Выбрать главу

— Tak sobie tylko myślałem, sir… — bąknął po chwili.

— Można wiedzieć o czym?

— Cóż… teraz tylko my, jedna pinasa, monitorujemy powierzchnię planety przez cały czas. Biorąc pod uwagę, jak nisko musimy lecieć, zakończenie operacji zajmie nam ładnych parę dni. A co z pozostałymi jednostkami, sir? Każda codziennie robi co najmniej sześć kursów na powierzchnię lub z powrotem, wymieniając załogi. Tak się zastanawiałem: gdyby za każdym razem lecieli nieco inną trasą? Mają takie same sensory jak my…

— Hmm — Tremaine podrapał się po brodzie. — Fakt, można by tak wytyczyć loty, by pokryły całą półkulę, a wtedy my zajęlibyśmy się drugą stroną planety.

Powoli skinął głową, na co Harkness odpowiedział tym samym.

— To jest jakiś pomysł, macie Harkness. Trzeba go przemyśleć, ale i tak dziękuję.

— Nie ma za co, sir.

Zamyślony Scotty zawrócił w stronę kabiny pilotów, gdzie znajdował się moduł łączności.

* * *

Komandor porucznik Santos weszła do sali odpraw i zatrzymała się za fotelem zajmowanym przez Honor pochłoniętą przeglądaniem danych dotyczących zużycia energii na powierzchni planety. Tak ją to zaabsorbowało, że nie usłyszała dźwięku otwierających się drzwi, za to ocknęła się, gdy obok rozległo się niespodziewane soczyste chrupnięcie. Jej podejrzenie potwierdziło w sekundę później zachwycone mruczenie Nimitza, toteż spojrzała z wyrzutem na Santos. Nimitz w prawej górnej łapie dzierżył selera naciowego i chrupał go z upodobaniem. Jego kły drapieżnika nie były dostosowane do roślinnego pożywienia, ale nadrabiał to entuzjazmem. Treecaty stanowiły ukoronowanie drzewnego łańcucha żywnościowego na Sphinxie, żywiąc się mniejszymi roślinożercami i wszystkożercami, toteż jego drobne, ostre kły zmieniały seler w długie, powłóczyste pasma, które przeżuwał z przyjemnością, opryskując się przy okazji sokiem. Santos uśmiechnęła się przepraszająco, a Honor potrząsnęła głową.

— Wiesz, że seler nie najlepiej na niego działa — powiedziała z lekkim wyrzutem.

— Ale on go tak lubi — zaprotestowała słabo Santos.

— Wiem, że lubi. Tylko że organizm Stinkera nie wytwarza właściwych enzymów, żeby móc wchłonąć ziemską celulozę. Za to skutecznie wypełnia mu żołądek i potem grymasi przy obiedzie.

Nimitz przestał żuć. Co prawda jego aparat głosowy był całkowicie niezdolny do wydawania dźwięków zbliżonych do ludzkiej mowy, za to rozumiał zaskakująco wiele słów, ten zaś konkretny tekst słyszał w wykonaniu swojego człowieka tyle razy, że doskonale wiedział, o co chodzi. Teraz spojrzał z urazą na Honor, machnął wymownie ogonem i wspinając się na tylne łapy, potarł łeb o ramię Santos, jednoznacznie okazując, co myśli o tym wszystkim. Pierwszy mechanik była jego ulubionym oficerem w załodze krążownika — być może dlatego, że ostatnio zawsze miała gdzieś pod ręką kawałek selera. Santos pogłaskała go i uśmiechnęła się.

— Powinnam się już do tego przyzwyczaić — westchnęła Honor. — Stinker zawsze znajdzie kogoś, kto będzie go dokarmiał tym przysmakiem.

— Bo jemu trudno odmówić. — Dominica podrapała Nimitza pod brodą i usiadła na najbliższym wolnym miejscu.

Honor mimo woli uśmiechnęła się — zdawała sobie sprawę z własnej słabości: zawsze okazywała się naiwniakiem wobec ludzi lubiących treecaty i okazujących to.

— O co chodzi, skipper? — spytała Santos po chwili.

— O dane dostarczane przez Barneya. — Honor postukała w ekran. — Te obliczenia dotyczące prawdopodobnego zużycia energii wydają mi się bardzo mgliste.

— Bo trudno jest coś takiego obliczyć, nie mając konkretnych informacji, do czego zostaje użyta energia. — Santos zmarszczyła brwi i przeczesała włosy dłonią. — Jego ludzie musieli znaczną część danych brać z sufitu, a to musi mieć wpływ na dokładność obliczeń. W miarę dokładne dane mogą mieć tylko odnośnie zewnętrznego oświetlenia, łączności i wymienników ciepła, do reszty potrzebowaliby specyfikacji sprzętu używanego w każdej z enklaw. Nawet taki drobiazg jak liczba ludzi zapominających zgasić światło przed wyjściem z pokoju może zmienić ostateczny wynik i to o parę procent.

— Hmm — Honor potarła czubek nosa i odchyliła się na oparcie fotela, nasłuchując odgłosów selerowej uczty. — A co z miernikami?

— Zostały nam jeszcze trzy… nie, cztery do założenia. Przepraszam, że tak długo to trwa, ale kutry…

Honor uciszyła ją gestem i niespodziewanie uśmiechnęła się.

— Nie ma za co przepraszać i tak nam dobrze poszło, zwłaszcza że staraliśmy się, żeby nikt nie zauważył, co robimy — oceniła, po czym spojrzała raz jeszcze na ekran i wzruszyła ramionami. — Sprawdzimy, czy nie da się tego ugryźć z innej strony… I nacisnęła guzik intercomu.

— Oficer wachtowy — rozległ się w głośniku głos porucznika Webstera.

— Mówi kapitan, poruczniku Webster. Czy pierwszy oficer jest na mostku?

— Nie, ma’am. Sądzę, że jest przy wyrzutni rakiet numer dwa. Pojawiły się jakieś problemy z przesyłaniem pocisków z magazynu, ma’am.

— Rozumiem. Proszę go wywołać i spytać, czy mógłby zjawić się w sali odpraw, jeśli naturalnie jest wolny. I proszę poprosić porucznika Cardonesa, by także tu przyszedł.

— Tak jest, ma’am — przez chwilę w głośniku panowała cisza, a potem Webster dodał: — Obaj są już w drodze, ma’am.

— Dziękuję, Samuelu. — Honor wyłączyła intercom i dodała, spoglądając na Santos: — Jeżeli Barney nie jest w stanie dostarczyć nam dokładniejszych wyliczeń, spróbujemy wykorzystać metodę „z sufitu”.

— Jak?

— Przyszło mi do głowy… — zaczęła Honor i urwała, gdyż w otwierających się drzwiach stanął Cardones.

Porucznik zasalutował i spojrzał na nią z pewną nieśmiałością.

— Chciała pani mnie widzieć, ma’am?

— Owszem. Usiądź i posłuchaj: mam pewien problem i by go rozwiązać, potrzebuję pomocy twojej i pierwszego.

— Problem, ma’am? — spytał znacznie ostrożniej.

— To nie ma nic wspólnego z twoim działem — uspokoiła go z uśmiechem. — Chodzi…

Ponownie przerwało jej otwarcie drzwi. Tym razem wszedł McKeon w pobrudzonym smarem kombinezonie naciągniętym na mundur. Była to jedyna rzecz, jaką Honor bez zastrzeżeń aprobowała u swojego zastępcy — nigdy nie bronił się przed ubrudzeniem sobie rąk, jeśli coś trzeba było naprawić.

— Posłała pani po mnie, ma’am? — spytał znacznie bardziej oficjalnie niż Cardones.

Skinęła głową, czując jak rysy tężeją jej w równie formalną maskę, i wskazała mu miejsce naprzeciwko Santos.

— Posłałam — potwierdziła, gdy usiadł, i ponownie spróbowała go wciągnąć w rozmowę. — Jak sytuacja przy drugiej wyrzutni?

— W porządku, ma’am. To był drobiazg i sądzę, że już jest po kłopocie — odparł rzeczowo.

Stłumiła westchnienie. Dochodzące z boku odgłosy obżarstwa umilkły nagle, by po chwili rozbrzmieć w znacznie bardziej stłumionej postaci.

— Cóż, jak powiedziałam, mamy pewien problem — oznajmiła. — Próbujemy znaleźć źródła nieuzasadnionych poborów energii, ale brak nam wiarygodnych informacji dotyczących zużycia energii, by móc je wyłapać.

McKeon skinął potakująco głową, obserwując ją uważnym, lecz obojętnym wzrokiem.

— Chcę, żeby pan wraz z Rafem zajął się tym, panie McKeon. Proszę porównać dane z mierników, które umieściliśmy na kolektorach słonecznych, z szacunkowymi obliczeniami majora Isvariana. Chodzi mi o całkowite zużycie prądu przez kilka dni z rzędu w każdej z enklaw. Mając takie średnie zużycie, będziemy mogli sprawdzić, jak ma się ono do teoretycznych obliczeń.