Pierwotni koloniści otrzymali ziemię i/lub prawo do wydobywania minerałów na trzech planetach systemu proporcjonalnie do wysokości wniesionych wkładów finansowych, a nowa konstytucja uczyniła z nich dziedziczną arystokrację. Nie była to jednak zamknięta klasa, ponieważ ziemi i praw pozostało na planetach pod dostatkiem. Każdy z nowych kolonistów, kto był w stanie zapłacić za przelot, otrzymywał równowartość w ziemi lub w prawach, a ci, którzy mieli dodatkowe pieniądze, mogli dokupić je za połowę „nominalnej” wartości. Okazja, by stać się szlachetnie urodzonym, zainteresowała nadspodziewanie wielu młodych, zdolnych i majętnych fachowców: lekarzy, inżynierów, nauczycieli, chemików, biologów czy fizyków, a więc dokładnie tych, których najbardziej potrzebowała kolonia, a których pociągało niewiele świeżo zasiedlonych odległych światów. Wielu z „wtórnych udziałowców”, jak ich czasami nazywano, stało się dzięki temu earlami czy nawet książętami.
Inni, mniej zamożni byli w stanie pokryć część kosztów podróży — oni również po przybyciu otrzymywali równowartość w ziemi i prawach. Były to posiadłości niewielkie jak. na standardy Królestwa, ale olbrzymie jak na światy centralne. Stali się oni wolnymi posiadaczami (jak na przykład przodkowie Honor), a ich rodziny zachowały poczucie dumy i niezależności do chwili obecnej. Większość jednak nowych przybyszów stanowili ci, za których przylot zapłaciła kolonia i którzy przybyli, posiadając tylko to, co mieli na grzbiecie. Należał do nich Heinrich Hauptman. Obecnie prawie nie ma różnicy między obywatelami obu tych warstw, poza datami nabycia praw do ziemi i coraz rzadziej używanymi formami grzecznościowymi, ale pamięć pozostała — ród Hauptmanów nigdy na przykład nie zapomniał, że wywodzi się od gołodupców. Zmiany statusu majątkowego rodziny zapoczątkował pradziad Heinricha dwa planetarne stulecia temu. Klaus Hauptman mógł sobie kupić tuzin tytułów książęcych wraz z majętnościami, ale wolał pozować na „zwykłego obywatela” (przynajmniej publicznie). Nie przeszkadzało mu to naturalnie robić interesów z arystokracją czy używać władzy i luksusów. Jako kupiec o niezwykłym majątku naturalną koleją rzeczy wdał się w politykę, której podstawę stanowiło „zwyczajne pochodzenie”. Uważał, że wszystko zawdzięcza własnej pracy (lub przodków) pomimo bogactwa, które zgromadziła rodzina przed jego przyjściem na świat. I dlatego właśnie zjawił się osobiście na pokładzie HMS Fearless, bowiem Honor szkodziła temu wizerunkowi. Dla człowieka o takim poczuciu własnej ważności działania skierowane przeciwko kartelowi czy jego pracownikom były równoważne z atakiem na niego samego. Hauptman Cartel bowiem w świadomości Klausa Hauptmana był nim samym. Złapanie go na przemycie zaś stanowiło osobistą obrazę, której nie był w stanie ścierpieć.
— Doskonale, komandor Harrington — powiedział w końcu. — Przejdę do sedna. Z sobie jedynie znanych powodów zdecydowała się pani prześladować moje interesy w systemie Basilisk. Chcę, żeby pani przestała to robić i to natychmiast.
— Przykro mi, że uważa pan za „prześladowanie” wykonywanie przez mnie obowiązków wynikających z przysięgi złożonej Koronie — odparła spokojnie. — Nakłada ona na mnie obowiązek egzekwowania i wymuszanie przestrzegania praw ustanowionych przez parlament.
— Pani przysięga nie wymaga wybrania sobie za cel mojej firmy jako obiektu tego wymuszania — Hauptman nie podniósł głosu, ale zadźwięczało w nim coś nieprzyjemnego.
— Panie Hauptman, sprawdzamy wszystkie jednostki przewożące towary na lub z powierzchni Medusy czy też z niej do albo z magazynów orbitalnych, nie tylko użytkowane są przez pańską firmę — wyjaśniła, zaciskając diodę pod blatem stołu.
— Nonsens! — warknął. — Żaden oficer dowodzący tą placówką nie mieszał się tak bezczelnie do legalnego handlu i ruchu w systemie. Co więcej: mam liczne doniesienia od faktorów, mówiące, że pani „celnicy” spędzają znacznie więcej czasu, badając moje ładunki niż czyjekolwiek inne. Jeśli to nie jest celowe nękanie, to chciałbym wiedzieć, co pani za takowe uważa, pani komandor.
— To co robili czy czego nie robili inni oficerowie dowodzący tą placówką, nie ma najmniejszego wpływu na to, jak ja wykonuję swoje obowiązki, panie Hauptman — głos Honor ochłódł zdecydowanie. — Prawdą także jest, że moi ludzie spędzają więcej czasu, sprawdzając ładunki pańskiego kartelu, z prostego powodu: dotychczasowe doświadczenia wskazują, że częściej niż w innych można w nich znaleźć kontrabandę.
Twarz Hauptmana niezdrowo poczerwieniała, ale Honor nie spuściła wzroku.
— Oskarża mnie pani o przemyt? — spytał prawie jedwabistym głosem.
— Informuję pana jedynie o faktach: dotychczasowe kontrole wykazały, że w ładunkach pańskiej firmy znaleziono o trzydzieści pięć procent kontrabandy więcej niż w ładunkach którejkolwiek innej firmy handlującej z Medusą. Nie mogę naturalnie ocenić, czy pan jest osobiście zamieszany w przemyt, choć prawdę mówiąc, wątpię, by pan był. Dopóki jednak nie uzyskam pewności, że pod szyldem Hauptman Cartel nie próbuje się już przemycać nielegalnych towarów, moi oficerowie na mój rozkaz nadal będą poświęcali tym ładunkom specjalną uwagę — przyznała, z zainteresowaniem obserwując coraz ciemniejsze odcienie czerwieni pojawiające się na twarzy Hauptmana. — Jeśli chce pan zakończyć to, co uważa pan za „nękanie”, sugeruję, by wymusił pan na swoich pracownikach większe poszanowanie prawa i uporządkowanie magazynów.
— Jak pani śmie?! — Hauptmana na wpół poderwało z fotela, Honor siedziała nieporuszona. — Nie wiem, za kogo się pani uważa, ale nie pozwolę się w ten sposób obrażać. Radzę uważać z bezpodstawnymi oskarżeniami!
— Podałam fakty, nie bezpodstawne oskarżenia, panie Hauptman. Jeśli prawda się panu nie podoba, proponuję, by pan stąd odleciał.
— Że co?! — Tym razem Hauptmana poderwało z fotela do końca; wsparł się pięściami o stół i zagrzmiał: — Przybyłem tu, by dać ci szansę naprawy błędów, jakie popełniłaś. Jeśli wolisz, mogę sprawę załatwić z Admiralicją czy z rządem. Mam dość nadętych oficerków, wyobrażających sobie, że są Bóg wie kim, którzy obrażają mnie oskarżeniami o przemyt!
— Ma pan prawo do własnej opinii. — Honor czuła, że McKeon siedzi niczym gotowa do akcji sprężyna, jej samej zaś obawa przechodzi, ustępując przed wrzącym gniewem. — Chwilowo jednakże jest pan gościem na moim okręcie i nie przypominam sobie, byśmy kiedykolwiek przeszli na ty. Będzie pan łaskaw zachowywać się jak nakazuje dobre wychowanie albo każę pana usunąć z pokładu.
Hauptmanowi opadła szczęka, toteż Honor odczekała parę sekund i dodała równie lodowatym tonem:
— Nie oskarżyłam pana o łamanie prawa. Oświadczyłam zgodnie z faktami, że ktoś z pracowników pańskiej firmy zajmuje się przemytem. Pańskie groźby udania się do wyższej instancji nie zmienią faktów ani sposobu, w jaki wykonuję swoje obowiązki.
Hauptman opadł na fotel, zaciskając szczęki. W pomieszczeniu zapadła ciężka cisza. A potem gość uśmiechnął się. I nie był to miły uśmiech.
— Doskonale, pani komandor. Skoro uważa pani możliwość szukania sprawiedliwości w Admiralicji za groźbę i nie na pani zamiaru postępować sprawiedliwie, traktując moje interesy w tym regionie tak samo jak interesy innych, wychodzi na to, że muszę użyć pani języka. Otóż oświadczam pani, że albo pani przestanie prześladować moje statki i ładunki, albo uznam panią za osobiście odpowiedzialną za straty w interesach i reputacji. Panią, nie Admiralicję i nie rząd.