Выбрать главу

Zgrzytnął zębami, świadom, że czepia się pobożnych życzeń niczym tonący brzytwy, ale nic innego mu nie pozostało — jeśli zamelduje o aktualnym rozwoju wydarzeń i operacja zostanie odwołana, to razem z nim. Znajdzie się na Haven i wyląduje w którymś z zespołów mieszkalnych wraz z resztą dolistowskiego śmiecia jako przykład dla innych. Jedynym, co mu pozostanie, będzie wstyd i Dola, a wszyscy wokół będą się z niego śmiać. Pochodził z rodziny legislatorów, i to arystokratycznej, więc byłby to dla niego los gorszy od śmierci. Skoro za wszelką cenę chciał go uniknąć, pozostało mu tylko jedno…

Zmusił się do dalszego wysiłku intelektualnego — jeśli ostrzeże, jak wygląda sytuacja, będzie skończony, jeśli tego nie zrobi — operacja zostanie przeprowadzona zgodnie z planem. A wtedy istnieją dwie możliwości — albo się nie uda i wówczas też będzie skończony, albo się uda i przetrwa; jego rodzina miała sporo dłużników, toteż nikt mu nic nie zrobi, ba: może nawet go pochwalą za żelazne nerwy i upór w doprowadzeniu operacji do szczęśliwego końca pomimo niesprzyjających okoliczności.

Była to co prawda tylko jedna szansa na trzy, ale trzydzieści trzy procent stanowiło bez porównania więcej niż zero, a w dodatku był to jedyny sposób, by przetrwać.

— Dobrze, pułkowniku — oświadczył spokojnie. — Zrobi pan tak. Po pierwsze, skontaktuje się pan z naszymi agentami w NPA; jeśli Harrington nie znalazła jeszcze naszego przyłącza w kolektorze Matsuko, niech ktoś jej delikatnie zasugeruje jego istnienie. Ma pan też obserwować uważnie jej poczynania i dać mi znać natychmiast, jak tylko Marines pojawią się na powierzchni albo zaczną fortyfikować enklawy. Zaraz potem uda się pan do bazy i przypilnuje szamana przez najbliższe trzy tygodnie. Trzy tygodnie ciszy, spokoju i nieróbstwa. Jasne? Jeśli Young do tej pory nie wróci, zaczniemy bez niego. Zrozumiał pan?

Westerfeldt przekrzywił głowę i zmrużył podejrzliwie oczy — Cunning odpowiedział mu twardym spojrzeniem. Prawie słyszał, jak w umyśle oficera obracają się trybiki, gdy analizował jego postępowanie i tok myślowy. W pewnym momencie Westerfeldt skinął lekko głową, dochodząc najwyraźniej do jedynego logicznego wniosku — jeśli Cunning przetrwa, to on także, jeśli nie, obaj wylądują na Doli.

— Tak jest, panie konsulu — odparł rzeczowo. — Zrozumiałem. Wszystko zrozumiałem. Skłonił się na pożegnanie i wyszedł.

* * *

— Pański bilet — silesiański kupiec podał z uśmiechem niewielki plastikowy kwadracik stojącemu przed nim mężczyźnie.

Jego firma oferowała niewielką ilość kabin pasażerskich na pokładach swych frachtowców, ale to był pierwszy pasażer, jakiego faktor miał od początku pobytu na planecie.

— Dziękuję — odparł uprzejmie mężczyzna nie przypominający z wyglądu Denvera Summervile’a (i posiadający dokumenty na zupełnie inne nazwisko).

Wsunął bilet do kieszeni, wstał, skłonił się uprzejmie i wyszedł.

Przed budynkiem zatrzymał się na chwilę, spoglądając na konsulat Haven, i uśmiechnął się złośliwie. Fragmenty układanki zaczęły stanowić zrozumiałą całość, gdy dowiedział się od jednego z tubylców, że ten widział „szefa” chyłkiem wymykającego się z enklawy należącej do Ludowej Republiki Haven. Był to ostatni brakujący element, by zrozumieć, że laboratorium wraz z personelem zostało spisane na straty i wystawione przez rzeczywistych mocodawców. Stosunkowo łatwo też było się domyślić dlaczego.

Kusiło go, żeby wykorzystać jakoś tą informację, ale po namyśle zdecydował, że to nie ma sensu. W końcu był wolny i bogaty dzięki własnej pomysłowości i przekonaniu pilota, żeby pobawił się w sapera. Prawdopodobnym zaś było, że to co planuje Haven, jeszcze bardziej niż laboratorium zaszkodzi Królewskiej Marynarce i Agencji, co mu jak najbardziej odpowiadało. Może wtedy daruje „szefowi”. Jeśli natomiast się nie uda, zwierzchnicy „szefa” wymierzą karę, oszczędzając mu roboty. Uśmiechnął się z zadowoleniem, odwrócił i skierował ku czekającemu promowi.

* * *

— Przykro mi, sir, ale robimy, co możemy, tak szybko, jak jesteśmy w stanie — wyjaśnił Rafael Cardones. — Przekaźniki były nieczynne, gdy się za nie zabraliśmy, a ostatni jest wielokierunkowym odbiornikiem, musimy więc sprawdzić wszystkie możliwe miejsca, z których mogła do niego docierać energia. Obawiam się, że to trochę potrwa, sir.

— Rozumiem — McKeon skinął głową i poklepał go zamyślony po ramieniu. — Wiem, że robisz, co możesz, Rafę, Daj mi znać, jak tylko coś znajdziesz.

— Aye, aye, sir.

Cardones wrócił do konsolety, a McKeon na kapitański fotel, spoglądając przy okazji na zamknięte drzwi sali odpraw. Katastrofa, w jaką zmienił się rajd na laboratorium, wstrząsnęła nim podobnie jak wszystkimi; nad okrętem unosiło się widmo depresji. Wiedział, że kapitan niesłusznie obwiniała siebie za masakrę, nie była winna niczemu, podobnie jak nikt z załogi, ale wszyscy tak się czuli, co było tym boleśniejsze, że przedtem odczuwali dumę z własnych osiągnięć.

Na szczęście pod tym poczuciem winy i depresją kryło się coś jeszcze — złość. A raczej nienawiść do ludzi, którzy z premedytacją zamordowali ponad pół setki policjantów. Sam czuł tę nienawiść i chęć wyrównania rachunków. Pierwszy raz odkąd Honor Harrington objęła dowództwo, Alistair McKeon naprawdę stanowił jedność z okrętem i całą załogą. Nienawiść była skutecznym lekarstwem na prywatne zmartwienia i żale.

Dalsze rozmyślania przerwał mu brzęczyk na stanowisku łączności oznaczający nadejście wiadomości lub nawiązanie łączności z kimś wywołującym krążownik. Z braku lepszego zajęcia obserwował Webstera i nagle zaczął to robić z prawdziwym zainteresowaniem — Webster bowiem niespodziewanie zesztywniał, po czym ocknął się i pochylił na prawą stronę pulpitu, gdzie umieszczone były klawiatury deszyfratorów. Coś w sposobie, w jaki to zrobił, zaalarmowało McKeona. Wstał i podszedł do konsolety łączności — stanął obok Webstera, gdy ten załadował elektrokartę do slotu i nagrał na nią rozszyfrowaną wiadomość. Porucznik obrócił się z fotelem i zaczął wstawać, gdy go zobaczył.

— Co jest, Webster? — zapytał cicho McKeon zaalarmowany przez ściągnięte rysy i pobladłą twarz podwładnego.

— Wiadomość o pierwszym stopniu ważności, sir. Od porucznika Venizelosa ze stacji kontroli lotów… — Webster urwał i podał mu elektrokartę.

Twarz McKeona ściągnęła się w podobną jak jego maska, gdy przeczytał krótką a treściwą wiadomość. Następnie uniósł głowę i spojrzał prosto w oczy porucznikowi.

— Nikt nie ma prawa się o tym dowiedzieć, dopóki kapitan lub ja nie zdecydujemy inaczej, Webster — powiedział jeszcze ciszej niż poprzednio. — Jasne?

— Tak jest, sir — odparł równie cicho Webster. McKeon potwierdził ruchem głowy i skierował się ku drzwiom do sali odpraw.

— Proszę przejąć wachtę, panie Webster — rzucił przez ramię i nacisnął przycisk otwierający drzwi, a gdy te się otworzyły, wyszedł.

* * *

Honor skończyła czytać i delikatnie odłożyła elektrokartę na stół. Twarz miała bladą, lecz spokojną — tylko jej oczy świadczyły o tym, jak ją poruszyła ta informacja. McKeon dostrzegł to, gdy uniosła głowę, i poruszył się niespokojnie.

— Ano tak… — mruknęła, spoglądając na chronometr: — Wiadomość dotarła tu po dziesięciu godzinach, a więc jednostka kurierska dotrze w ciągu najbliższych dwudziestu.

— Tak, ma’am. Przylatuje, żeby się z panią osobiście zobaczyć — powiedział miękko McKeon.