— A nie można byłoby dogadać się z kimś w Królestwie? — Frankel spojrzał na Bergrena.
— Partia Liberalna na Manticore w sprawie polityki zagranicznej nie potrafi od lat znaleźć własnej dupy i to oburącz — sekretarz spraw zagranicznych skrzywił się pogardliwie. — Z Postępową moglibyśmy dojść do porozumienia, ale to nie ona jest przy władzy, a sprawujący ją centryści i lojaliści nienawidzą nas prawie tak bardzo jak Elżbieta III. Nawet gdyby liberałom i postępowcom udało się przejąć władzę w rządzie, Korona nigdy nie będzie z nami negocjować.
— Hmm — Frankel przygryzł wargę i westchnął. — Szkoda… A sytuację pogarsza jeszcze fakt, że nasza sytuacja dewizowa nie jest dobra, oględnie mówiąc, a trzy czwarte naszego handlu zagranicznego idzie właśnie przez Manticore Junction. Gdyby ją zamknęli dla naszych statków, oznaczałoby to dodatkowe miesiące tranzytu i dodatkowe koszty…
— To akurat nie jest najgorsze — dodał Parnell ponuro. — Manticore Junction poprzez terminal Trevor Star daje Królewskiej Marynarce otwartą drogę prosto w sam środek Republiki.
— Ale gdybyśmy ich pokonali, Manticore Junction należałaby do nas — powiedziała cicho Dumarest. — Pomyślcie, jakie korzyści przyniosłoby to naszej gospodarce.
Frankel spojrzał na nią nagle rozjaśnionym wzrokiem — doskonale wiedział, że kontrola nad tą konkretną wormhole junction dawała Królestwu siedemdziesiąt osiem procent produktu systemowego układu Sol, uznawanego za najbogatszy — Harris zauważył jego minę i uśmiechnął się paskudnie.
— Zreasumujmy — odezwał się spokojnie. — Jesteśmy w tarapatach, bo musimy się rozrastać, by przetrwać, a Manticore stoi nam na drodze. Jeśli zdobędziemy ten system, nasza ekonomia otrzyma solidny zastrzyk, a więc sprawa jest jak najbardziej opłacalna. Problem w tym, co robimy.
— Czego byśmy nie chcieli zrobić z Królestwem, i tak musimy się zająć problemami na południowym zachodzie — Parnell wskazał zielonkawoszare światełka. — Poprawiłoby to naszą pozycję w przypadku konfliktu, ale rozsądniej byłoby najpierw rozprawić się z Królestwem, a potem z drobnicą.
— Zgoda — przytaknął Harris. — Ma pan jakiś pomysł, jak moglibyśmy to zrobić, admirale?
— Jeszcze nie do końca, panie prezydencie. Muszę się naradzić ze sztabem, ale wormhole junction to obosieczna broń i jeśli właściwie ją wykorzystać… — Parnell umilkł i dodał po chwili: — Mam pewien pomysł, ale muszę go skonsultować, zwłaszcza z wywiadem floty. W ciągu mniej więcej miesiąca jestem w stanie przedstawić panu raport, panie prezydencie. Czy taki termin jest do przyjęcia?
— Jak najbardziej, admirale. Jak najbardziej — odparł Harris i zakończył zebranie.
ROZDZIAŁ I
Futrzana kula spoczywająca dotąd nieruchomo na kolanach Honor Harrington drgnęła, gdy silniki promu umilkły, i wysunęła okrągłą głowę zwieńczoną parą spiczastych uszu. Treecat ziewnął, ukazując paszczę pełną delikatnych i ostrych jak igły ząbków i odwrócił głowę, przyglądając się Honor jasnozielonymi ślepiami.
— Bleek? — spytał.
— Sam jesteś bleek — uśmiechnęła się lekko, gładząc go po nasadzie nosa.
Treecat mrugnął i złapał ją delikatnie za nadgarstek czterema z sześciu łap. Cofnęła lekko rękę i futrzana kula rozwinęła się w sześćdziesiąt pięć centymetrów (nie licząc ogona) mruczącego z zadowolenia zwierzaka. Nimitz wsparł tylne łapy o jej stopy i silniej złapał nadgarstek, nie wysuwając jednak pazurów chwytnych łap. Każdy miał dobry centymetr długości i był niczym zakrzywiony lancet — Honor była kiedyś świadkiem, jak inny treecat rozszarpał twarz pewnego durnia grożącego jego człowiekowi, ale wiedziała, że jest bezpieczna. Pomijając sytuacje, kiedy zagrożona była ona lub on sam, szansa, iż Nimitz zaatakuje kogoś, była równie duża jak na to, ze zostanie jaroszem, co jak dotąd nie przytrafiło się żadnemu przedstawicielowi jego gatunku.
Uwolniła rękę i uniosła go, sadzając na ramieniu, co spotkało się z jeszcze entuzjastyczniejszym mruczeniem. Nimitz był weteranem w podróżach kosmicznych i doskonale wiedział, że ramiona są strefą zakazaną na pokładzie niewielkich jednostek w trakcie lotu, ale w każdych innych okolicznościach ramię przynależy treecatowi jako naturalne miejsce jego człowieka. Zawsze tam przesiadywały, odkąd pierwszy treecat adoptował pierwszego człowieka ponad pięćset standardowych lat temu. A Nimitz był tradycjonalistą. Położył płaską szczękę na czubku głowy Honor, wbijając pazury czterech łap w specjalnie wypchane ramię jej kurtki mundurowej i znieruchomiał. Mimo typowo kociego ciała — długiego i szczupłego — ważył prawie dziewięć kilogramów i to przy sile przyciągania jednego g. Honor była do tego jednak przyzwyczajona, zwłaszcza że Nimitz nauczył się balansować na jej ramieniu i nie przeszkadzał w ruchach, nawet gdy się pochylała, jak choćby teraz, po leżący na sąsiednim fotelu neseser. Była najstarszym rangą pasażerem na pokładzie do połowy zapełnionego promu, toteż zgodnie z tradycją siedziała najbliżej śluzy. Była to tradycja wywodząca się bardziej z praktyki niż z uprzejmości — najstarszy stopniem oficer zawsze ostatni wchodził na pokład, za to pierwszy go opuszczał.
Lekki wstrząs świadczył, iż prom znalazł się w uchwycie promieni ściągających liczącej siedemdziesiąt kilometrów Stacji Kosmicznej Jej Królewskiej Mości Hephaestus, będącej główną stocznią Royal Manticoran Navy. Nimitz westchnął z ulgą, a Honor stłumiła uśmiech i wstała, wygładzając mundur, który przekrzywił się nieco podczas siedzenia i umieszczania treecata na ramieniu. Ten rejon kurtki sprawdziła szczególnie uważnie, poprawiając też rękaw, tak by złoto-czerwona naszywka przedstawiająca ryczącą i gotową do ataku mantykorę znalazła się w prostej linii z naramiennikiem. Mityczny stwór o głowie lwa, skrzydłach nietoperza i ogonie skorpiona był godłem Królewskiej Marynarki od początku jej istnienia. Spod lewego naramiennika wyciągnęła beret i założyła go, delikatnie odsuwając łeb Nimitza. Był to biały beret przysługujący jedynie kapitanom okrętów i stanowiący marzenie każdego młodszego stopniem oficera. Kupiła go, gdy otrzymała dowództwo Hawkwinga, i tym razem, przesuwając go nieco na bakier, nie zdołała powstrzymać uśmiechu będącego jawnym naruszeniem zasady utrzymywania poważnego „zawodowego wyrazu twarzy”. Uważała, że ma do niego pełne prawo, to raz, a dwa, że i tak jest niezwykle opanowana, bo tak naprawdę miała ochotę tańczyć i śpiewać. To by dopiero zaszokowało pozostałych pasażerów promu!
Miała jednak prawie dwadzieścia cztery lata (ponad czterdzieści standardowych), a takie zachowanie uwłaczałoby powadze komandora RMN — nawet jeśli taż komandor miała właśnie objąć dowództwo swego pierwszego krążownika.
Stłumiła kolejny uśmiech, pławiąc się w poczuciu pełnego zadowolenia, i pomacała przód kurtki. Pod jej dłonią zaszeleścił archaiczny papier, wydając dziwnie podniecający dźwięk, więc zamknęła oczy, by w pełni się nim rozkoszować. Podobnie jak osiągnięciem tego, do czego tyle lat dążyła, nie szczędząc wysiłków.
Od dnia, w którym znalazła się w akademii na wyspie Saganami, minęło piętnaście lat (dwadzieścia pięć standardowych). Dwa i pół roku nauki, cztery lata pracy bez patrona czy zainteresowania dworu, by z chorążego awansować na porucznika, potem jedenaście miesięcy jako żaglomistrz na pokładzie fregaty HMS Osprey, aż w końcu dostała pierwsze dowództwo. Co prawda była to zaledwie wewnątrzsystemowa kanonierka o masie niecałych dziesięciu tysięcy ton, nie zasługująca nawet na nazwę, tylko na numer taktyczny, ale był to jej okręt i kochała go. Potem została oficerem taktycznym na superdreadnaughcie, zastępcą i wreszcie po kursie kapitańskim dostała dowództwo pierwszego prawdziwego (bo z hipernapędem) okrętu. Fakt: Hawkwing był starym niszczycielem, ale trzydzieści trzy miesiące spędzone w roli jego kapitana stanowiły czystą przyjemność ukoronowaną nagrodą floty za osiągnięcia taktyczne w czasie zeszłorocznych manewrów.