Выбрать главу

— Doceniam pańską sugestię, poruczniku — głos Honor był absolutnie pozbawiony wyrazu. — Obawiam się jednak, że jest ona niepraktyczna. Musimy poradzić sobie sami, używając tego, co mamy na pokładzie.

— Ależ, ma’am…

— Powiedziałam, że jest niepraktyczna — ucięła jeszcze bardziej pozbawionym emocji głosem, co stanowiło tym wyraźniejsze ostrzeżenie.

Do Venizelosa w końcu dotarło, że coś jest nie tak, gdyż zamknął usta i posłał bezradne spojrzenie McKeonowi. Ten nawet nie mrugnął — w przeciwieństwie do Venizelosa zwrócił uwagę, że Harrington zaplanowała start pinas po odlocie Warlocka (czyli Younga) z systemu. Reakcja na propozycję porucznika upewniła go jedynie, że właściwie ocenił sytuację — cokolwiek było przyczyną konfliktu między Youngiem a Harrington, kapitan nienawidził jej wystarczająco, by zwalić jej na głowę największe możliwe problemy, a Harrington zdawała sobie z tego sprawę. Zrobiła, co mogła, by ograniczyć szkody, ale miała zamiar zacząć realizować swój plan dopiero, gdy Young nie będzie mógł jej przeszkodzić.

Ta napięta sytuacja między dowódcami nie wróżyła dobrze krążownikowi, a zwłaszcza jego oficerom, którzy pewnego pięknego dnia mogą znaleźć się między młotem a kowadłem.

Honor, obserwując jego przypominającą maskę twarz, domyślała się charakteru jego przemyśleń. Problem polegał na tym, że McKeon miał rację, ale miał ją i Venizelos, który nie znając sytuacji, zaproponował to, co uważał za najlepsze rozwiązanie. Żałowała, że musiała zdusić w zarodku jego entuzjazm (zwłaszcza, że zachował się tak, jak chciała, by zachowywali się od dawna wszyscy obecni), ale nie mogła wyjaśnić, jak wygląda sytuacja między nią a Youngiem. Żaden kapitan nie pozwoliłby sobie na to, zwłaszcza w sytuacji, w której by to mogło zostać odebrane jako gorzkie żale.

— Czy są inne komentarze lub sugestie? — spytała, a gdy zgodnie z oczekiwaniami nikt się nie odezwał, dodała: — O czternastej zero zero ogłoszę załodze nowe obowiązki i rozkazy. Poruczniku Venizelos, spodziewam się, że o trzynastej zero zero przedstawi mi pan listę wybranych ludzi po uzgodnieniu jej z komandorem McKeonem. Chciałabym ją zatwierdzić przed komunikatem do załogi.

— Tak jest, ma’am.

— Doskonale. Panie i panowie oficerowie: otrzymaliście rozkazy, więc przystąpcie do ich wykonania — skinęła głową i wszyscy prawie równocześnie wstali; nie wyglądali na szczęśliwych, ale po raz pierwszy od dawna byli aktywnie zaangażowani w wypełnianie swoich obowiązków.

Być może był to dobry znak.

Poczekała, aż za ostatnim wychodzącym zamkną się drzwi, i wsparła głowę na dłoniach, masując skronie. Miała nadzieję, że coś się odmieni — zrobiła, co mogła, by udawać pewność siebie, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że przeważająca ilość spraw może nie pójść tak jak planowała, powodując kłopoty. Kapitanowie frachtowców zawsze byli drażliwi na punkcie prawa przelotu i Venizelos, działając w dobrej wierze, mógł wywołać międzyplanetarny incydent, jeśli przycisnąłby za mocno niewłaściwego kapitana. Następną sprawą była żywotność sensorów — nawet przy uwzględnieniu sugestii McKeona prowizoryczne platformy zostaną zmuszone do pracy znacznie przekraczającej ich możliwości. Przy odrobinie szczęścia może wytrzymają te trzy miesiące, ale wcale nie jest pewne, czy Young nie znajdzie pretekstu do przedłużenia remontu. A najgorsze było to, że cały jej plan opierał się na założeniu, że nie zajdzie nic nie przewidzianego, bo w tym wypadku nie będzie w stanie nic zrobić — nawet wiedząc o tym — po prostu nie zdąży, znajdując się za daleko.

Westchnęła, oparła dłonie o blat i przyjrzała im się ponuro — wszystko zależało od załogi, od tego ile wytrzyma i jak dobrze będzie wypełniać swoje obowiązki. Venizelos prawdopodobnie nie zechce wziąć Marines, ponieważ nie znajdzie dla nich zajęcia, za to prawie na pewno będzie potrzebował doświadczonych marynarzy i podoficerów, a ponieważ zabiera prawie dziesięć procent załogi, reszta będzie miała ciężkie życie. Zwłaszcza że będzie chciał tych z doświadczeniem w obsłudze pinas (i dostanie ich, bo musi), co oznacza, że kutry obsługiwane będą przez niedoświadczone załogi, a liczba frachtowców na orbicie Medusy była zaiste imponująca. Pojęcia co prawda nie miała, co tubylcy mogą mieć tak atrakcyjnego do handlu, ale najwyraźniej mieli, a do jej obowiązków należało sprawdzenie każdego z tych statków.

Kuszące było ograniczenie się jedynie do sprawdzania manifestów, ale nie tego oczekiwała po swoich kapitanach Królewska Marynarka. Taka procedura była wystarczająca w przypadku statków przelatujących tranzytem przez terminal, natomiast jeśli wiozły one towar przeznaczony do handlu z Królestwem Manticore, powinny zostać sprawdzone ładownie, jak i promy transportowe w poszukiwaniu kontrabandy. Oznaczało to długie, męczące wachty dla załogi, a każda grupa musiała być dowodzona przez oficera lub starszego rangą podoficera. Nawet gdyby nie musiała oddelegować pinas do kontroli lotów, i tak byłaby skazana na chroniczny brak pełnej obsady wacht. Groziło to efektem samonapędzającego się koła: zbyt mała ilość ludzi oznaczała dłuższe wachty, czyli mniej wolnego czasu i coraz większe niezadowolenie niemalże wrogiej już załogi.

Westchnęła i wstała — charakter i wyszkolenie nakazywały przewodzenie poprzez przykład, ale skoro przykład zawiódł, przeprowadzi to inaczej. Wymusi, sterroryzuje albo przekupi, ale wykona to, co do niej należy. Jak długo będą wypełniali swoje obowiązki, mogą jej nienawidzić do woli.

ROZDZIAŁ VIII

Kapitan Michel Reynaud z Królewskiej Służby Astro-Kontrolnej (w skrócie ACS) stał obok komandora Arlessa, obserwując z mieszanymi uczuciami, jak ciężki krążownik HMS Warlock rozpoczyna tranzyt. Jego żagle rozbłysły na moment i okręt zniknął — pozostał jedynie HMS Fearless, utrzymujący pozycję w pobliżu stacji kontroli lotów. Reynaud nie żałował odlotu Warlocka; ze wszystkich zadufanych w sobie, aroganckich kretynów i dupków arystokratycznego pochodzenia, jakich Royal Manticoran Navy kiedykolwiek za jego czasów zesłała do tego systemu, lord Pavel Young był zdecydowanie najgorszy i najgłupszy. Być może dlatego, że nigdy nie starał się ukryć pogardy żywionej dla ACS, Reynaud i jego ludzie odpłacali mu pięknym za nadobne. Tyle że Young był znanym i oswojonym już złem, do którego się przyzwyczaili, a dowódca HMS Fearless stanowił nowy powód do zmartwień.

Służba Astro była cywilną organizacją pomimo uniformów i stopni takich jak w RMN, za co Reynaud był dozgonnie wdzięczny przodkom. Odpowiadał za sprawne i szybkie kierowanie ruchem na terminalu i cała reszta systemu go nie obchodziła — to było zmartwienie Królewskiej Marynarki. Nie zazdrościł dowódcy lekkiego krążownika. To, że jego kompetencje ograniczały się do ściśle określonego obszaru, nie znaczyło bowiem, że nie orientował się w zadaniach, jakie miała w systemie spełniać flota. Z drugiej strony, dlaczego miałby współczuć rzeczonemu oficerowi — głupi skurwiel pewnie na to zasłużył, bo gdyby nie zmalował czegoś grubego, nie znalazłby się tutaj. Personel kontroli lotów dawno pozbył się złudzeń co do tego, kogo przysyłała tu Królewska Marynarka, a ostatnie lata dowiodły, że do systemu trafiali najgorsi z najgorszych; toteż traktowano ich tak, jak na to zasługiwali.

Zaczął odwracać się od ekranu, gdy powstrzymał go głos Arlessa:

— Poczekaj, Mac! Coś do nas leci z krążownika. A raczej dwa cosie.