Выбрать главу

— Tak Sir, tyle że nie „ten”, a „ta” — poprawił z naciskiem Venizelos, a widząc, że rozmówca nadal jest wygłupiony, zapytał: — Dlaczego tak to pana zaskakuje, Sir?

— Zaskakuje?! — Reynaud zamrugał gwałtownie, jak ktoś nagle wyrwany ze snu. — Tak, można by tak to ująć… Mówiąc szczerze, poruczniku, od prawie dwudziestu miesięcy jestem dowódcą tej stacji, a przedtem przez ponad dwa lata byłem zastępcą dowódcy, i w całym tym okresie jest pan pierwszym oficerem łącznikowym… czy jak pan powiedział celnym i bezpieczeństwa, jakiego kiedykolwiek ktokolwiek mi przydzielił. Prawdę mówiąc, może się okazać, że jest pan pierwszym w całej historii istnienia tej stacji. Widzi pan: jak dotąd żaden dowódca placówki Basilisk nie pofatygował się przydzielić kontroli lotów kogokolwiek.

— Że jak?! — Venizelos zaczerwienił się, gdy dotarło doń, że powtórzył nie tylko słowa, ale i ton rozmówcy sprzed parunastu sekund.

Obaj spojrzeli na siebie i kapitan zaczął się uśmiechać.

— Jak tak teraz sobie o tym myślę, przypomina mi się, że chyba coś czytałem w rozkazach kierujących mnie tutaj, że flota jest odpowiedzialna za bezpieczeństwo terminalu i kontrolę ładunków, ale było to tak dawno temu, że głowy nie dam — przyznał Reynaud i spojrzał na stojącego obok technika. — Jayne, zrób mi przysługę i znajdź porucznikowi i jego ludziom jakieś kwatery. Aha, i zapoznaj ich z podstawowymi procedurami bezpieczeństwa, dobrze? Ja muszę się przekopać przez stertę regulaminów i sprawdzić, co my do cholery powinniśmy z nimi zrobić, jak już tu są.

— Jasne, Mike — technik kiwnął na chorążego Wolvertona, zastępcę Venizelosa, i obaj wyszli.

— Może pan mi pomoże, poruczniku? — zaproponował Reynaud z uśmiechem, który stał się jeszcze szerszy, gdy zapytany skinął głową na znak zgody. — I może będzie pan tak miły i opowie mi o swoim dowódcy. Tylko wolno i drukowanymi, dobra? Nie jestem już taki młody ani bystry i nie jestem pewien, czy dotrze do mnie tak od razu, że placówką Basilisk dowodzi dla odmiany ktoś kompetentny.

Anderas Venizelos uśmiechnął się szeroko i po raz pierwszy od tygodni wyszło mu to zupełnie naturalnie.

* * *

Komandor porucznik Dominica Santos dołożyła starań i udało się jej nie zakląć, gdy porucznik Manning wręczył jej najnowsze obliczenia. Pierwsze trzy partie urządzeń wykonali na czas, ale krążownik zdążał już, by postawić czwartą i Santos z niejaką desperacją spojrzała na chronometr — do rozpoczęcia operacji zostało mniej niż sześć godzin, a mieli gotowych ledwie sześćdziesiąt procent urządzeń. Tym razem jeszcze zmieszczą się w czasie, ale stale tracili grunt pod nogami: do postawienia przewidzianych było jeszcze pięć partii, a jej ludzie już poruszali się jak pijani ze zmęczenia. Co gorsza, skończyły się zapasy radiolatarń i następną partię będą musieli zbudować od podstaw, nim zaczną montaż modułów sensorycznych.

Zmięła w ustach przekleństwo — Royal Manticoran Navy wyznawała zasadę, iż kląć na pokładach nie należy, ale ją trzęsła zbyt ciężka cholera by nie kląć, wybrała więc złoty środek: klęła tak, by nikt nie słyszał. A wściekła była na Harrington, która nie wiedzieć dlaczego spieszyła się jak oszalała. Gdyby dała im dwa-trzy dni spokoju, opracowaliby potrzebny do konwersji zestaw i odpowiednio przeprogramowali automaty, które wyprodukowałyby potrzebną ilość urządzeń bez kłopotu. Skoro musieli dysponować gotowymi urządzeniami natychmiast, nie wchodziło to w grę, gdyż nie miała kim obsadzić konwersji i równocześnie opracować projektu oraz przeprogramować automatów. Prędzej szła ręczna produkcja. Tyle że teraz części do konwersji się skończyły, a o nowych platformach nie było nawet co marzyć. I wszystko przez to, że Harrington nie wiedzieć po co tak się spieszyła. Nie musiała, a to, co robiła, nie było uczciwe — swoją złość na Younga mogła wyładować na sali treningowej albo swoim zwierzaku, nie na załodze.

Santos przestała kląć, zdając sobie sprawę, że nie do końca jest obiektywna — załoga, a zwłaszcza oficerowie, też niezbyt uczciwie dawali dotąd upust frustracji z powodu wyników manewrów floty i nowego przydziału kapitana. Zwłaszcza odkąd dowiedzieli się o placówce Basilisk, wszyscy ruszali się jak muchy w smole. Mimo to… odchyliła wygodniej fotel i zabrała się do pracy koncepcyjnej — uczciwe czy nieuczciwe postawienie sprawy nie rozwiązywało jej obecnego problemu. Miała tylko dwie możliwości: zawiadomić Harrington, że nie zdoła przygotować kolejnej partii na czas (co było zdecydowanie nieatrakcyjne), albo udowodnić, kto i dlaczego jest głównym mechanikiem na tej starej balii. Czyli znaleźć sposób na wykonanie rozkazu.

Pochyliła się nad klawiaturą komputera i zabrała do roboty. Nie byli w stanie zdążyć, gdyby musieli budować wszystko od podstaw, a na zupełnie nowy projekt też nie było czasu, ale… gdyby tak użyć części korpusu rakiety Mark L? Po usunięciu głowicy i generatora ekranu można by umieścić tam moduł sensorów i astropakiet… Zaraz! Wtedy można by przerobić system naprowadzania i zastąpić nim astropakiet, co zaoszczędziłoby wiele pracy. Napęd co prawda był zupełnie inny niż w radiolatarniach, ale miał za to solidny zapas mocy, a parę miesięcy powinien wytrzymać. Poza tym platforma nie ma się przemieszczać, więc wytrzymałość napędu powinna okazać się większa, bo będzie używany jedynie do korekty pozycji. A to oznaczało, że dwie trzecie pracy będą w stanie wykonać automaty, co zaoszczędzi trzy czwarte czasu, i nie będzie trzeba ich przeprogramować, ale jeśli przetnie się korpus tu… i tu, usunie pasywne receptory i emiter zakłóceń radioelektronicznych, to powinno się…

Palce komandor Santos poruszały się po klawiaturze coraz szybciej, a na ekranie nowa platforma sensoryczna przybierała coraz konkretniejszy kształt.

* * *

— Pani kapitan?

Honor uniosła głowę znad ekranu. Obok fotela prężył się wyraźnie nieszczęśliwy podporucznik Rafael Cardones pełniący obowiązki oficera taktycznego HMS Fearless.

— Słucham, poruczniku?

— Chyba mamy problem, ma’am — przyznał i skurczył się, widząc jej pytająco uniesione brwi. — Z platformami, ma’am.

— A konkretnie, poruczniku?

— Ja… cóż… tego, no… — Cardones umilkł, wziął się w garść i wyrecytował. — Obawiam się, że źle zaprogramowałem parametry, ma’am. Zaprogramowałem sensory na kierunkowe zamiast wielokierunkowe przeczesywanie i chyba popełniłem błąd, programując wcześniej część telemetryczną, bo nie mogę zmusić ich, żeby dały się zdalnie przeprogramować, ma’am.

— Rozumiem — Honor siadła wygodniej, opierając podbródek na złączonych dłoniach.

Cardones wyglądał jak szczeniak czekający na lanie i to jak szczeniak uważający, że zasłużył na to lanie. Było to do tego stopnia widoczne, że miała ochotę pogłaskać go po głowie i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Stłumiła zdecydowanie współczucie i spytała spokojnie:

— Co pan sugeruje, żebyśmy z tym zrobili, poruczniku?

— Ja, ma’am?! — pisnął Cardones. — Ja nie… Sądzę, że będziemy musieli je zebrać i przeprogramować na pokładzie, ma’am.

— Niewykonalne — skwitowała zimno.

Młodzian spoglądał na nią skonsternowany i tym razem także musiała ugryźć się w język. Bardziej doświadczony oficer taktyczny znalazłby rozwiązanie, bowiem głowice sensoryczne rakiet zwiadowczych opracowano tak, by łączyły się bezpośrednio z siecią taktyczną okrętu macierzystego. Ścieżka dostępu taktycznego została wypalona, stanowiąc część wyposażenia, nie oprogramowania, i nie dało się jej zmienić inaczej niż fizycznie. Powód był prosty — miała przeciwdziałać błędnemu zaprogramowaniu telemetrii. Owszem, przeprogramowanie przy użyciu kanału taktycznego nie było proste (za to czasochłonne), ale gwarantowało sukces i ze stanowiska oficera taktycznego można było przeprogramować całą telemetrię rakiety. Venizelos wiedział o tym na pewno, lecz był nieobecny, Honor także była tego świadoma, ale nie miała najmniejszego zamiaru informować o tym podporucznika. Powinien już się nauczyć, że z problemem należy najpierw zgłosić się do pierwszego oficera, a nie zawracać głowę kapitanowi, narażając się na jego gniew. McKeon z kolei powinien pilniej nadzorować kogoś tak młodego i wiekiem, i doświadczeniem — o tym zamierzała dobitnie mu przypomnieć przy pierwszej okazji i to w sposób, który gwarantował zapamiętanie.