— Wątpię. Owszem, wymykają się kontroli, ale mam wrażenie, że jest to efekt uboczny, nie cel główny. Widzisz, są to przede wszystkim loty pojedynczych maszyn; w grę musiałyby wchodzić bardzo lekkie i zajmujące niewiele miejsca ładunki, żeby im się to opłacało. Chyba że mają gdzieś na powierzchni ukrytą bazę ze sprzętem przeładunkowym, ale nawet jeśli tak, to nadal musiałyby to być małe ładunki. I jeszcze jedno: giną nam z ekranów w okolicach gór Madcat i nad Mossybaks. Gdyby chodziło o przeładowanie kontrabandy na inne pojazdy, robiliby to w jakiejś górskiej dolinie, gdzie w ogóle nie sposób ich zauważyć inaczej niż z góry? Co gorsza, zaczynam mieć podejrzenia, że wiem, czym się zajmują, i ani trochę mi się to nie podoba.
— Dlaczego?
— Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Mówiłam ci wtedy o narkotyku zwanym mekoha. Pamiętasz?… To dobrze. Jak wówczas powiedziałam, jest dość trudny do wyprodukowania dla tubylców. Są zaskakująco dobrymi domorosłymi alchemikami, ale proces jest dość skomplikowany. Efektem jest raczej silny alkaloid podobny do endorfiny. Nie sądzimy, aby był to odpowiednik endorfiny, ale tak naprawdę dopiero zaczynamy poznawać procesy biochemiczne zachodzące w ciałach tubylców. Nieważne, jego produkcja to proces długotrwały, skomplikowany i niebezpieczny, zwłaszcza w ostatnim stadium, gdy trzeba produkt sproszkować, gdyż alchemicy mogą się wtedy nawąchać pyłu. Trudności te powodują, że dotąd mekoha był środkiem drogim, a więc o ograniczonym zasięgu, gdyż dostępnym jedynie dla bogatych. — Umilkła na chwilę, czekając na reakcję, i kontynuowała dopiero, gdy Honor skinęła głową. — Trzeba też pamiętać, że mekoha ma naprawdę paskudne efekty uboczne. Jest nadzwyczaj uzależniającym środkiem, choć skuteczna dawka zależy od konkretnego osobnika, zwłaszcza przy kiepskiej kontroli jakości wynikającej z produkcji w małych ilościach i w prymitywnych warunkach. Daje krótkotrwałe uczucie euforii i zazwyczaj łagodne halucynacje, ale na dłuższą metę powoduje poważne problemy oddechowe, uszkodzenia centrów motorycznych oraz stopniowy spadek koncentracji i inteligencji. Już to jest złe, ale jeśli uzyska się wystarczająco czysty narkotyk, powoduje on reakcje, podobne do adrenaliny — wzmacnia siłę i dosłownie odłącza receptory bólu, zaś euforia może zmienić się w indukowaną psychozę zupełnie bez ostrzeżenia, najprawdopodobniej z uwagi na właściwości halucynogenne. Tubylcy nie są normalnie skorzy do przemocy, och naturalnie są podzieleni na szczepy jak każda grupa ludów prymitywnych i część nomadów to urodzeni najeźdźcy, ale przypadkowe wybuchy zamieszek czy rozhisteryzowane tłumy typowe dla dysfunkcjonalnych społeczeństw nie leżą w ich naturze. Dopóki w pobliżu nie pojawi się mekoha. Jeśli doda się mekohę, puszczają wszelkie hamulce.
— Próbowaliśmy kontrolować czy ograniczać produkcję i użycie?
— Tak i nie. W większości miast-państw narkotyk jest nielegalny, w innych, choć nie we wszystkich, jego użycie jest ograniczone, a miasta to miejsca, w których wyrabiano go najwięcej. Z drugiej strony, radni wolą nie zadzierać z handlarzami, bo ci nie są zbyt wybredni w sposobach ochrony swoich dochodów. A na dodatek zażywanie mekohy jest częścią rytuałów w kilku religiach.
— O, szlag! — warknęła Honor z uczuciem.
— Właśnie — skrzywiła się Matsuko. — Agencja nie może mieszać się w praktyki religijne: zakazuje tego statut, poza tym byłby to najpewniejszy sposób do utraty zaufania i życzliwości tubylców, które budowaliśmy przez te wszystkie lata. Nie podoba mi się to, ale wiesz, że taka jest prawda. I tak część kapłanów z miast i większość szamanów z pustkowi jest przekonanych, że wszyscy przybysze wywierają zły i niszczący wpływ; jeśli spróbowalibyśmy odebrać im święty narkotyk, potwierdzilibyśmy ich podejrzenia. Pozostały nam więc wyłącznie wysiłki edukacyjne, które nie są specjalnie skuteczne w przypadku osobników z epoki brązu, no i zakulisowe wywieranie presji na wytwórców.
Dama Estelle zamilkła, a Honor ponownie przytaknęła, zastanawiając się, do czego konkretnie zmierza rozmówczyni, nie wygłosiłaby wykładu farmakologicznego, gdyby nie był on związany z tymi nie zidentyfikowanymi lotami, a to mogło oznaczać jedynie…
— Jak rozumiem, sugeruje pani, że ktoś spoza planety dostarcza tubylcom mekohę, tak?
Matsuko ponuro skinęła głową.
— Dokładnie to sugeruję. Wiemy, że użycie wzrosło nawet w rejonach, które regularnie patrolujemy. Dzięki przejęciu przez was części obowiązków byłam w stanie zwiększyć ostatnio zasięg patroli i wygląda na to, że na Pustkowiach poziom zużycia narkotyku jest jeszcze większy. Udało nam się uzyskać próbki z rejonu Mossybaks i to nie jest ten sam towar, który produkuje się w miastach: ma trochę inne proporcje i jest znacznie mniej zanieczyszczony, co oznacza, że silniejszy.
— I produkowany poza planetą — dokończyła Honor rzeczowo.
— Tego właśnie się boję. Nie możemy niczego udowodnić, ale jak na tutejsze warunki jest drogi. A poza tym, to co stanowi problem technologiczny dla tubylców, nie jest nim dla byle jakiego laboratorium, które wyprodukuje bez kłopotu i w dowolnych ilościach narkotyki, byle tylko miało dostęp do surowego mchu, z którego się go wytwarza.
— Czyli najpierw musieliby wywieźć ten mech z Medusy… a potem dostarczyć tu gotowy narkotyk.
— Co nie było żadnym problemem, dopóki się tu nie zjawiłaś — dodała Matsuko.
— Może… — Honor potrząsnęła niepewnie głową — ale to nadal jest zbyt skomplikowane, by przynosiło sensowne dochody, chyba że cena jest znacznie wyższa niż sądzicie. Ile potrzeba tego mchu, żeby wyprodukować gram czystej mekohy?
— Dużo. Poczekaj sekundę. — Dał się słyszeć stukot klawiatury i po paru sekundach Matsuko mówiła dalej: — Około czterdziestu kilogramów mchu daje dziesięć kilo pasty, a dziesięć kilo pasty daje jeden kilogram proszku stanowiącego produkt ostateczny. Można powiedzieć, że stosunek wynosi czterysta do jednego.
— A przeciętna dawka?
— Pojęcia nie mam. Zaraz, słyszałam kiedyś, że około trzydziestu gram dla początkującego, ale im dalej, tym więcej. Naturalnie, jeśli ten nowy proszek jest silniejszy, dawki mogą być mniejsze, choć podejrzewam, że z przyzwyczajenia biorą tyle samo i cieszą się większym efektem.
— A więc na każdą dawkę, którą mogą sprzedać, muszą przetransportować… — Honor zmarszczyła brwi — trzynaście kilogramów mchu albo kilo trzydzieści pasty. Zgadza się?
Matsuko Estelle sprawdziła obliczenia i przytaknęła, co jeszcze pogłębiło zmarszczki na czole Honor.
— To zbyt wielki ładunek, żeby sprawa miała sens — oceniła. — Nie dość, że niepraktyczne, to w dodatku wymaga skoordynowanego transportu, czyli stałej linii przerzutowej, a coś takiego zostawia ślady, które moi ludzie musieliby zauważyć, zaczynając kontrolę, nawet gdyby podkomendni majora Isvariana ją przeoczyli. Jeśli nie gotowy narkotyk to z pewnością pastę lub mech, który w takich ilościach jest najtrudniej ukryć. A podchorąży Tremaine szczególnie troskliwie sprawdza promy lądujące i startujące z powierzchni.
— Więc nie sądzisz, żeby był w to zamieszany ktoś spoza planety?
— Tego nie powiedziałam. Powiedziałam, że wątpię, by surowce wywożono, a produkt finalny przywożono, i zdołano to tak po prostu ukryć. Policjanci Agencji może i nie są profesjonalnymi celnikami, ale zwróciliby uwagę na przemysłowe wręcz ilości mchu o jednym znanym zastosowaniu. Co nie znaczy, że ktoś nie mógł przemycić na planetę kompletnego laboratorium do produkcji tego konkretnego narkotyku. Byłaby to duża operacja, ale jednorazowa, co nie byłoby aż tak trudne, a z tego, co pani mówiła, wynika, że nie musiałoby to być aż tak wielkie laboratorium.