Выбрать главу

— Zgadza się. Co pani wie o enklawach?

— Niewiele więcej ponad to, że istnieją. To stacje handlowe, tak?

— Tak i nie. Zgodnie z Aktem Przyłączenia, Królestwo Manticore objęło we władanie cały system, ale na planetę nałożono protektorat, by chronić tubylców, lecz zrzekło się zwierzchnictwa nad nią. W efekcie cala planeta stała się jednym wielkim rezerwatem dla tubylców, z wyjątkiem konkretnych miejsc przeznaczonych na enklawy dla osób spoza planety. Nie jest to normalna procedura, ale zależało nam na terminalu, a nie na planecie, i chcieliśmy, aby to było dla wszystkich jasne. Prawdę mówiąc, treść aktu zobowiązuje Królestwo do nadania planecie autonomii w najbliższym stosownym momencie, właściwie tylko po to, by podkreślić całkowity brak imperialnych zapędów z naszej strony — mina mówiącej jednoznacznie świadczyła o tym, co sądzi o tych rozwiązaniach. — Bezpośrednim efektem owych szlachetnych poczynań jest to, że nasza pozycja prawna może zostać zakwestionowana, a raczej już została: kilka państw z Haven na czele argumentuje, że protektorat bez zwierzchnictwa jest legalnym nonsensem. Zgodnie z interpretacją prawa międzyplanetarnego, w którym istnieje sporo precedensów o podobnym charakterze, można uznać Medusę za terytorium niczyje, a co za tym idzie, nie mam prawa nakazać komukolwiek czegokolwiek. Takie jest oficjalne stanowisko Ludowej Republiki Haven; tak na marginesie, rząd Jej Królewskiej Mości zajmuje naturalnie całkowicie odmienne stanowisko, twierdząc, że posiadanie danego terenu jest podstawą do rozwiązań prawnych, ale treść Aktu i tak dość znacząco ogranicza moją władzę. Mam prawo podjąć każdą akcję niezbędną do zapobieżenia „wykorzystywaniu tubylczej rasy”, ale nie mogę odmówić czy udzielić komukolwiek zgody na założenie enklawy. Sądzę, że rząd udzieliłby mi takiego prawa, ale nie jest w stanie przepchnąć przez parlament stosownej poprawki mimo moich próśb. Mogę więc jedynie wpływać na lokalizację enklaw, zabraniając tworzenia ich w rozmaitych miejscach, i regulować w pewnym zakresie ich handel z tubylcami. Mówiąc inaczej: mogę się bawić w policjanta, ale nie mogę zabronić wstępu złodziejowi.

Honor w milczeniu skinęła głową — liberałowie byli tak zajęci chronieniem „bezbronnych tubylców” przed wykorzystywaniem ze strony Królestwa Manticore, że zostawili otwarte wrota (bo furtka to niestosowne określenie w istniejącej sytuacji), umożliwiając takowe wykorzystywanie innym.

— Z początku istniało niewiele enklaw — dama Estelle popatrzyła nieprzychylnie w sufit. — Cywilizacyjnie tubylcy znajdują się w epoce brązu i początkach epoki żelaza, które właśnie uczą się wytwarzać, i poza ładnymi artefaktami posiadają naprawdę niewiele interesujących rzeczy z punktu widzenia handlu międzyplanetarnego. Dlatego też prawie nikt nie był zainteresowany otwarciem planetarnego rynku i Agencja Ochrony Tubylców panowała nad sytuacją. Zmieniło się to niestety za moich czasów i to nie tyle z uwagi na handel z tubylcami, ile rosnący ruch na terminalu. Sądzę, że orbitalne magazyny i urządzenia przeładunkowe były rzeczą nieuniknioną, skoro ładunki przeładowywane w systemie podlegają niższym opłatom niż w układzie Manticore. Szkoda, że nikt wcześniej nie zdał sobie z tego sprawy. Poza tym są też inne konsekwencje, jak na przykład to, że wiele firm handlowych postanowiło założyć filie na powierzchni, w celu skuteczniejszego kierowania interesami, co z kolei wpłynęło na rozwój tychże interesów. Większość enklaw powstała właśnie dzięki temu, a ponieważ prawie całe ich zaopatrzenie pochodzi spoza planety, stąd też ruch się zwiększa. Większość ładunków dostarczanych na planetę nie jest przeznaczona na handel, lecz do utrzymania placówek handlowych. Logiczną konsekwencją był nacisk ze strony zainteresowanych firm na otwarcie rynku planetarnego: jak słabo rozwinięty by nie był handel z tubylcami, zawsze przyniesie jakieś profity, czyli obniży ponoszone na utrzymanie placówek koszty. Handel jest niewielki, bo Medusa ma niewiele do zaoferowania; trochę kamieni szlachetnych, dzieła sztuki, mech o nazwie tillik nadający się na przyprawy, skóry bekhorów czy kość podobną do słoniowej i to właściwie wszystko. Natomiast niski poziom rozwoju cywilizacyjnego tubylców i ich potrzeb powoduje, że handel jest wysoce opłacalny, gdyż oferowane im dobra, takie jak stalowe noże czy siekiery wytwarzane maszynowo są tanie, a przez nich niezwykle pożądane, jako że dopiero opanowali technikę wytopu żelaza. Podobnie rzecz ma się z materiałami czy odzieżą. Nie zdają sobie z tego sprawy, podobnie jak i z faktu, że łatwo mogą uzależnić się od tych towarów i dostarczających je kupców. Próbujemy temu zaradzić, rygorystycznie ograniczając poziom oferowanej im technologii, ale napotykamy na opór tak z ich strony, jak i ze strony firm handlowych. Swoistą zaś paranoją jest, że nasi kupcy ograniczani są przepisami do handlu jedynie narzędziami wykorzystującymi siłę mięśni, w przeciwieństwie do innych. Powoduje to ich niekonkurencyjność pomimo bliskości Manticore i całkiem słuszne oburzenie. W praktyce oznacza to, że nie panujemy nad tym, co trafia w ręce tubylców, i nie możemy nawet liczyć na współpracę poddanych Korony. Agencja znalazła się w sytuacji intruza na planecie, którą ma chronić. Co gorsza, jestem pewna, że handel z tubylcami stanowi przykrywkę do nielegalnych transakcji między firmami spoza planety. Biorą w nich udział również nasze firmy, a ja nie mogę powstrzymać tego procederu, udowodnić ani nawet skłonić władz, by się tym zainteresowały!

Dama Estelle przerwała, wzięła kilka głębszych oddechów i przestała zaciskać pięści. Potem popatrzyła na gościa i zaśmiała się niewesoło.

— Przepraszam, chyba mnie poniosło — przyznała po chwili.

— Nie ma za co. Wychodzi na to, że jest pani w gorszej sytuacji niż sądziłam.

— W rzeczywistości nie jest aż tak źle. Enklawy są zlokalizowane wyłącznie w delcie, co w połączeniu z możliwością kontrolowania użycia poza ich obszarem jednostek latających mogących dotrzeć w przestrzeń, w znacznym stopniu ogranicza zasięg kontaktów handlowych. Naturalnie nie zapobiega to przemytowi między firmami handlowymi i nie umożliwia całkowitego odcięcia tubylców od nielegalnych towarów, ale znacznie ogranicza ten proces i wymusza dystrybucję poprzez tubylczych handlarzy. Tym zresztą należy się mniej przejmować; bardziej martwi mnie jako lokalnego przedstawiciela Korony myśl, co jeszcze może dziać się na planecie takiego, o czym w ogóle nie wiemy. Sądzę, że ma tu miejsce coś poważniejszego niż zwykły przemyt, lecz nie dysponuję dowodami na poparcie swoich podejrzeń. Poinformowałam naturalnie o wszystkim hrabinę Marisę, ale nie wydaje mi się, by odniosło to jakiś skutek. Sądzę, że nikt w Królestwie tak naprawdę nie interesuje się tym, co się tu dzieje.

Honor nie zmieniła wyrazu twarzy, natomiast przestała głaskać Nimitza — hrabina Marisa New Kiev była ministrem do spraw Medusy i liderem Partii Liberalnej. Dama Estelle prychnęła cicho z satysfakcją — brak reakcji rozmówcy potwierdzał jej podejrzenia co do bezczynności przełożonej. Westchnęła ciężko i dodała:

— Naturalnie mogę być paranoiczką, ale jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że… pewne osoby są za bardzo zainteresowane swoimi prawami handlowymi i płynącymi stąd dochodami, by martwić się, czy są one legalne, czy nie, i by mieć czas na cokolwiek innego. Inni zaś używają handlu jako parawanu i w ogóle nie przywiązują wagi do zysków.

— Czy ci „inni” to również Ludowa Republika Haven? — spytała cicho Honor.

— Przede wszystkim Haven. Konsulat ma zdecydowanie zbyt wielu pracowników, a liczba „attache handlowych” jest wręcz oszałamiająca. Prawdą jest, że ponad jedna trzecia terytorium Republiki i cała zachodnia część znajduje się bliżej systemu Basilisk niż Trevor Star, ale to niewiele zmienia. Na dodatek domagają się coraz większych praw w handlu z tubylcami. Oficjalnie zresztą konsulat akredytowany jest przy jednym z tubylczych miast-państw, nie zaś przy rządzie Jej Królewskiej Mości. Tak oni, jak i my wiemy, że to prawna fikcja, i jak dotąd byłam w stanie znacznie ograniczać ich działalność, ale jestem pewna, że tak naprawdę chodzi im o kontakt z tubylcami i o większą, aktywniejszą rolę w kształtowaniu ich relacji z przybyszami spoza planety.