Выбрать главу

— Nie musiałoby… — powiedziała pani gubernator z namysłem. — A w takim razie obiekty, które zauważyliśmy, rozwoziłyby gotowy produkt, a wasze sukcesy w zwalczaniu przemytu nie miałyby na to żadnego wpływu.

— Właśnie. Nie próbuję zepchnąć na Agencję problemu, żebyśmy się dobrze zrozumiały, ale logika wskazuje, że ta nowa odmiana nie pochodzi spoza planety.

— A w takim razie jest to sprawa Agencji — zgodziła się Matsuko z głębokim westchnieniem. — Chciałabym, abyś się myliła, ale wątpię, aby tak było.

— Może się mylę. Jeśli nie, być może jest to sprawa Agencji, ale moim obowiązkiem jest pomóc w każdy możliwy sposób. — Honor ponownie potarła czubek nosa. — Jakie może być zapotrzebowanie energetyczne takiego laboratorium?

— Nie wiem — teraz Matsuko zmarszczyła z namysłem brwi. — Sądzę, że zależy to głównie od poziomu produkcji, ale ponieważ proces jest dość skomplikowany, potrzebne jest sporo energii. Nie bardzo dużo, ale sporo. Tubylcy radzą sobie, używając pras napędzanych wodą, potu i naturalnego parowania, ale produkują jednorazowo niewielkie ilości w jednym miejscu. Wątpię, by ci, którzy urządzili tu laboratorium, polegali na podobnej technologii, zwłaszcza jeśli produkują taką ilość, jak podejrzewają moi ludzie. Dlaczego pytasz?

— Proszę te dane przedyskutować z Barneyem. Gdybyście byli w stanie określić choćby z grubsza, o jakim rzędzie wielkości mówimy, to można sprawdzić zużycie energii i namierzyć miejsca, gdzie znika jej dziwnie dużo. Wiem, że sporo enklaw ma własne generatory czy kolektory orbitalne, ale pozwoliłoby to znacznie zawęzić krąg podejrzanych i teren wchodzący w grę.

— Dobry pomysł — zgodziła się Matsuko, wpisując coś w notes.

— I być może wasi technicy będą w stanie określić szacunkowe legalne zużycie energii w enklawach nie zaopatrywanych przez centralną sieć. Nic to nie da w stosunku do tych, którzy mają własne generatory, ale mogą umieścić mierniki na kolektorach i to nie wzbudzając podejrzeń.

— Nawet gdybyście znaleźli miejsce ze zużyciem przekraczającym średnią, nie byłby to żaden dowód — zauważyła Matsuko.

— Dowód nie, ale być może ślad. A brak takiego zużycia pozwoliłby wyeliminować sporo niewinnych. W międzyczasie każę chorążemu Tremaine poszukać źródeł energii poza enklawami — dodała Honor i niespodziewanie uśmiechnęła się. — Nie chciałabym, żeby zaczął się nudzić z powodu braku przemytników, których szeregi poważnie przetrzebił.

— Jesteś straszna, wiesz o tym? — zapytała z podobnym uśmiechem Matsuko.

— Pani gubernator, nawet nie ma pani pojęcia, jak straszna — zgodziła się radośnie Honor, po czym nieco spoważniała. — To niewiele, ale chwilowo wszystko, co mogę zrobić. Jeśli wpadnie pani na inny pomysł, proszę dać mi znać, a zrobię, co się da.

— Dziękuję — powiedziała z uczuciem Matsuko Estelle. — To naprawdę miła odmiana…

Urwała i wymownie wzruszyła ramionami z nieśmiałym uśmiechem.

— Nie ma za co — Honor zakończyła połączenie.

ROZDZIAŁ XIV

Widząc otwierające się drzwi gabinetu, Denver Summervale uniósł głowę znad ekranu z miną, od której stojącej w drzwiach kobiecie ciarki przeszły po plecach. Był niebezpieczny i miał na koncie wystarczającą ilość trupów, by to udowodnić, a wszyscy wiedzieli, że nie znosił, gdy mu przeszkadzano. Mimo to nie cofnęła się — nie miała zresztą wyboru. Ponieważ zajmował się rachunkami, grymas bardziej dotyczył znienawidzonego zajęcia niż jej wtargnięcie.

— Czego? — warknął lodowato; groźbę podkreślał jeszcze arystokratyczny akcent.

— Szef jest na linii i chce z tobą rozmawiać. Twarz Summervale’a wygładziła się w maskę, nim zdążył wstać, dziękując za wiadomość krótkim ruchem głowy. Kobieta cofnęła się na korytarz, gdzie minął ją z równie zwięzłym i jak zwykle nienagannym przepraszającym gestem, obserwowała, jak z kocią gracją kieruje się do pokoju łączności. Ponownie poczuła zimny dreszcz na plecach — w mężczyźnie było coś gadziego, co podkreślała dodatkowo jego instynktowna uprzejmość i akcent z wyższych sfer. Przypominał stary rodowy miecz — elegancki, ostry i śmiertelnie niebezpieczny. Znała wielu wyjętych spod prawa, ale żaden nie był aż tak groźny i nie wzbudzał w niej takiego lęku. Z niechęcią, ale zmuszona była sama to przed sobą przyznać. Gdy zamknęły się za nim drzwi, otrząsnęła się, założyła maskę przeciwpyłową i weszła do laboratorium, wracając do obowiązków.

Summervale spojrzał na twarz na ekranie i grzecznym acz zdecydowanym ruchem wyprosił z pokoju operatora, który wyszedł bez słowa. Następnie siadł w opuszczonym przez niego fotelu i odruchowo sprawdził, czy linia jest kodowana. Dopiero wtedy spojrzał na rozmówcę i spytał bez wstępów:

— O co chodzi?

— Możemy mieć problem — akcent z planety Sphinx był aż nadto poprawny, zupełnie jak w teatrze, gdy powinien maskować inny, co Summervale’owi nie przeszkadzało: był dobrze opłacany, a jeśli płacący chciał się dodatkowo zabezpieczyć, jego sprawa.

— Jaki problem?

— Agencja zauważyła różnicę w produkcie — odparł ostrożnie rozmówca.

— Jak?

— Nie jesteśmy całkiem pewni, ale prawdopodobnie jest to efekt uboczny działań Harrington. Zwolniła z dotychczasowych zajęć sporo sił Agencji, więc zwiększyli zasięg patroli.

Na dźwięk nazwiska „Harrington” oczy Summervale’a błysnęły, a przez zaciśnięte usta przewinął się grymas. Nigdy nie spotkał pani komandor, ale nienawidził jej serdecznie — reprezentowała zbyt wiele rzeczy z jego własnej przeszłości. Był jednak zawodowcem i dawno oduczył się działania pod wpływem emocji.

— Ile wiedzą? — spytał zwięźle.

— Nie jesteśmy pewni, ale przeanalizowali to, co zdobyli, a są duże szanse, że analiza wykazała, iż towar nie jest tubylczej produkcji. Dowiedziałem się też, że Harrington wycofała jedną z pinas z kontrolowania ładunków.

— Żeby przeskanować powierzchnię z orbity — dokończył Summervale.

— Prawdopodobnie.

— Nie prawdopodobnie, tylko na pewno. Mówiłem, że ryzykowne jest produkowanie tak czystego produktu.

— Stiity wolą dobrze oczyszczony.

— Pieprzyć ich — głos Summervale’a pozostał uprzejmy, lecz oczy stwardniały. — Kto płaci, ten decyduje, ale jest faktem, że kiedy któryś z nich wypali pełną fajkę naszego towaru, przypomina odbezpieczony granat.

— Nie twoje zmartwienie.

— Może. Choć założę się, że to właśnie zwróciło uwagę Agencji. A wysoka jakość potęgująca działanie jest też dowodem, że nie zrobił go żaden z tutejszych alchemików, co oznacza, że został albo przemycony, albo sporządzony przez ludzi gdzieś na planecie. Jak na ten przykład tutaj — mężczyzna na ekranie chciał coś powiedzieć, lecz Summervale uniósł uprzejmie dłoń, wymuszając milczenie, i dodał: — Dobra, nie zmienimy tego, co się stało. Co mam zrobić?

— Wzmocnić ochronę, uważać zwłaszcza na ruch powietrzny. Jeśli prowadzą obserwacje z orbity, nie możemy sobie pozwolić na zwrócenie na siebie uwagi.

— Mogę wstrzymać loty towarowe i zredukować ruch pieszy wokół kompleksu, ale nie jestem w stanie ukryć budynku przed sensorami floty. Nasz przekaźnik energetyczny będzie zwracał uwagę jak trzeźwy na weselu, a kiedy się nim zainteresują, wykryją, że mimo tarcz wycieka stamtąd mnóstwo energii; namierzą nas z dokładnością do dziesięciu metrów. Obaj to wiemy. — Zdecydował się nie dodawać, że od początku sprzeciwiał się przekaźnikowi, jako że dodatkowa strata czasu i pracy koniecznej na wkopanie kabla przesyłowego była minimalna przy już poniesionych kosztach, a bardzo zwiększyłaby bezpieczeństwo całej operacji.