Выбрать главу

Niewysoki, krępy i muskularny, siedział wyprostowany w wygodnym w sumie fotelu i nawet gdyby Honor nie wiedziała wcześniej, kim był, domyśliłaby się tego po jego zachowaniu. Tylko zawodowi podoficerowie (zwłaszcza Marines) czuli się tak nieswojo, siedząc w obecności kapitana okrętu wojennego. Twarz miał jednak spokojną, a w głosie nie było śladu przepraszającego tonu.

— Rozumiem, majorze — dała znak McGuinessowi, by ponownie napełnił kawą filiżankę gościa, i upiła łyk kakao, obserwując spod oka McKeona.

Pierwszy oficer prawie się nie odzywał, gdy Isvarian wyliczał, jakich obowiązków wobec planety i zarządzającej nią (przynajmniej w teorii) Agencji Marynarka Królewska nie wypełniła. Bez trudu można było zgadnąć, co kryje się za kamienną twarzą. Nie były to miłe uczucia — dominował wśród nich wstyd.

— Dobrze — Honor odstawiła kubek. — Jeśli dobrze rozumiem to, co usłyszałam od pani gubernator i od pana, majorze, najbardziej potrzebujecie pomocy w kontrolowaniu ładunków przeładowywanych na orbicie i dostarczanych na powierzchnię. Zgadza się?

— Tak, ma’am. Robimy co możemy, jak już mówiłem, ale większość moich ludzi nie wie tak naprawdę, czego szukać… a zwłaszcza gdzie szukać. Większość ma za sobą służbę wojskową, ale w niewłaściwych do takiego zadania formacjach.

Honor skinęła potakująco — większość oficerów i agentów NPA stanowili byli żołnierze, policjanci i członkowie Royal Manticoran Marine Corps. Niewielu wywodziło się z Królewskiej Marynarki, a gdyby rzeczona marynarka wykonała swoje zadania, to umiejętności, o których mówili, nie byłyby potrzebne żadnemu z podwładnych damy Estelle.

— Dobrze wiemy, że ten cholerny… przepraszam ma’am… że przemycają towary, ale nie posiadamy wystarczającej wiedzy o promach i przemycie, by temu zaradzić. Na statkach jest jeszcze gorzej.

— Sądzę, że w tej kwestii będziemy w stanie pomóc — obiecała Honor. — Problem w tym, że mam za mało ludzi; jeśli grupy przeszukujące złożone będą z marynarzy, to czy Agencja może dać załogi do obu kutrów?

— Możemy zrobić coś lepszego, ma’am. Dama Estelle jakiś rok temu zdołała znaleźć trzy pinasy, a oprócz nich mamy dwa promy desantowe na liście oficjalnego wyposażenia. Możemy te jednostki oddać do pani dyspozycji z wystarczającą ilością personelu, by uzupełnić braki w załogach czy grupach poszukiwawczych.

— A to, majorze, jest naprawdę dobra wiadomość! — ucieszyła się Honor, zastanawiając się przelotnie, gdzie też udało się znaleźć pięć sprawnych i uzbrojonych jednostek floty, małych, ale jednostek.

Nie miała zresztą zamiaru głębiej się tym interesować — jak to mówią: darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. W ten sposób Fearless nie będzie musiał holować powolnych kutrów czy też w jakikolwiek sposób uczestniczyć w kontrolowaniu ładunków. Potarła z namysłem czubek nosa i po chwili skinęła potakująco do własnych myśli.

— Sądzę, że będziemy mogli zapewnić pilotów, dowódców i obsady grup przeszukujących, majorze. Od pana potrzebowalibyśmy oficerów łączności, mechaników pokładowych i personelu naziemnego do obsługi. Wykonalne?

— Da się zrobić, ma’am! — Isvarian uśmiechnął się szeroko, cytując motto Marine Corps.

— Doskonale. W takim razie została nam tylko sprawa kontroli ruchu. Jak sobie z tym radzicie?

— Niezbyt dobrze, ma’am. W pałacu gubernatora mamy centrum kontroli lotów, ale zostało ono zaprojektowane wyłącznie z myślą o lotach atmosferycznych, a i tak projektanci nie przewidzieli takiego ruchu, jaki panuje obecnie. Brak nam kontrolerów i radarów, a ponieważ musieliśmy zająć się kontrolą ruchu orbitalnego, spora część planety w ogóle nie jest objęta kontrolą ruchu powietrznego.

— Rozumiem… — Honor spojrzała na pierwszego oficera. — Panie McKeon, gdybyśmy tak zrekonfigurowali dziesięć czy piętnaście satelitów kartograficznych i pogodowych i sprzęgli je z siecią kontroli ruchu na planecie?

— Jest to wykonalne. — Tym razem McKeon podrapał się z namysłem po nosie. — Ale poważnie uszczupli to nasze zapasy sprzętowe, ma’am.

— Wiem, ale innej możliwości nie widzę… a sprzęt jest po to, żeby go używać.

McKeon przytaknął, a Honor zastanowiło, czy użył formy „my” odruchowo czy z rozmysłem.

— W takim razie możemy to zrobić, tylko że ich radary nie są tak dobre jak naziemne do wykrywania ruchomych obiektów. I nie mają dopplerów, bo chmury nie poruszają się tak szybko… — pierwszy oficer umilkł, zastanawiając się nad czymś głęboko. — Sądzę, że w ciągu powiedzmy dwóch dni wraz z Santos i Cardonesem zdołam je przekalibrować i zmienić priorytet celów. Może uda się dodać dopplery, a na pewno funkcje określania odległości, zwłaszcza jeśli sprzęgniemy je parami: kartograficzna i pogodowa. Będzie to prymitywne, ale zadziała, ma’am.

— Doskonale — pochwaliła Honor.

Satelity kartograficzne i pogodowe stanowiły standardowe wyposażenie okrętów RMN i były nader rzadko używane, jako że rozpoznaniem nieznanych planet zajmowały się jednostki zwiadu kartograficznego, a planety miały własne sieci łączności. Były to urządzenia proste i skuteczne tylko na niewielkich odległościach, ale do tego celu powinny się nadawać. McKeon miał naturalnie zupełną rację, mówiąc o kosztach spustoszenia magazynów. Sama sieć kosztowała Królewską Marynarkę co najmniej dwieście milionów dolarów, a ona własnoręcznie podpisała wydanie każdego centa. Innego sposobu wykonania zadania jednak nie było. Jeśli Admiralicji nie spodobają się koszty, może nauczy się przy okazji, że należy albo wyznaczać więcej okrętów, albo ograniczać parametry zadań na wydzielonych placówkach. Satelity kosztowały ledwie po pół miliona od sztuki, więc przy dotychczasowej była to śmieszna kwota.

— W takim razie wolałabym w rękach pańskich ludzi, majorze, pozostawić kontrolę lotów atmosferycznych i zorganizować kontrolę lotów orbitalnych obsadzoną przez mój personel — zaproponowała. — Lepiej byłoby po sąsiedzku w stosunku do kontroli powietrznej, bo wówczas koordynacja będzie ułatwiona. Co pan o tym sądzi, komandorze McKeon?

— Sądzę, że będziemy mieli wiele szczęścia, dysponując połową załogi, gdy skończymy obejmowanie obowiązków w tym systemie — odparł zapytany, zamykając notes, na którym coś obliczał. — Obsada pinas i promów to kolejne czterdzieści osób. Możemy użyć do kontroli Marines, co zwolni nam sporo marynarzy, ale i tak niewiele to zmieni, gdyż następnych trzeba będzie oddelegować do obsługi kontroli lotów orbitalnych…

Przerwał i wymownie wzruszył ramionami.

— Zgadzam się z panem, że nie jest to miłe, lecz niestety niezbędne — powiedziała cicho, nie spuszczając wzroku z jego twarzy i na moment przenosząc wzrok na Isvariana. McKeon leciutko skinął głową.

Nie było to entuzjastyczne czy też dobrowolne przytaknięcie, ale jednak przytaknięcie.

— Poza tym nadal dysponujemy platformą zarezerwowaną dla planety na wypadek, gdybyśmy musieli stąd odlecieć. Mając do niej stały, łatwy dostęp, możemy ją naprawić, jeśli coś pójdzie nie tak, a więc ograniczony czas eksploatacji nie będzie stanowił problemu. Możemy umieścić ją na wysokiej orbicie, tak by obejmowała drugą półkulę, i przy pomocy instrumentów pokładowych krążownika przesyłać uzyskane przez nią dane do centrum kontroli. Jeśli będziemy zmuszeni odlecieć, nasz sektor może przejąć odciążony przez satelity radar naziemny.

— Kogo pani planuje mianować dowódcą naziemnego stanowiska kontroli, ma’am? — spytał McKeon.

— Hmm — Honor przez moment bębniła palcami po stole, zadowolona, że zaangażował się w problem, robiąc kolejny krok na drodze powrotu do swego pełnego zakresu obowiązków.