Cardones spojrzał na McKeona, jakby czekał, że tamten o coś zapyta, a gdy to nie nastąpiło, odchrząknął i spytał:
— Przepraszam, ma’am, ale co nam to da?
— Może niewiele, ale przekonamy się, jak blisko prawdy był Barney. Jeśli jego obliczenia będą zbliżone do uzyskanych przez nas odczytów albo w każdym przypadku różniły się w podobny procentowo sposób, będziemy wiedzieli, że obliczenia są właściwe, i ustalimy, jaki powinien być poziom zużycia w poszczególnych enklawach. Jeżeli okaże się, że odchylenia wystąpiły w jednym lub w dwóch przypadkach, będziemy wiedzieli, że tym enklawom należy przyjrzeć się bliżej.
Cardones ucieszony skinął głową, a McKeon w milczeniu i spokojnie słuchał.
— Chcę również, byście sprawdzili zużycie energii w różnych godzinach i wyrobili sobie opinię, jak ono wygląda. Interesuje mnie, czy znajdziecie odbiegający od normy, wyższy pobór energii w dziwnych porach, na przykład w czasie planetarnej nocy. Porównajcie też zużycie różnych enklaw, biorąc pod uwagę pory dnia i nocy: jeśli w którejś zużycie maleje w mniejszym stopniu niż w innych, to chcę o tym wiedzieć. Z tego, co powiedzieli mi ludzie majora Isvariana, urządzenia w laboratorium nie mogą zostać wyłączone w trakcie produkcji, gdyż spowoduje to utratę surowca bez osiągnięcia końcowego rezultatu. Jeśli więc w którejś enklawie wysoki poziom zużycia energii będzie się utrzymywał, podczas gdy wszędzie w okolicy spadnie w znaczący sposób, otrzymamy wskazówkę, gdzie szukać laboratorium.-Cardones przytaknął ponownie, tym razem z błyskiem zainteresowania w oczach w przeciwieństwie — jak Honor zauważyła — do McKeona.
— Zaraz się za to weźmiemy, ma’am — zauważył po chwili milczenia McKeon. — Jeszcze coś, pani kapitan?
— Nie — powiedziała cicho Honor.
McKeon wstał, dał znak Cardonesowi, obaj skłonili się lekko i wyszli. Honor odczekała, aż drzwi się zamkną, i westchnęła.
— Skipper? — głos Santos był dziwnie miękki i cichy. Honor zarumieniła się — zapomniała o jej obecności i miała ochotę wyzwać samą siebie za zdradzenie zatroskania osobą McKeona przed podlegającym mu oficerem. Gdy odwróciła się do pierwszego mechanika, jej twarz nie zdradzała już niczego.
— Słucham, Dominico?
— Chciałabym… — Santos urwała, wpatrując się w swoje dłonie spoczywające na blacie stołu, i nagle wyprostowała pochylone dotąd lekko ramiona. — Chodzi o pierwszego, ma’am. Nie…
— Komandor porucznik McKeon nie jest twoim problemem — przerwała jej cicho Honor.
— Wiem, ma’am, ale… — Santos wzięła głęboki oddech i ciągnęła, ignorując wyraźny sygnał, by tego nie robiła. — Wiem, że on panią obchodzi, podobnie jak my wszyscy, choć… nie byliśmy u szczytu formy, gdy się tu znaleźliśmy, prawda?
— Skarżyłam się na to? — spytała spokojnie Honor. Santos uniosła głowę i spojrzała jej prosto w oczy.
— Nie, ma’am. Ale pani i tak by się nie skarżyła, prawda? — Ton Santos był równie rzeczowy jak jej wzrok: tak rzeczowy, że Honor odruchowo drgnęła.
Nimitz natychmiast znalazł się na jej kolanach, ściskając końcówkę selera, i uniósł się na tylnych łapach tak, że jedna trzecia ciała wystawała ponad blat. Kolejno przyjrzał się obu kobietom i nie ulegało wątpliwości, że na coś czeka.
— Rzecz w tym, że znam Alistaira McKeona naprawdę długo — dodała Santos. — I może mi pani wierzyć, że jest moim przyjacielem, a jestem następna według starszeństwa na pokładzie, ma’am.
Honor z westchnieniem opadła na oparcie fotela — powinna na dobrą sprawę kazać jej umilknąć, jako że rzeczą, której naprawdę szczerze nienawidziła, było rozmawianie o kimś za jego plecami, zwłaszcza jeśli był to ktoś wyższy stopniem czy starszeństwem od rozmówcy. Tylko że nie bardzo już wiedziała, co począć z McKeonem — próbowała wszystkiego, żeby do niego dotrzeć, żeby znów stał się prawdziwym zastępcą kapitana, a nie skutecznym i obojętnym automatem; wszystko zawiodło. A w głosie Dominici Santos nie było zawiści ani innych uczuć poza troską. A co ważniejsze, miała rację — była trzecim oficerem w łańcuchu dowodzenia HMS Fearless po kapitanie i pierwszym oficerze, toteż miała nie tylko prawo, ale i obowiązek mówić nie pytana o problemach, zwłaszcza jeśli ten problem dotyczył pierwszego oficera.
Widząc jej reakcję, Santos odprężyła się i pogłaskała Nimitza, przestając patrzeć w oczy Honor, co im obu sprawiło ulgę.
— Alistair zazwyczaj jest dobrym oficerem, skipper. Co więcej, jest dobrym człowiekiem. Ale jeśli wybaczy pani szczerość, oczywistym jest, że nie nadajecie na tej samej częstotliwości, i nie sądzę, by powodem było to, że pani nie próbowała. Nigdy nie widziałam go w takim stanie i martwię się o niego.
Honor obserwowała i słuchała wyjątkowo uważnie, ale nie podejrzewała, by Santos chciała zaskarbić sobie jej wdzięczność, czy też wbić nóż w plecy zwierzchnika, gdy ten był nieobecny i nie mógł się bronić.
— I? — spytała, nie chcąc i nie mogąc krytykować McKeona poprzez zgodzenie się ze stanowiskiem rozmówczyni.
— I chciałam, żeby pani wiedziała, że to, co się dzieje, boli również jego. — Santos nadal głaskała Nimitza, koncentrując na nim spojrzenie. — Stara się tego nie okazywać, ale sądzę, że wie o tym, iż nie wywiązuje się z obowiązków względem pani i względem okrętu. Nie potrafię zrozumieć dlaczego, ale nie jest… nie pozwala wciągnąć się w pracę załogi tak, jak miało to miejsce, gdy dowodził kapitan Rath, a przecież kocha tą starą balię tak jak ja. Fearless jest stary, wybebeszyli mu uzbrojenie, ale to wierny okręt. Nie zawiedzie w potrzebie i… Alistair też nie zawiedzie pani wtedy, gdy będzie się to naprawdę liczyło. To… to wszystko, co chciałam powiedzieć.
Uniosła wzrok i widać było, że ma wilgotne oczy, choć starała się nie okazywć wzruszenia.
— Rozumiem, Dominico — powiedziała miękko Honor.
— To dobrze, ma’am. — Santos wstała, odetchnęła głęboko i wyprostowała ramiona. — Chyba lepiej wrócę do tych mierników, ma’am.
Skinęła głową, zrobiła w tył zwrot i wyszła.
Nimitz siadł na kolanach Honor i kończył seler, pozwalając głaskać się po boku. Robiła to długimi, machinalnymi ruchami, analizując to, co właśnie usłyszała. Żeby postąpić tak jak Santos potrzebna była odwaga i autentyczna troska. Sporo ryzykowała. Większość oficerów na jej miejscu dołożyłaby starań, by zdystansować się od pierwszego oficera, który nie może porozumieć się z kapitanem, choćby po to, by niezadowolenie dowódcy nie objęło także ich. Sposób mówienia Santos był równie ważny jak treść jej wypowiedzi — oczywiste było, że martwi się całą sytuacją. i że kieruje nią troska o okręt i o samego McKeona. Bardziej o okręt, ale znamiennym było, że również o pierwszego oficera. Wystawiało mu to dobrą opinię. Nieczęsto można było spotkać kogoś, o kim niższy rangą tak się wyrażał, i to mając najwięcej do zyskania, gdyby dowódca przestał być zadowolony z zachowania obiektu rozmowy. Co więcej: Santos potwierdziła jej własne podejrzenia dotyczące wewnętrznej walki, jaką McKeon toczył sam ze sobą, a której ani ona, ani pierwszy inżynier nie potrafiły tak do końca zrozumieć.
Dominica Santos nie broniłaby oficera, którego nie uznałaby za godnego obrony, niezależnie od tego jak bardzo by go prywatnie lubiła — tego Honor była pewna. A odtwarzając sobie w myślach spotkania z pierwszym oficerem, musiała przyznać, że główny mechanik miała rację. McKeon nie potrafił wyjść jej naprzeciw, ale wykonywał swoje obowiązki. Choć nie dawał się wciągnąć do współpracy, co mogło okazać się groźne w skutkach, bez dwóch zdań robił, co doń należało. Zmuszał się do tego i kosztowało go to wiele, ale wypełniał swoją rolę.