Выбрать главу

— Że jak?! — Reynaud spojrzał w ekran i zmarszczył brwi; ku stacji faktycznie zbliżały się dwie jednostki wyposażone w impellery.

Sygnatury napędu były zbyt słabe jak na normalne okręty; musiały to być pinasy, tylko nie mógł zrozumieć, po jaką cholerę kierowały się ku jego stacji.

— Jak myślisz, co oni tym razem wykombinowali? — spytał.

— ChaGieWu — odparł zwięźle Arless i przeciągnął się.

— Nie zgłosili lotu?!

— Brawo! Zaraz… — Arless pochylił się i przełączył częstotliwość ogólnej łączności na słuchawkę w uchu Reynauda.

— …di, tu lot floty Foxtrot Able Jeden. Proszę o instrukcje ostatecznego podejścia.

Arless miał już odpowiedzieć, gdy Reynaud powstrzymał go gestem i przejął mikrofon.

— Lot floty Foxtrot Able Jeden, tu kontrola lotów terminalu Basilisk. Proszę podać cel lotu.

— Kontrola, tu Foxtrot Able Jeden: jesteśmy misją łącznikową floty. Mam na pokładzie rozkazy i wiadomość dla waszego dowódcy.

Reynaud i Arless spojrzeli na siebie z osłupieniem. Delikatnie rzecz ujmując, to co usłyszeli, było nieortodoksyjne — jaka misja łącznikowa i dlaczego nie zgłoszono jej wcześniej?! Reynaud w końcu wzruszył ramionami; najprościej będzie pozwolić wylądować odpowiedziom.

— Dobra, Foxtrot Able Jeden. Podchodźcie do radiolatarni 9-4, tam będzie czekał przewodnik. Kontrola kończy transmisję. — Wyłączył dźwięk i spojrzał wymownie na Arlessa. — I co ty na to, Stu?

— Pojęcia bladego nie mam o co chodzi, ale popatrz na to! — i wskazał ekran, na którym działo się zaiste coś przedziwnego: ledwie pinasy wystartowały, krążownik wziął kurs na Medusę i ruszył, ale nie ze zwyczajowymi osiemdziesięcioma procentami ciągu, ale z pełnym przyspieszeniem całych pięćset g, i był już o dobre pięćdziesiąt tysięcy kilometrów od stacji.

Reynaud podrapał się w zadumie po krótko ściętych, szpakowatych włosach i westchnął ciężko. Kiedy w końcu po paru miesiącach ciężkiej pracy udało mu się przekonać umundurowanego półgłówka, żeby trzymał łapy z dala od kontroli lotów, przysyłali mu innego. A przekonanie Younga, że jego próby reorganizacji ruchu, by zwiększyć efektywność, skończą się przemęczeniem kontrolerów i zmniejszeniem bezpieczeństwa, co w krótkim czasie doprowadzi do jakiejś katastrofy, było zajęciem żmudnym i długotrwałym. Zarządzanie ruchem na terminalu wormhole’a wymagało dobrze wyszkolonych i doświadczonych profesjonalistów, a nie przygłupów zesłanych na najgorszą placówkę we flocie za mierne wykonywanie obowiązków. Flota mogła pomóc ACS na wiele sposobów, gdyby ten urodzony dzwon był zainteresowany w robieniu czegokolwiek, co wymagałoby jakiegokolwiek wysiłku z jego strony. Naturalnie nie był, a z drugiej strony we krwi miał rządzenie i ważniactwo. W opinii Reynauda, Young był psychicznie niezdolny do bezczynnego obserwowania kogoś dobrze i w zorganizowany sposób wykonującego to, co doń należy, tak długo, jak długo, mógł temu komuś przeszkadzać. Ponieważ Young wyprowadzał go z równowagi od samego początku, Reynaud zrobił co mógł, by mu się odwdzięczyć tym samym, co musiało się odbić na efektywności pracy. Jednakże nie potrafił tego żałować.

Wyglądało na to, że następca Younga ulepiony był z zupełnie innej gliny, tylko że Reynaud nie miał pojęcia z jakiej. Po szybkości posunięć sądząc, nowy dowódca miał znacznie więcej energii, ale mogło to być korzystne lub nie — jeśli zamierzał pomóc kontroli lotów, jego energia byłaby czynnikiem pozytywnym. Jednak długoletnie doświadczenie jakoś uniemożliwiało Reynaudowi wyobrażenie sobie starszego rangą oficera RMN, który robiłby więcej dobrego niż złego. Podobno tacy istnieli… tak mówiono. W końcu wzruszył ramionami — czego by dowódca HMS Fearless nie planował, szybkość odlotu jednoznacznie wskazywała, że zanosiło się na dłuższy pobyt „misji łącznikowej” na stacji kontroli lotów. W połączeniu z brakiem ostrzeżenia co zamierza, było to, łagodnie mówiąc, przedziwne. Jedno nie ulegało dla Reynauda wątpliwości, gdy obserwował odlatujący okręt — jaki by nie był jego dowódca, na pewno nie przypominał lorda Younga.

* * *

— Poruczniku Stromboli, ma pan wyliczony kurs?

— Tak jest, ma’am — słysząc pytanie Honor, Stromboli uniósł głowę.

Był blady z przemęczenia, gdyż Santos i McKeon nieregularnie, ale często podwyższali liczbę platform, co każdorazowo powodowało konieczność nowych obliczeń, ale nie miał zamiaru już nigdy dać się złapać i nie mieć obliczonego kursu, gdy kapitan go o to spyta.

— Za dwadzieścia trzy minuty musimy zmienić kurs, ma’am — zameldował, sprawdzając obliczenia. — Po ośmiu godzinach i czterdziestu dwóch minutach powinniśmy rozpocząć stawianie pierwszej partii.

— Doskonale, proszę przekazać zmiany kursu sternikowi — poleciła.

Nimitz bleeknął cicho prosto w jej ucho, więc pogłaskała go delikatnie. Treecat zawsze doskonale wiedział, kiedy jest właściwy czas, by dać się zauważyć lub usłyszeć. Od chwili odlotu Warlocka stał się znacznie spokojniejszy i radośniejszy — Honor doskonale wiedziała dlaczego, toteż uśmiechała się lekko, wywołując maszynownię. Na ekranie ukazała się twarz jednego z asystentów Santos, więc cierpliwie poczekała na przywołanie głównego mechanika. Komandor Santos wyglądała z lekka upiornie — długie, czarne włosy splotła w ciasny warkocz, twarz miała pobrużdżoną ze zmęczenia, a na policzku ślady smaru.

— Pani komandor, za około dziewięć godzin rozpoczniemy stawianie pierwszej serii platform. Jaki jest stan prac?

— Pierwszą partię mamy prawie gotową, ma’am. Sądzę, że drugą też będziemy mieli na czas, natomiast nie jestem pewna odnośnie trzeciej.

— Jakieś problemy? — spytała uprzejmie Honor. Oczy Santos błysnęły gniewnie i Honor zdusiła lekki uśmiech — jeśli jej oficerowie wściekną się na nią wystarczająco, to może wreszcie zaczną myśleć, a nie tylko użalać się nad sobą. Komandor porucznik Santos ugryzła się jednakże w język, wzięła głęboki oddech i powiedziała beznamiętnie:

— Martwi mnie przemęczenie ludzi, ma’am. Radiolatarnie prawie nam się skończyły, a i tak nie były przewidziane do tak dużych modułów sensorycznych. Adaptacja wymaga modyfikacji znacznie przekraczających zakres napraw, co ogranicza użycie serwomechanizmów i automatów. Znaczną część prac musimy wykonywać ręcznie, a sytuacja tylko się pogorszy, gdy skończą się radiolatarnie.

— Rozumiem, pani komandor, ale zgranie czasowe jest podstawą zaplanowanego rozmieszczenia sieci alarmowej. Doradzałabym pośpiech. — Honor zakończyła połączenie i oparła się wygodniej, tym razem nie kryjąc uśmiechu.

Nimitz, mrucząc cicho, potarł łeb o jej szyję, najwyraźniej także zadowolony.

* * *

— Że jak? — zdziwił się kapitan Reynaud. — Pan jesteś kto?!

Porucznik Venizelos zaskoczony zmarszczył brwi.

— Jak już powiedziałem, jestem pańskim oficerem bezpieczeństwa i dowódcą straży celnej, kapitanie. Jestem także pewien, że wiadomość od kapitan Harrington wszystko wyjaśni.

Reynaud prawie odruchowo przyjął wręczoną mu elektrokartę i zaskoczenie Venizelosa jeszcze się pogłębiło. Nie mógł zrozumieć, co tak dziwi przedstawiciela ACS — mówił przecież wyraźnie i powoli, nie używając skomplikowanego słownictwa.

— Wyjaśnijmy coś sobie prostym i zrozumiałym językiem — zaproponował Reynaud. — Ten pański kapitan Harrington naprawdę spodziewa się, że zostaniecie zakwaterowani na stacji i wysłał was tu, abyście nam pomogli?