Tym razem nie zdołała zapanować nad zaskoczeniem — było zbyt duże. Young był dowódcą wydzielonej placówki, a to, co miał zamiar zrobić, pachniało porzuceniem stanowiska.
— Naturalnie, wrócę najszybciej, jak będzie to możliwe — kontynuował tymczasem Young z pełnym satysfakcji uśmieszkiem. — Zdaję sobie sprawę, że moja nieobecność będzie dla pani kłopotliwa, toteż postaram się, by trwała możliwie najkrócej, ale obawiam się, że niezbędne prace zajmą przynajmniej dwa miesiące. A nawet, według mojej oceny, trzy. W tym czasie obejmie pani dowodzenie placówką Basilisk. Rozkazy właśnie pani otrzymała. To wszystko, pani komandor. Może pani odejść.
I ponownie wziął ze stołu listę napraw, udając, że pogrąża się w lekturze.
Honor znalazła się w korytarzu, nie bardzo pamiętając, jak tam trafiła, i ściskając w dłoni elektrokartę z rozkazami. Zaczęła od zwolnienia chwytu, czyli od kolejnego rozluźnienia mięśni.
— Pani komandor?
Uniosła wzrok i komandor Tankersley cofnął się o krok — jej oczy wyglądały niczym rozgrzana stal, a kącik zaciśniętych ust szarpał nerwowy tik; przez moment wyraz jej twarzy był straszny. Błyskawicznie jednak nad nim zapanowała, widząc jego minę, i zmusiła się do uśmiechu. Zaczął coś mówić, lecz powstrzymała go gestem, odetchnęła głęboko i powolnymi, stanowczymi ruchami wyjęła spod naramiennika biały beret. Założyła go, nie patrząc na Tankersleya, ale czując jego spojrzenie — zwyczajowa uprzejmość zabraniała kapitanom noszenia beretów, gdy przebywali na pokładzie innego okrętu. To co zrobiła, a przede wszystkim sposób, w jaki zrobiła, był świadomą zniewagą pod adresem kapitana Warlocka. Odwróciła się ku Tankersleyowi, czekając na reakcję — widząc wyraz jej oczu, zdecydował, że brak jakiejkolwiek będzie najrozsądniejszą decyzją, i w milczeniu poprowadził ją ku windzie.
Była mu wdzięczna za to milczenie, ponieważ w jej głowie kłębił się natłok myśli i wspomnień. Te z akademii były dominujące — zwłaszcza scena w gabinecie komendanta, kiedy to pan midszypmen lord Young z połamanymi żebrami, unieruchomioną łopatką, rozkwaszonym nosem, rozbitymi wargami i podbitym okiem, tak spuchniętym, że ledwie był w stanie je rozchylić, zmuszony został do przeproszenia pani midszypmen Harrington za swoje „niewłaściwe zachowanie i język”. A i tak w jego aktach znalazła się oficjalna nagana za „niestosowne zachowanie”. Powinna była wtedy powiedzieć całą prawdę, ale on był synem arystokraty, a ona jedynie córką emerytowanego oficera medycznego i to niespecjalnie ładną. Gdyby była atrakcyjna, powiedziałaby, że dziedzic North Hollow próbował ją zgwałcić pod prysznicem; kto jednak uwierzyłby przerośniętej, nieproporcjonalnej i brzydkiej dziewczynie. A dowodów nie miała, bo do gwałtu nie dopuściła, świadków też nie było — o to zadbał Young. Na dodatek była zbyt wstrząśnięta, by natychmiast udać się do komendanta, i uciekła do swego pokoju. A w międzyczasie kolesie Younga zaciągnęli go do lekarza i puścili w obieg informację, że idąc do sali gimnastycznej, spadł ze schodów.
Zdecydowała się więc na mniejszy zarzut, tym bardziej, że wcześniejsza zaczepka miała miejsce przy świadkach, kiedy to próbował się do niej zalecać. Być może, gdyby miała większe doświadczenie w tej materii, nie osadziłaby go tak obcesowo. A tak jego zainteresowanie i pewność, że wystarczy, iż je wyraził, a odda mu się na pewno, tak ją zaskoczyły, że powiedziała po prostu co myśli. Dla kogoś o tak przerośniętym ego, kto w dodatku nigdy nie usłyszał prawdy na swój temat, był to kamień obrazy. Zraniony do żywego, postanowił rozliczyć się po swojemu, czyli bez świadków. Ale i tak puściły mu nerwy, a ponieważ Królewska Marynarka, a zwłaszcza władze akademii, nie tolerowały molestowania seksualnego i używania określeń powszechnie uznawanych za obraźliwe, miała powody do złożenia skargi. Zwłaszcza, że to midszypmen ze starszego rocznika naubliżał młodszemu. Komendant Hartley i tak był wystarczająco wściekły na Younga. Gdyby znał prawdę… Po latach zrozumiała, że Hartley by jej uwierzył, i była wściekła na samą siebie, że nie dotarło to do niej wtedy, mimo iż dawał jej niedwuznacznie do zrozumienia, iż wie, co się stało. Prawie ją prosił, żeby powiedziała całą prawdę bez ogródek. Gdyby nie podejrzewał, co w istocie zaszło, nie zmusiłby Younga, wyglądającego jakby to jego próbowano zgwałcić, do przeprosin. Young zaplanował wszystko bezbłędnie, a popełnił tylko jeden błąd; nie znał siły i refleksu kogoś urodzonego na Sphinxie i nie docenił dodatkowych lekcji walki wręcz, jakie pobierała u bosmana McDougala. A ona wiedziała o nim wystarczająco dużo, by nie pozwolić mu wstać, gdy tylko znalazł się na podłodze. Szczęście Younga polegało na tym, że zaatakował ją w łazience, kiedy nie było w pobliżu Nimitza — inaczej, gdyby nawet przeżył, nikt już nie powiedziałby o nim, że jest przystojny.
Z drugiej strony, gdyby Nimitz był obecny, praktycznie nie zdążyłaby wziąć udziału w starciu, a zmuszona była przyznać, że spranie Younga sprawiło jej sporą satysfakcję. Ponieważ trochę poniósł ją entuzjazm, nikt nie uwierzył w upadek ze schodów — prędzej uwierzono by w bliskie spotkanie z walcem. Nikt też jednakże nie mógł nic zrobić bez jej oficjalnego zażalenia. A ona go nie złożyła. Wtedy nie zdawała sobie sprawy z wielu rzeczy — po pierwsze sądziła, że już własnoręcznie załatwiła sprawę, po drugie, nie chciała wywoływać skandalu w akademii, po trzecie uważała, że nikt nie potraktuje jej poważnie, za to wszyscy będą się podśmiewać za jej plecami, uważając, że zrobiła to tylko dla rozgłosu. A po czwarte i najważniejsze, nie zdawała sobie sprawy, że na własną prośbę zyskała sobie śmiertelnego wroga. Gdyby zameldowała o próbie gwałtu, Young wyleciałby ze służby natychmiast i z hukiem, i żadne plecy by mu nie pomogły. Tego typu zachowań nie tolerowano w Królewskiej Marynarce w stosunku do nikogo (niezależnie od płci). Tak nie wyleciał, został oficerem i nigdy jej nie zapomniał ani pobicia pod prysznicem, ani upokorzenia, gdy musiał ją przeprosić w obecności komendanta Hartley’a i jego zastępcy. A miał wpływowych przyjaciół tak we flocie, jak i poza nią, i nie raz już odczuła wpływ ich działań. Teraz jego złośliwa satysfakcja, gdy zwalił jej na głowę odpowiedzialność za całą wydzieloną placówkę i to w majestacie prawa, była niemalże namacalna. Zlecił jej zadanie, do wykonania którego niezbędne były co najmniej trzy okręty, i cieszył się mściwie…
Winda zatrzymała się, więc odetchnęła głęboko, odpędzając wspomnienia. W czasie drogi opanowała się na tyle, by uścisnąć rękę Tankerleyowi i pożegnać go prawie normalnym głosem. A potem była już sama w kabinie pasażerskiej swego kutra lecącego ku HMS Fearless. I miała okazję spokojnie zastanowić się nad sytuacją. I nad tym, jaka będzie reakcja załogi, gdy ludzie dowiedzą się, że nie dość, że dostali najgorszy przydział, to na domiar złego dowódca placówki opuścił ich i obarczył obowiązkami przekraczającymi ich możliwości. Bowiem do obowiązków Royal Manticoran Navy w systemie Basilisk należało: utrzymywanie porządku wewnątrz systemu, sprawdzanie ładunków statków tak odlatujących i przylatujących na terminal, jak i przebywających na orbicie Medusy, oraz ochrona całego systemu przed zewnętrznym atakiem. Aby tego dokonać, krążownik musiałby być w paru miejscach równocześnie, a cała załoga pełnić wachtę przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.