Powinien był kogoś zaproponować — znał wszystkich oficerów znacznie dłużej niż ona, ale zdecydowała się nie wymagać od niego zbyt wiele, biorąc pod uwagę mało obiecujący początek ich współpracy.
— Sądzę, że albo Webstera, albo Stromboli — powiedziała po chwili i natychmiast wyczuła, że chciał zaprotestować, lecz ugryzł się w język, rozważając w myślach możliwe kandydatury, toteż dodała. — Wolałabym Webstera; jest co prawda młodszy, lecz bardziej agresywny i pewny siebie. Niestety, potrzebujemy tam kogoś mającego doświadczenie tak w astrogacji, jak i w kierowaniu ruchem, a to znaczy, że musi to być Stromboli.
— A chorąży Tremaine? — spytał McKeon. Tremaine kierował ruchem na pokładzie hangarowym, toteż kontrolował przyloty i odloty wszystkich pokładowych jednostek, jak też mniejszych jednostek spoza okrętu, przylatujących na krążownik.
— Na głównego kontrolera jeszcze się nie nadaje — sprzeciwiła się Honor. — Musimy pamiętać, że przejmie on dowodzenie naszymi ludźmi na planecie i na orbicie, jeśli będziemy musieli odlecieć. Poza tym sądzę, że Tremaine przyda się do dowodzenia kontrolami celnymi.
— To awansuje Panowskiego na pełniącego obowiązki astrogatora — mruknął McKeon, sprawdzając coś na wyświetlaczu notesu, po czym zaskoczył Honor i samego siebie: uśmiechnął się. — W sumie sądzę, że mu to dobrze zrobi, ma’am. Ma skłonność do unikania pracy, jeśli tylko się przy tym nie narazi, a Max był dla niego ostatnimi czasy zbyt miękki.
— W takim razie na pewno Stromboli — zdecydowała Honor. — A Tremaine będzie jego zastępcą. Będą potrzebowali kilku dobrych podoficerów na dowódców jednostek i dobrze byłoby, gdyby choć część z nich posiadała jakieś doświadczenie w pracy celnej. Mamy takich?
McKeon obrócił się do wmontowanej w stół klawiatury, wcisnął serię klawiszy i po chwili potrząsnął przecząco głową.
— Przykro mi, ma’am. Najbliższy ideałowi jest bosmanmat Killian, który miał kiedyś przydział na sternika grupy abordażowej superdreadnaughta.
— To zbyt odległa dziedzina, a Killiana z pokładu się nie pozbędę. — Honor zmarszczyła brwi i niespodziewanie uśmiechnęła się, sięgając do guzika interkomu. — Sądzę, że jest inny sposób…
— Oficer wachtowy — rozległ się z głośnika głos porucznika Stromboli.
— Mówi kapitan, poruczniku Stromboli. Proszę poprosić bosmana, by zjawiła się w sali odpraw.
— Aye, aye, ma’am.
Honor zakończyła połączenie i siadła wygodniej, ukrywając pod poważną miną rozbawienie na widok zaskoczenia obu oficerów, którzy najpierw spojrzeli zdumieni na nią, potem na siebie. Nie odezwała się słowem, pozwalając im gubić się w domysłach, nim drzwi nie otworzyły się i do kabiny nie wmaszerowała bosman Sally Mac Bride — najstarszy stopniem podoficer na pokładzie. Zgodnie z tradycją Royal Manticoran Navy, tylko jeden bosman mógł być na okręcie. Mac Bride zasalutowała, ukazując przy okazji wyraźnie pięć złotych naszywek na lewym rękawie — każda oznaczała trzy lata (czyli pięć standardowych) służby.
— Kapitan mnie wzywała? — spytała głębokim, poważnym głosem o miłym brzmieniu.
— Tak. Dziękuję za szybkie przybycie, bosmanie. — Honor odsalutowała. — Potrzebuję ludzi o raczej specyficznych talentach i pomyślałam sobie, że może mi pani pomóc ich znaleźć.
— Według rozkazu, ma’am. — Mac Bride jak wszyscy pochodzący z planety Gryphon była rzeczowa.
A wywodziła się z niej większość podoficerów RMN, co było nieco zaskakujące, jako że planeta nie była gęsto zaludniona. Jedyna nadająca się do zamieszkania planeta gwiazdy Manticore B i tak miała najgorsze warunki i zasiedlona została jako ostatnia w całym systemie. Mieszkańcy pozostałych złośliwie twierdzili, iż urodzeni na Gryphonie zaciągali się do Royal Manticoran Navy tylko dlatego, by uciec przed fatalną pogodą. Mieszkańcy zaś Gryphona zdawali się natomiast być przekonani, iż ich życiową misją jest opiekowanie się mięczakami z planet obiegających Manticore A, którzy bez łaski boskiej i ich opieki dawno zginęliby w rozmaitych dziwnych okolicznościach, na przykład bohaterską śmiercią pilota przytrzaśniętego drzwiami od hangaru. Owa rozbieżność opinii częstokroć prowadziła do dyskusji w czasie wolnym od służby, w których wymieniano tak ważkie argumenty, iż uczestnicy najczęściej lądowali na izbie przyjęć najbliższego szpitala.
Honor była wdzięczna losowi za takiego bosmana jak Mac Bride — bosman na każdym okręcie stanowił niezastąpione ogniwo łączące oficerów i podoficerów z załogą. A Mac Bride miała za sobą lata doświadczeń, dawno pozbyła się złudzeń i była profesjonalistką w każdym calu.
— Nie żądam zdradzania żadnych tajemnic — uprzedziła Honor. — Natomiast potrzebuję ludzi, którzy… z własnego doświadczenia znaliby najlepsze kryjówki i sposoby ukrywania kontrabandy na pokładzie promu i statku kosmicznego.
Jedyną reakcją bosmana było nieznaczne uniesienie lewej brwi.
— Potrzebuję ich jako specjalistów do zespołów zwalczających przemyt, które będą kontrolowały dostarczane na Medusę ładunki. Dobrze byłoby, gdyby cechowała ich inicjatywa i dyskrecja. Może pani mi takich znaleźć?
— Ilu pani potrzebuje, ma’am?
— Około piętnastu — odparła Honor, ignorując nietypowe rozbawienie widoczne w szarych oczach McKeona. — Będziemy korzystali z trzech pinas i dwóch promów i chciałabym na każdej wachcie mieć jednego takiego człowieka na pokładzie każdej jednostki.
— Rozumiem — Mac Bride zamyśliła się i odparła po chwili. — Mogę ich znaleźć, ma’am. Czy potrzebuje pani jeszcze czegoś?
— Nie, bosmanie. Proszę dać listę pierwszemu oficerowi do końca wachty.
— Aye, aye, ma’am. — Mac Bride zasalutowała, zrobiła przepisowe w tył zwrot i wymaszerowała.
— Przepraszam, pani kapitan — odezwał się bardzo ostrożnie major Isvarian, gdy za bosmanem zamknęły się drzwi. — Czyżbym właśnie usłyszał, jak kazała pani bosmanowi znaleźć piętnastu przemytników do służby celnej?
— Oczywiście, że nie, majorze: to królewski okręt, więc co robiliby na jego pokładzie przemytnicy? — odparła Honor z kamienną twarzą i błyskiem wesołości w oczach. — Jestem natomiast pewna, że przez lata służby część mojej załogi miała okazję obserwować rozmaite osoby próbujące ukryć zakazane towary na okrętach czy też wnieść je na nie niepostrzeżenie. Przykro mi to mówić, ale mogą nawet znać osobników zajmujących się czarnorynkową działalnością na pokładach okrętów Jej Królewskiej Mości. Po prostu poprosiłam bosmana, by znalazła co bardziej spostrzegawczych.
— Rozumiem. — Isvarian z nieprzeniknioną miną upił łyk kawy i odstawił filiżankę. — W rzeczy samej rozumiem.
— Kapitanie?
Honor uniosła głowę — chirurg komandor Suchon wsadziła głowę przez otwarte drzwi sali odpraw. Wyglądała na bardziej skruszoną niż zwykle, a w dłoni trzymała elektrokartę z takim obrzydzeniem, jakby było to cuchnące zwierzęce ścierwo. Na ten widok Honor poczuła silniejszą niż zwykle falę niechęci.
— Słucham — powiedziała, starając się ukryć to uczucie.
— Mogę z panią minutkę porozmawiać? — ton pytania dziwnie przypominał skomlenie.
— Proszę wejść — Honor zamknęła drzwi przyciskiem na blacie.
Suchon podeszła do stołu i siadła bez zaproszenia w najbliższym wolnym fotelu — zachowanie to zirytowało Honor zdecydowanie ponad miarę, ale nie dała tego po sobie poznać. Lekarka siedziała cicho, a po jej minie widać było, że nie bardzo wie, jak zacząć. Honor odczekała dłuższą chwilę, po czym uniosła pytająco brwi, a gdy i to nie odniosło skutku, spytała: