Выбрать главу

— Jako przeciwwaga dla naszej obecności i roli?

— Dokładnie — gospodyni uśmiechnęła się szczerze pierwszy raz od rozpoczęcia rozmowy. — Sądzę, że Republika ma nadzieję, iż w końcu przejdzie przez nasz parlament projekt anulujący obecny Akt, a wówczas Haven będzie mieć znakomitą okazję, by zagarnąć zgodnie z prawem planetę, zwłaszcza jeśli już wcześniej będzie zaangażowana w jej sprawy. Oczywiście chodzi wyłącznie o kontrolę nad terminalem, ale Republika potrzebuje „moralnego usprawiedliwienia”, by propaganda mogła całą sprawę przedstawić w stosowny sposób obywatelom, a zwłaszcza Lidze Solarnej. Dlatego też zajmuje takie stanowisko odnośnie naszych praw do systemu i legalności Aktu. Jeśli tylko się wycofamy, planeta, a w konsekwencji cały system wpadnie Haven w ręce jak dojrzały owoc.

— Sądzi pani, że to wszystko, co planuje Haven?

— Przyznaję, że nie wiem… Nie widzę innych korzyści, które Haven mogłoby osiągnąć, ale też nie mogę się pozbyć wrażenia, że coś jeszcze wisi w powietrzu… Moi ludzie cały czas obserwują konsulat i faktorię handlową i jak dotąd nie odkryli nic, co mogłabym uznać za potwierdzenie podejrzeń. Naturalnie nie darzę sympatią Republiki, więc być może nie jestem obiektywna.

Honor powoli skinęła głową, siadając wygodnie i marszcząc brwi w zamyśleniu. Gospodyni nie robiła na niej wrażenia osoby skłonnej do wyciągania pochopnych wniosków, obojętnie jakich uprzedzeń i do kogo by nie żywiła.

— Jak by się nie miała sprawa z moimi przeczuciami, tak wygląda sytuacja na planecie — dodała Matsuko Estelle. — Jeśli chodzi o tubylców, to Agencja ma zbyt mało ludzi i są oni zbyt przepracowani, by osiągnąć wyniki choćby zbliżone do pożądanych. Nasze stosunki z tubylcami od chwili przybycia tu były wyjątkowo dobre; znacznie lepsze niż należało się spodziewać po zetknięciu tak różnych kultur. Część wodzów chce zniesienia restrykcji na handel nowocześniejszymi urządzeniami, część nie, co naturalnie powoduje pewne napięcia, ale generalnie relacje są przyjazne. Zwłaszcza z miastami-państwami w delcie. W oddalonych rejonach sprawy mają się nieco gorzej, ale najbardziej martwią mnie coraz częstsze meldunki o zwiększonym zażywaniu mekohy w ciągu ostatniego roku.

Honor uniosła uprzejmie brwi, przestając rozumieć, więc gospodyni przystąpiła do wyjaśnień:

— Mekoha to lokalny narkotyk roślinnego pochodzenia. Dość trudny do rafinacji przy ich obecnym poziomie techniki, ale znają go i używają od dawna, wcześniej niż my się tu zjawiliśmy. Jestem, można powiedzieć, przeczulona na punkcie narkotyków, ponieważ jednym z pierwszych objawów, że prymitywna kultura zmierza do samozniszczenia, jest zawsze zwiększone zażywanie przez jej członków środków odurzających. Mój poprzednik, baron Hightower, wyszedł z założenia, które jest mi bliskie, a mianowicie, że oryginalna kultura tubylców skazana jest na nieuchronną zagładę poprzez samą naszą tu obecność i pokusy natury cywilizacyjnej, jakie ona stwarza. Możliwe jest jednak zastąpienie jej połączeniem ich rodzimego systemu wartości z naszą rozwiniętą techniką bez utraty przez nich tożsamości. Oczywiście, mówimy o znacznie prymitywniejszym poziomie technicznym. Dlatego tak baron, jak i ja, poświęciliśmy tyle wysiłku, by kontrolować szybkość przemian, na ile byliśmy naturalnie w stanie. Obawiam się, że to także jest powód, dla którego tak mnie złoszczą obowiązki związane z pilnowaniem ludzi na tej planecie, ponieważ oznaczają oddelegowanie fachowców i sprzętu potrzebnych do wykonywania głównego zadania. Obawiam się jednak, że nic na to nie poradzę, a w końcu to także ma na celu powstrzymanie zniszczenia tożsamości kulturowej tubylców.

— Jeśli dobrze rozumiem, chciałaby pani, abym pomogła w zarządzaniu i kontrolowaniu ruchu między enklawami oraz między nimi a znajdującymi się na orbicie statkami i magazynami?

— Powiedziałabym, że tak, choć na wypadek jakiegoś zagrożenia na powierzchni chciałabym móc wezwać Marines z pani okrętu. Nie przewiduję co prawda nic poważnego, ale życie nauczyło mnie przezorności. Gdyby mogła się pani zająć kontrolą ładunków dostarczanych przez promy na powierzchnię i kontrolą ruchu powietrznego, odciążyłoby to znaczną część mojego personelu.

— Chce pani powiedzieć, że Young nawet nie…? — Honor zamknęła raptownie usta, a dama Estelle spróbowała kaszlem ukryć rozbawienie, lecz powstrzymała się od komentarza.

— Doskonale — odezwała się po chwili Honor. — Sądzę, że będziemy w stanie przejąć te obowiązki. Dzień lub dwa będą potrzebne na ustalenie szczegółów, ale mam dwa kutry, które mogą dokonywać inspekcji celnych. Chciałabym dowiedzieć się wszystkiego, czego tylko się da od pani podwładnych, którzy zajmują się kontrabandą i kontrolą lotów.

— Może pani uważać to za załatwione. Są do pani dyspozycji od teraz.

— Uważam też, że dobrze byłoby, gdyby wyznaczyła pani stałego oficera łącznikowego, który koordynowałby działania moich ludzi i policjantów Agencji. Musiałam oddelegować dziesięć procent załogi do zadań celno-porządkowych na terminalu i mam mniej ludzi niż bym chciała. — Honor zignorowała zaskoczenie widoczne na twarzy Matsuko. — Sytuacja jeszcze się pogorszy, kiedy zaczniemy kontrolować promy, ale nic na to nie poradzę. Przychodzi pani na myśl ktoś, kto nadawałby się do tej roli?

— Uważam, że pomysł jest doskonały, i sądzę, że mam odpowiedniego człowieka. Major Barney Isvarian jest najstarszym oficerem polowym sił Agencji, a zanim zaczął dla mnie pracować po przejściu na emeryturę, przez długie lata był sierżantem Marines. Wolałabym co prawda, by na dłużej nie opuszczał planety, ale kilkudniowe nieobecności nie powinny stanowić problemu. Sytuację na powierzchni i w jej bezpośredniej okolicy zna doskonale i zajmował się także kontrolą ładunków. Jak pani sądzi, będzie odpowiedni?

— Wspaniale. — Honor wstała z uśmiechem, wyciągając rękę, a Nimitz płynnie wrócił na swoje zwyczajowe miejsce na ramieniu. — Dziękuję pani za pomoc i za informacje, pani gubernator. Nie będę zabierała więcej czasu, ale proszę dać mi znać, jeśli tylko będę mogła w czymś pomóc albo jeśli zdarzy się cokolwiek, o czym według pani powinnam wiedzieć lub na co zwrócić uwagę.

— Z pewnością tak zrobię — dama Estelle także wstała i uścisnęła podaną dłoń. — Ja również pani dziękuję.

Nie sprecyzowała za co, ale oczy miała tak rozjaśnione, że Honor z trudem powstrzymała uśmiech.

Gospodyni odprowadziła ją do drzwi, gdzie pożegnały się raz jeszcze, a potem wróciła na fotel.

— George, znajdź z łaski swojej Baney’a. Mam dla niego nowe zajęcie.

— Dobra — skwitował lakonicznie jej asystent i spytał po chwili przerwy. — I jak poszło?

— Dobrze, George. Prawdę mówiąc, nawet bardzo dobrze — odparła z przekonaniem dama Estelle i z szerokim uśmiechem rozsiadła się wygodniej w fotelu.

ROZDZIAŁ X

— Żadnej pomocy. Skoro więc na flotę nie mogliśmy liczyć, zrobiliśmy co było można samodzielnie — zakończył major Barney Isvarian, szef sił policyjnych Agencji zwanej w skrócie NPA.