McKeon poddał się jej badawczemu spojrzeniu, salutując z kamienną twarzą. Warta wyprężyła się na baczność, a jakakolwiek aktywność w okolicy zamarła, nim komandor nie odsalutowała i świst trapowy nie umilkł.
— Proszę o pozwolenie wejścia na pokład — przemówiła chłodnym, czystym sopranem, nieco zaskakującym przy jej wzroście dorównującym stu osiemdziesięciu centymetrom McKeona.
— Pozwolenia udzielam — odparł McKeon. Była to formalność, ale jak najbardziej realna — do chwili oficjalnego objęcia dowodzenia Honor była jedynie gościem na pokładzie okrętu McKeona.
— Dziękuję — powiedziała, przestępując próg śluzy.
McKeon cofnął się, obserwując, jak omiata wzrokiem wartę, śluzę i korytarz, i zastanawiając się, o czym myśli, gdyż jej ostro rzeźbiona twarz stanowiła doskonałą maskę skrywającą uczucia. Zdradzały ją jedynie czekoladowo-czarne oczy i miał nadzieję, że jego własne tego nie robią. Zdawał sobie sprawę, że uprzedza się do niej niesłusznie — krążownik, nawet lekki, był zbyt wielką jednostką dla komandora porucznika. Ale Harrington była o prawie pięć lat (osiem standardowych) młodsza od niego i nie dość, że była pełnym komandorem, to jeszcze miała na prawej piersi munduru złotą gwiazdkę oznaczającą dowodzenie okrętem z hipemapędem, a na dodatek wyglądała wystarczająco młodo, by być jego córką… no dobrze niech będzie siostrzenicą. Naturalnie, należała do drugiego pokolenia poddanego prolongowi — sprawdził to w dostępnej części jej akt — a proces spowalniający starzenie był bardziej skuteczny wobec drugiego i trzeciego pokolenia niż wobec pierwszego, ale to niczego nie zmieniało.
Z dostępnych informacji dowiedział się także, że słynie z nieortodoksyjnych manewrów taktycznych i że za uratowanie części załogi podczas wybuchu w dziobowej maszynowni HMS Manticore odznaczona została CGM i otrzymała Monarsze Podziękowanie, ta świadomość nieco złagodziła żal, że to nie on otrzymał wymarzone dowództwo. Wiedział, że nie miał na nie szans, ale fakt, iż dostał je ktoś wyglądający jakby dopiero skończył akademię i roztaczający wokół magnetyczną aurę, czego on sam nigdy nie potrafił, pogłębiał jedynie zazdrość. Skupiona uwaga, z jaką obserwował go treecat, jeszcze pogarszała jego samopoczucie.
Harrington zakończyła inspekcję bez słowa komentarza i spojrzała na niego, toteż przeszedł do następnego etapu formalnej procedury.
— Mogę panią zaprowadzić na mostek, ma’am?
Skinęła potakująco głową.
— Dziękuję, komandorze — odparła niezbyt głośno i ruszyła w ślad za nim w głąb okrętu.
Honor wysiadła z windy i rozejrzała się po swym przyszłym królestwie. Widać było tu oznaki gorączkowych modyfikacji, ale chaos panował wyłącznie w sekcji taktycznej. Nigdzie indziej nie dostrzegła choćby odłożonych narzędzi, co jeszcze bardziej ją zdumiało i z powrotem sprowadziło natrętną myśclass="underline" o czym, do diabła, nie powiedział jej Courvosier?!
Odpowiedź na to pytanie była sprawą przyszłości, a najpierw miała parę innych rzeczy do zrobienia. Podeszła do fotela kapitańskiego otoczonego przez system ekranów i klawiatur, z których większość była złożona, by nie zajmować miejsca. Fotel stał na podwyższeniu w środkowej części mostka, przez moment oparła dłoń o oparcie kryjące ekran taktyczny, ale nie usiadła w fotelu. Zgodnie z długoletnią tradycją kapitan miał do tego prawo dopiero po wczytaniu się. Stanęła obok, zdjęła Nimitza z ramienia, by nie znalazł się w polu kamery interkomu i postawiła na podłodze neseser. A potem wcisnęła guzik na oparciu, uruchamiający wewnętrzny system łączności, i we wszystkich pomieszczeniach okrętu rozbrzmiał melodyjny sygnał oznaczający wiadomość dla całej załogi.
Prace na pokładzie zamarły — nawet cywilni technicy wygrzebali się spod konsolet, w których zmieniali wyposażenie, czy z innych miejsc, w których pracowali, i wraz z członkami załogi wpatrzyli się w ekrany, na których pojawiła się twarz Honor. Czuła na sobie te setki spojrzeń ciekawych, kogo też Lordowie Admiralicji uznali za właściwą osobę, by mianować ją pierwszym po Bogu na tym właśnie okręcie.
Wyciągnęła kopertę, złamała pieczęć, rozłożyła otrzymane rozkazy, czemu towarzyszył wyraźnie słyszalny szelest papieru, i odczytała, wyraźnie akcentując:
— „Od admirała sir Luciena Corteza, Piątego Lorda Przestrzeni RMN, do komandor Honor Harrington, RMN. 35 dnia czwartego miesiąca 280 roku Po Lądowaniu. Madam: poleca się pani i nakazuje, by udała się pani na pokład Okrętu Jej Królewskiej Mości Fearless (CL-56) i objęła obowiązki związane z dowodzeniem nim w służbie Korony, a Jej zawieść bezkarnie nie sposób.
Z rozkazu admirała sir Edwarda Janaceka, Pierwszego Lorda Admiralicji, RMN, za Jej Majestat Królową”.
Umilkła i nie patrząc w kamerę, złożyła rozkaz. Przez prawie pięć standardowych stuleci tak właśnie przekazywano dowództwo na pokładach okrętów królewskich. Ten sam tekst — zwięzły i jasny, zaś odczytanie go na głos powodowało objęcie całej załogi władzą nowego kapitana i zobowiązywało ją do posłuchu pod karą śmierci. Większość załogi o nowym dowódcy nie wiedziała nic, podobnie zresztą jak ona nic nie wiedziała o nich, co zresztą nie miało najmniejszego znaczenia. Stali się jej załogą i ich życie zależało od tego, jak dobrze ona wypełni swoje obowiązki; z tego Honor zdawała sobie sprawę, składając sztywną kartkę. Gdy to zrobiła, spojrzała na McKeona.
— Panie McKeon — oznajmiła formalnie. — Przejmuję dowództwo.
— Ma’am, dowództwo należy do pani — odparł równie formalnie.
— Dziękuję, panie McKeon. — Honor przeniosła wzrok na najwyższego rangą podoficera obecnego na mostku, odczytując jego nazwisko z naszywki na piersiach. — Starszy macie Braun, proszę zanotować w dzienniku okrętowym, o której nastąpiło przejęcie dowództwa.
Dopiero wtedy ponownie spojrzała w kamerę i dodała:
— Nie będę zabierała wam czasu oficjalną przemową: mamy zbyt wiele do zrobienia w zbyt krótkim czasie. Proszę kontynuować pracę. — I wyłączyła interkom.
Powoli siadła w wygodnym, przystosowanym do kształtu ciała fotelu — jej własnym kapitańskim fotelu. Nimitz naturalnie natychmiast wdrapał się na jej ramię, zaznaczając zajęcie przynależnego mu miejsca dumnym machnięciem ogona. Poczekała, aż się usadowi, i skinęła na McKeona.
Wysoki, masywny pierwszy oficer zbliżył się do niej, podczas gdy załoga i robotnicy wrócili do przerwanych zajęć. Jego szare oczy miały wyraz lekkiego wyzwania albo niezadowolenia, ale podał Honor dłoń w tradycyjnym geście powitania nowego kapitana i odezwał się neutralnym tonem.
— Witamy na pokładzie, ma’am. — Głos miał głęboki i przyjemny. — Obawiam się, że chwilowo na okręcie panuje pewien bałagan, ale prawie nie mamy opóźnienia, a od następnej wachty mają przystąpić do pracy dwie dodatkowe brygady stoczniowców.
— Doskonale — Honor wstała i podeszła do rozgrzebanego stanowiska kierowania ogniem. — Choć muszę się przyznać, panie McKeon, że jestem zaskoczona: admirał Courvosier ostrzegł mnie wprawdzie, że modyfikacje są poważne, ale nic nie wspomniał o tym…
— Obawiam się, że nie mieliśmy wyboru, ma’am. Przy torpedach energetycznych wystarczą zmiany w oprogramowaniu, ale lanca grawitacyjna wymaga zmian w sprzęcie i dodatkowych połączeń z systemami taktycznymi i kierowania ogniem.