Выбрать главу

Otworzył oczy i przyjrzał się swemu odbiciu w ekranie. Ten ranek także doskonale pamiętał — ciszę i wagę pistoletu w dłoni. Sekundantów i poważną minę arbitrów. I bladą twarz przeciwnika oddalonego o trzydzieści metrów porośniętych krótko strzyżoną trawą. To był… Bullard? Nie! Pierwszym był Scott; uczucie, gdy poczuł odrzut broni i zobaczył, jak na białej koszuli Scotta rozkwita czerwień, a zaraz potem przeciwnik pada, było niezapomniane. Otrząsnął się z trudem, mówiąc sobie, że była to tylko transakcja handlowa, i wiedząc, że sam się okłamuje. Fakt, był to interes i pieniądze wręczone przez tajemniczego sponsora wystarczyłyby na spłatę długów (starych długów). Ale prawdziwą nagrodą był dreszcz podniecenia, gdy uświadomił sobie, że to jego kula rozstrzelała arystokratyczne serce przeciwnika. I to właśnie był powód, dla którego tak łatwo przyjął następne zadanie. A potem następne.

I wiele, wiele innych.

A przecież w końcu wygrali ci, których nienawidził z całej duszy. Z prostego powodu: było ich zbyt wielu. Nazwali go „zawodowym rewolwerowcem”, mimo że do pojedynków używano pistoletów. „Zawodowy rewolwerowiec” znaczyło tyle co „płatny zabójca”. I mieli rację — mógł im to przyznać teraz i tutaj. Zabił zbyt wielu; zabijał nawet, gdy sponsorzy chcieli tylko zranienia. Krew miała zbyt słodki smak, a strach zbyt długo uderzał do głowy. I w końcu Korpus miał dosyć. Nie mogli skazać go za morderstwo, ponieważ pojedynki były zgodne z prawem. Ale ciągnął się za nim zbyt długi łańcuch trupów, poczekali więc, aż zastrzeli innego oficera. To, że nie był to pierwszy Marine zabity w pojedynku, nie miało znaczenia, podobnie jak to, że tamten strzelił pierwszy, czy to, że nie mogli udowodnić zwycięzcy, że wziął za to pieniądze. Wszyscy wiedzieli, że tak było, a sąd mógł wykorzystać cały przebieg jego służby i zrobił to: hazard, kobiety, arogancja w stosunku do dowódców rosnąca wraz ze wzrostem reputacji, fałszywe powody, którymi prowokował swoje ofiary do wyzwania go na pojedynek. Wystarczyło, by uznali go za „niegodnego nosić królewski uniform” i wyprowadzili na gorący ranek i upokarzającą ceremonię, po której znienawidził werble.

I doprowadzili tutaj. Tu, gdzie płacono dobrze, ale pieniądze były jedynie częścią i to mniejszą powodów, dla których podjął się tego zadania. Mógł się dzięki temu mścić i mścił się na szlachetnym i świętoszkowatym społeczeństwie, nawet jeśli nie zdawało sobie ono z tego sprawy. Prychnął i wstał — ślicznie: ostrzegano go, że operacja może być niebezpieczna, a bezpieczeństwo laboratorium leżało w jego gestii. Dobrze. Laboratorium, jak usłyszał przed chwilą, to był tylko sprzęt, który można zastąpić. Zapisów księgowych zastąpić się nie da, ale też można je uznać za sprzęt, a w dodatku jest ich stanowczo zbyt dużo. A ewakuację można przeprowadzić na wiele różnych sposobów…

Jeden z nich wywołał pełen zadowolenia uśmiech na jego twarzy. Skoro nie ma możliwości zabrania sprzętu, to go zostawi. I przeprowadzi ewakuację tak, by sprawiła mu osobistą satysfakcję. Uśmiechnął się ostatni raz niczym głodny drapieżnik, przybrał zwyczajowy, czyli obojętny wyraz twarzy i żwawo wyszedł na korytarz. Musiał poczynić stosowne przygotowania, a coś mu mówiło, że nie miał na nie zbyt wiele czasu.

ROZDZIAŁ XV

Mężczyzna wyglądał nieco nie na miejscu w wygodnym fotelu luksusowego gabinetu — mimo doskonale skrojonego ubrania źle się w nim czuł, a jego twarz wyrażała jedynie to, co chciał, żeby wyrażała. Pociągłe rysy, ciemna cera i twarde spojrzenie dopełniały obrazu. Przyjął szklankę ze schłodzonym płynem, w której brzęczał lód, upił łyk i obserwował gospodarza powoli zapadającego się w sąsiedni fotel i próbującego nie wyglądać na zdenerwowanego.

— Z przykrością dowiedziałem się o pańskich… niespodziewanych problemach, panie Cunning — odezwał się głębokim, modulowanym i prawie łagodnym głosem. — Tuszę, iż nie są tak poważnej natury, by zakłóciły nasz harmonogram?

Konsul Ludowej Republiki Haven Wallace Cunning poczuł krople poru na czole — gość mógł być ubrany po cywilnemu, ale i tak co na niego spojrzał, widział szaro-zielony uniform z dystynkcjami kontradmirała Ludowej Marynarki oraz klepsydrą i mieczem: oznaką wywiadu floty.

— Trudno mi to ocenić ze stuprocentową pewnością — odparł, ostrożnie dobierając słowa, gospodarz. — Wszystko jest w toku, a więc trudne do stałego sprawdzania. Dopóki nie wiemy, co ta cała Harrington planuje zrobić, możemy jedynie próbować przeciwdziałać potencjalnym zagrożeniom.

— Rozumiem — oficer odchylił się na oparcie fotela, bawiąc się drinkiem i nasłuchując dźwięczenia lodu, zaś Cunning próbował nie zacząć wiercić się nerwowo pod jego spojrzeniem.

— Wygląda mi na to, że ktoś tu nie do końca wszystko właściwie wykonał, panie konsulu — ocenił po chwili kontradmirał. — Zostaliśmy zapewnieni, że sytuacja znajduje się całkowicie pod kontrolą, i prawdę mówiąc, sądziłem, że będzie to rutynowa wizyta, w trakcie której usłyszę od pana finalne informacje o gotowości. Zamiast tego właśnie się dowiedziałem, że może się pan jedynie domyślać, co planuje przeciwnik. Wiem, że każda tajna operacja jest ryzykowna, ale tej poświęciliśmy zbyt wiele czasu i jest ona zbyt ważna, by zdać się na przypuszczenia lub przypadki jak operacje polowe, które zmienić może choćby jeden czynnik.

— Nic na to nie można poradzić i nie jest to niczyja wina: ani nikogo tutaj, ani żadnego z agentów w polu. — Cunning zdecydował się grać rolę troskliwego szefa broniącego podwładnych, nie siebie. — A ten jeden czynnik, o którym pan wspomniał, był zupełnie nie do przewidzenia. I nie przewidziano go ani tu, ani w centrali, bo było to niemożliwe, panie admi… proszę pana. Nikt nie był w stanie przewidzieć, że po tylu latach spokoju przydział dostanie taka lunatyczka!

— Zdaję sobie z tego sprawę, panie Cunning. Prawdę mówiąc, osobiście wybrałem czas na uaktywnienie „Odyseusza” właśnie na okres, w którym dowodził placówką Pavel Young.

— No i wszystko szło dokładnie według planu, dopóki ona się tu nie pojawiła. Potem… — Cunning wymownie wzruszył ramionami.

— Rozumiem, że w tych warunkach należy rozważyć konieczność zmiany planów — kontradmirał mówił wolno, wyraźnie i łagodnie niczym do małego i niespecjalnie bystrego dziecka.

Mimo to nie zwiódł Cunninga, który wiedział o swym gościu zbyt wiele, by próbować protestować.

— Co więcej, w przeciwieństwie do pana dysponuję dossier komandor Harrington — ciągnął oficer. — Szkoda, że nie jest tak szczegółowe, jak bym sobie życzył, ale jak pan wie, nie zajmujemy się zbyt dokładnie oficerami, którzy jeszcze nie znaleźli się na liście, chyba że pochodzą z wyjątkowo obiecujących, wpływowych rodów. Wszystko, co o niej mamy, to wycinki prasowe i powszechnie dostępne akta osobowe, ale nawet z tego materiału wynika, że jest zupełnym przeciwieństwem wysoko urodzonego kretyna, i nikt znający sytuację nie spodziewałby się tu znaleźć kogoś podobnego. Janacek nigdy dotąd nie przydzielał tego typu ludzi do swego prywatnego miejsca zsyłki.

Cunning nieco się odprężył i natychmiast tego pożałował, widząc lekki uśmiech gościa.

— Mimo wszystko, panie Cunning, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zbyt lekko potraktował pan sprawy bezpieczeństwa i od początku bardziej polegał pan nie na własnych działaniach, lecz na nieskuteczności Marynarki Królewskiej. Przyznaję, że była ona częścią planu, ale nie powinien pan liczyć na to, że sytuacja nigdy nie ulegnie zmianie. Powinno stać się dla pana oczywiste, że przygotowania wymagają drastycznych zmian, ledwie Harrington pokazała, co potrafi.