraz prosić Harrington, by pomogła mu znaleźć wyjście. W jakiś sposób wiedział, że w ciemnobrązowych oczach nie dostrzeże pogardy, a w spokojnym sopranie nie usłyszy potępienia. I dlatego właśnie było to niewykonalne. Byłaby to ostateczna kapitulacja — przyznanie przed samym sobą, że Honor w pełni nadawała się na dowódcę, a on był niesprawiedliwy.

McKeon zacisnął zęby, gładząc w milczeniu grzbiet elektronicznego notesu.

* * *

Słysząc brzęczyk interkomu, Honor włączyła urządzenie.

— Oficer łączności, ma’am — zameldował stojący na warcie Marine.

— Proszę go wpuścić — poleciła, maskując zdumienie. Drzwi odsunęły się i do kabiny wszedł porucznik Samuel Houston Webster.

Honor wskazała na fotel po przeciwnej stronie biurka, a Nimitz siadł, bleekąjąc na powitanie. Jak zwykle był doskonałym barometrem uczuć Honor — nigdy nie lubiła kapitanów faworyzujących któregoś z oficerów, ale gdyby należała do takich, jej wybór padłby na chudego i nie zawsze zgrabnego młodzieńca. Był najradośniejszy z całej kadry krążownika i wydawał się najmniej jąj obawiać. Powód mógł być prosty — jako jedyny ze wszystkich oficerów mógł nie przejmować się tym, czy jego kapitan wywołała niezadowolenie admirał Hemphill, czy nie, ponieważ nie dość, że był bardzo dobry w tym, co robił, był także trzecim kuzynem księcia New Texas. Czyli pochodził z najwyższej arystokracji. Honor najczęściej źle się czuła wśród jej przedstawicieli, ale nikt nie mógł się czuć w ten sposób w towarzystwie Webstera. Nic więc dziwnego, że uśmiechnęła się do niego, gdy usiadł, ale ku jej zaskoczeniu nie odwzajemnił uśmiechu. Miał nieszczęśliwą minę i nie próbował jej ukryć, kładąc na biurku elektrokartę z wiadomością.

— Właśnie przyszły nowe rozkazy z Admiralicji, ma’am — zameldował. — Z naszym nowym przydziałem.

Coś w sposobie, w jaki to powiedział, oraz fakt, że przyniósł je osobiście, zamiast przesłać przez posłańca czy elektronicznie, wzbudziły czujność Honor. Zmusiła się do zachowania wyrazu twarzy wyrażającego spokojne zainteresowanie i wzięła elektrokartę. A potem przygryzła wargę, czytając zwięzłą treść.