Выбрать главу

— Lanca grawitacyjna? — Honor nie podniosła głosu, ale McKeon wyraźnie usłyszał w nim zaskoczenie i zdziwiony uniósł brwi.

— Nikt pani o tym nie wspomniał, ma’am? — spytał.

— Nikt. — Honor zacisnęła wargi w grymasie, który przy dużej dozie dobrej woli można by nazwać uśmiechem, i schowała ręce za plecy. — Jakie uzbrojenie nas to kosztowało?

— Wszystkie cztery grasery — odparł McKeon i dostrzegł, jak drgnęła.

— Rozumiem. Wspomniał pan także o torpedach energetycznych, jak sądzę?

— Tak jest, ma’am. Wszystkie burtowe wyrzutnie oprócz dwóch zostały wymienione.

— Wszystkie oprócz dwóch? — Ton byt ostrzejszy i McKeon starannie ukrył gorzkie rozbawienie: nic dziwnego, że była wytrącona z równowagi, skoro nikt jej nie uprzedził.

On sam był solidnie wkurzony, gdy dowiedział się, jakie zmiany w uzbrojeniu zaplanowano.

— Tak, ma’am.

— Rozumiem — powtórzyła i odetchnęła głęboko. — Doskonale. Co nam w takim razie zostało?

— Po dwa trzydziestocentymetrowe działa laserowe na każdej burcie i wyrzutnie rakiet, o których już mówiłem. Oprócz tego będziemy dysponowali lancą grawitacyjną i czternastoma wyrzutniami torped. Uzbrojenie pościgowe pozostało nie zmienione: dwie wyrzutnie rakiet i sześćdziesięciocentymetrowy laser.

Obserwował ją uważnie — nie całkiem się skrzywiła, co doskonale świadczyło o stopniu samokontroli. Torpedy energetyczne były bronią szybkostrzelną, o dużej sile niszczenia, i niezwykle trudną do trafienia przez systemy obronne, ale całkowicie bezużyteczną wobec osłon burtowych wojskowego typu. Dlatego dodano lancę grawitacyjną, gdyż była ona w stanie (zazwyczaj) spowodować przepalenie generatorów osłon, ale miała nadzwyczaj małą szybkostrzelność, bardzo niewielki zasięg i nie zawsze chciała działać. Kapitan Harrington musiała o tym wiedzieć równie dobrze jak on, lecz gdy się odezwała, nic w jej głosie na to nie wskazywało.

— Rozumiem — powtórzyła ponownie. — Dobrze, panie McKeon. Jestem pewna, że ma pan znacznie ważniejsze zajęcia niż pogawędka ze mną. Moje rzeczy dotarły na pokład?

— Tak, ma’am. Zajął się nimi pani steward.

— W takim razie będę w swojej kabinie, gdyby mnie pan potrzebował. Sprawdzę księgi okrętowe. Aha, mam zamiar zaprosić dziś wszystkich oficerów na obiad, nie sądzę, by był sens przeszkadzać im teraz w pracy wzajemną prezentacją. Wcześniej jednakże chciałabym zobaczyć, jak przebiegają prace na pokładzie. Będzie panu odpowiadało, gdybyśmy zaczęli o czternastej zero zero?

— Naturalnie, ma’am.

— W takim razie dziękuję i do zobaczenia — zakończyła, skinęła głową na pożegnanie i wyszła, nie oglądając się.

ROZDZIAŁ II

Honor westchnęła i kończąc studiowanie ekranu, potarła nasadę nosa. Nic dziwnego, że Courvosier był taki enigmatyczny i tak prędko się jej pozbył — po prostu zbyt dobrze ją znał. Bez trudu przewidział, jak by zareagowała, znając prawdę, a nie miał zamiaru pozwolić jej zmarnować okazji i pod wpływem ataku złości odmówić przyjęcia pierwszego dowództwa krążownika. A tak właśnie by się stało.

Podniosła się i przeciągnęła, co zaktywizowało Nimitza — zaczął schodzić z wyściełanej półki zamontowanej na jej prośbę przez stewarda, ale dała mu znak, by tam został, podkreślając gest cichym mruknięciem oznaczającym, że musi pomyśleć. Nimitz przekrzywił łeb, przyjrzał się jej z namysłem i bleeknął, wracając na miejsce.

Ponownie przyjrzała się kabinie będącej jedną z naprawdę miłych niespodzianek na nowym statku. Fearless miał co prawda mniej niż 90 000 ton, co jak na obecne standardy nie było wiele, ale w porównaniu z Hawkwingiem kwatera kapitańska okazała się przestronna. Co prawda, według norm planetarnych była ciasna i mała, ale Honor od wielu lat ich nie stosowała, spędzając większość czasu na pokładach rozmaitych okrętów RMN. Oprócz kabiny, w której przebywała, kuchni i kabiny stewarda, miała też do dyspozycji jadalnię wystarczającą, by wygodnie pomieścić wszystkich oficerów. A to było prawdziwym luksusem jak na okręt wojenny.

Ta przestronność w niczym zresztą nie zmieniała jej uczuć wywołanych zmasakrowaniem okrętu, bo trudno byłoby inaczej określić to, co właśnie robiono z krążownikiem. Poprawiła złotą plakietkę wiszącą na ścianie nad biurkiem — z lśniącej powierzchni starta rękawem odcisk palca i uśmiechnęła się do wspomnień: plakietka, od chwili zdobycia jej w akademii jeździła z nią z okrętu na okręt, jak też i na powierzchnię, jeśli szykował się dłuższy pobyt. Traktowała ją jak przynoszący szczęście talizman czy totem. Wytrawiono na niej lotnię ku upamiętnieniu dnia, w którym po wylądowaniu odkryła, że ustanowiła nowy rekord szkoły w długości lotu, wysokości i akrobatyce równocześnie. Rekord ten nadal zresztą pozostał nie pobity.

Przestała się uśmiechać, gdy spojrzała w stronę jadalni — nie miała specjalnej ochoty na ten proszony obiad. Prawdę mówiąc, po tym, co znalazła w komputerze, na inspekcję okrętu też nie. Radość, jaką jeszcze nie tak dawno czuła na myśl o tych dwóch przyjemnych obowiązkach związanych z objęciem dowództwa, minęła prawie całkowicie. Tak jak powiedziała McKeonowi — przejrzała dokumenty i księgi okrętowe, ale przede wszystkim skupiła się na planach modernizacji i instrukcjach umieszczonych w zakodowanej bazie danych, do której hasło znała tylko ona. Opis McKeona był nader dokładny — nie dodał tylko, że oprócz uzbrojenia stracili też sporo przestrzeni magazynowej. Magazyny amunicji zawsze byty problemem, zwłaszcza w przypadku mniejszych okrętów, jak lekkie krążowniki czy niszczyciele, ponieważ rakiety z powodów konstrukcyjnych miały spore rozmiary. Nic dziwnego, że na pokład można było zabrać ściśle określoną ich ilość skoro zdecydowano się więc na zdjęcie dwóch trzecich wyrzutni rakiet, skorzystano z okazji, by zredukować także magazyny amunicyjne. Dzięki temu zdołano wcisnąć na pokład cztery dodatkowe wyrzutnie torped energetycznych.

Z trudem opanowała się, by nie zacząć warczeć, słysząc pytające mruknięcie Nimitza. Treecaty miały aparaty głosowe całkowicie uniemożliwiające posługiwanie się artykułowanymi dźwiękami, co im niezbyt przeszkadzało — porozumiewały się głównie drogą teleempatyczną. Zmysłu tego dotąd nie udało się dokładniej poznać i wielu ludzi nie doceniało inteligencji tych istot. Honor podejrzewała, że Nimitz, zawsze doskonale wyczuwający jej nastroje, znał ją lepiej niż ona sama siebie, toteż opanowała się i podrapała go po podgardlu. A potem wróciła do spaceru po kabinie.

W sumie sprawa była prosta — stała się ofiarą Upiornej Hemphill i jej popleczników i nie pozostało jej nic innego, jak próbować rozpaczliwie maskować efekty ich głupoty. Problem sprowadzał się do tego, iż wśród taktyków Królewskiej Marynarki istniały dwie szkoły: tradycyjna, której przewodził admirał Hamish Alexander, i „jeune ecole”, na czele której stała admirał Eskadry Czerwonej lady Sonja Hemphill zwana Upiorną. Alexander (i Honor) uważali, iż niezależnie od rozwoju uzbrojenia, jedynie naprawdę radykalny przełom, który dotąd nie nastąpił, uzasadniałby zmianę podstawowych zasad taktycznych. Jak dotąd, nowe rodzaje broni sprawdzały się najlepiej dostosowane do istniejących koncepcji taktycznych, naturalnie z uwzględnieniem dodatkowych możliwości, jakie niosły rozwiązania techniczne poszczególnych typów broni. I tak też będzie w przyszłości, chyba że ktoś wymyśli broń przebijającą ekran. Hemphill i jej zwolennicy wierzyli, że broń determinuje taktykę, i technika, stosowniej użyta, dezaktualizuje historyczne analizy. Niestety, względy polityczne spowodowały, iż obecnie coraz więcej do powiedzenia miała Upiorna Hemphill i jej wynalazcy od siedmiu boleści.