Odebrał połączenie i na ekranie pojawiła się twarz młodszego brata.
— Cześć, Hamish — odezwał się czcigodny William MacLeish Alexander.
— Witaj, Wilie. — Alexander odchylił oparcie fotela i rozsiadł się wygodnie, zakładając nogę na nogę. — Czemu zawdzięczam tę przyjemność?
— Swojej komandor Harrington. — William szybciej niż zwykle przeszedł do rzeczy.
— Mojej? — zdziwił się uprzejmie Alexander.
— Nie musisz udawać takiego zaskoczonego — wyszczerzył się radośnie Willie. — Puszyłeś się wystarczająco, kiedy zaczęła rozrabiać w systemie Basilisk.
— „Puszyłeś się” to takie prymitywne słowo — skrzywił się Alexander i wybuchnął śmiechem. — Choć przyznaję, że podobają mi się jej poczynania i raz czy dwa powiedziałem to głośno.
— I tak dobitnie jak się tylko dało, jeśli w zasięgu słuchu był jakiś liberał czy postępowiec — zgodził się William.
— Nawyk rodzinny. A co konkretnie zacząłeś o niej mówić?
— Robię za emisariusza w imieniu mego szacownego premiera — odparł lekko William, ale ton jego głosu sugerował, że sprawa jest poważna. — Wiedziałeś, że Klaus Hauptman pofatygował się osobiście, żeby wymusić na niej zaprzestanie kontroli?
— Nie wiedziałem. — Alexander nawet nie próbował ukryć niesmaku. — Chociaż powinienem się tego po gnidzie spodziewać. Jakoś wątpię, żeby mu się udało.
— I rzeczywiście się nie udało. Tak na marginesie: chciałbym wiedzieć, skąd wiedziałeś, że tak będzie.
— Gdyby Harrington należała do ludzi podatnych na presję, już by się ugięła. Przeglądałem sobie regularnie raporty Jima Webstera i nie mam wątpliwości, że gdyby była głupia, nie zdołałaby dokonać tego, czego dokonała, a przy okazji wywołać takiego piekła. A tylko dureń nie wziąłby pod uwagę konsekwencji, przystępując do wykonania tego zadania. Skoro nie jest głupia i zdawała sobie sprawę z prawdopodobnych reakcji na swe poczynania, to znaczy, że wszystko zaplanowała, zanim weszła na tę minę.
— Mina to całkiem trafne określenie — zgodził się Willie niespodziewanie poważnie. — Gdyby zrezygnowała, szlag mógłby trafić znacznie więcej niż tylko jej karierę.
Alexander nie odezwał się, uniósł jedynie pytająco brwi, więc Willie wyjaśnił:
— Hauptman przed odlotem wykorzystał wszystkie sposoby nacisku, jakimi dysponował na miejscu. Z księciem nic nie wskórał, ale Janacek to zupełnie inna sprawa. Musiał wpłacić znacznie większe kontrybucje ich partiom, bo ma u liberałów większe wpływy niż sądziliśmy. Marisa oficjalnie nie może ustąpić ani o milimetr, nie doprowadzając do rozbicia rządu i utraty stanowiska, a przed tym ostatnim broni się pazurami. Natomiast tak ona, jak i Wallace przygotowali się, by naskoczyć na flotę całościowo za postępowanie w systemie Basilisk. Gdyby Harrington cofnęła się teraz, zrobiłaby z całego Królestwa kosmiczne pośmiewisko, najpierw wywołując międzyplanetarne incydenty z sąsiadami, a potem zaprzestając działań, które te incydenty wywołały.
Alexander prychnął pogardliwie.
— Dobra, obaj wiemy, że to zwykle pieprzenie. — Willie uśmiechnął się chłodno. — Nigdy dotąd nie protestowali, a pretensje do Harrington za przywrócenie dotychczasowego stanu rzeczy równocześnie z krytykowaniem jej za jego wcześniejsze naruszanie są równie głupie, co nielogiczne. Tyle że liberałowie nigdy nie błysnęli logiką w całym podejściu do sprawy terminalu Basilisk, a gdyby teraz darli się wystarczająco głośno i długo, wywołaliby stosowne zamieszanie, zwłaszcza wśród niezaangażowanych parów. Być może przeciągnęliby na swoją stronę także premiera, który mógłby uznać, że Harrington, ustępując pod presją, naraziła prestiż Królestwa. W sumie mogliby postawić wniosek o unieważnienie całego Aktu Przyłączenia.
— Dużo by im z tego przyszło!
— Zależy jak by się do tego zabrali i kogo nakłonili do pomocy. Na przykład, wszystko wskazuje na to, że przynajmniej pierwsze posunięcie gotów był wesprzeć High Ridge.
— High Ridge razem z Marisą i Wallacem? To ci dopiero przetasowanie.
— I to nie wróżące niczego dobrego dalszemu poparciu rządu przez konserwatystów — zgodził się William. — Sądzę, że to głównie sprawka Janaceka i North Hollowa. Harrington robi z dnia na dzień coraz większego durnia z Younga, a więc pośrednio też z Janaceka, ale nie o to chodzi. Problem w tym, że praktycznie wszystkie partie opozycyjne ostro zwierały szeregi i przygotowywały się do ruchu, oczekując, że Hauptman zmusi Harrington do uległości. W kata miał się zabawić Wallace: posunął się tak: daleko, że zgłosił się do oficjalnego pytania na następny miesiąc w kwestii „stanu spraw na placówce Basilisk”.
— No proszę! — Alexander uśmiechnął się ze złośliwą satysfakcją.
Oficjalne pytania były instytucją parlamentarną dającą opozycji szansę na wymuszenie na rządzie otwartej (i z zasady ostrej) dyskusji w kwestiach, o których ten wolałby się nie wypowiadać. Premier mógł odmówić odpowiedzi (przy poparciu Korony i przewodniczącego Trybunału Królewskiego) jedynie wtedy, gdy mogłoby to narazić bezpieczeństwo Królestwa Manticore. Nawet wówczas zresztą poszczególni członkowie parlamentu mieli możliwość debaty nad postawionym pytaniem na zamkniętej i utajnionej sesji. Potencjalnie była to niezwykle skuteczna broń, ale ten kij miał dwa końce — raz postawionego pytania zgodnie z niepisaną tradycją nie można było cofnąć. Nie mógł tego zrobić nawet jego autor, a czasami zgranie czasowe wydarzeń i pytania brało w łeb, jak choćby w tym przypadku.
— Niezgraby — ocenił zwięźle Alexander.
— Całkowite i dokumentne. A skoro pytania nie da się cofnąć, Harrington stworzyła nam idealną okazję, by przeforsować stosowne poprawki do Aktu. Ale jedynie w sytuacji, gdy pozostanie dowódcą placówki Basilisk, gdy pytanie oficjalnie stanie w parlamencie.
— Jim na pewno jej nie odwoła. A Janacek nie może, jeśli sprzeciwią się Jim i Lucien Cortez, a sądzę, że tak zrobią.
— A jeśli Young wróci na placówkę?
— A to jest inna sytuacja — zgodził się Alexander. — Jim i Lucien nie mogą go powstrzymać, podobnie jak Janacek nie może odwołać Harrington. Chyba że chcielibyśmy otwartej wojny z konserwatystami, którą zresztą i tak przegrają, bo w konfrontacji z Pierwszym Lordem Admiralicji muszą, albo zasada cywilnej kontroli nad wojskiem idzie się gwizdać.
— Tego właśnie się obawiałem — westchnął William; — Nasi ludzie w opozycji twierdzą, że High Ridge robi, co może, by North Hollow „zasugerował” synowi podwinięcie ogona i jak najszybszy powrót do układu Basilisk. Jeśli będzie musiał, to nawet bez okrętu.
— To nic nie da. Można powiedzieć, że jest on dowódcą w systemie Basilisk tylko dlatego, że przydzielono tam jego okręt.
— Mógłbyś może mówić bardziej zrozumiale? — zaproponował po paru sekundach przerwy Willie.
— Na tym zawsze polegał problem tej placówki. — Alexander uśmiechnął się złośliwie. — Oficjalnie nie istnieje „placówka Basilisk” w takim sensie, jak dajmy na to sektor Manticore, czy sektor Gryphon, a to dzięki treści Aktu i polityce Janaceka. Oznacza to, że dowódca placówki nie jest w tej samej sytuacji, co powiedzmy dowódca flotylli czy eskadry wydzielonej, którzy są odpowiedziami za wszystkie operacje w wyznaczonym rejonie i za poczynania wszystkich przydzielonych tam okrętów. Dzięki zamieszaniu, jakie towarzyszyło naszemu pojawieniu się w tym systemie teren i zadania placówki Basilisk nie zostały nigdy oficjalnie określone. Young działa przede wszystkim jako kapitan okrętu przydzielonego do tego obszaru, a dowódcą placówki został wyłącznie z tego powodu, że był tam najstarszym rangą oficerem Royal Manticoran Navy. Inaczej rzecz ujmując: jego „obszarem dowodzenia” jest HMS Warlock, a zasięg jego władzy ograniczony jest miejscem fizycznego przebywania krążownika. Gdyby przeniósł się na HMS Fearless, odsyłając Warlocka, co powinien zrobić, nikt nie miałby nic przeciwko temu. Ale skoro tego nie zrobił i wydał stosowne rozkazy Harrington, tym samym przekazał jej dowodzenie placówką i zrzekł się władzy nad nią,aż do chwili swego powrotu, ale tylko na pokładzie Warlocka. Oficjalnie nie może wrócić bez okrętu, bo będzie to równoznaczne z dezercją. Chyba że Lucien wyda mu inne rozkazy. A ja mogę dopilnować, by Jim stał się w tej kwestii niezwykłym wręcz formalistą, gdyby Young spróbował je uzyskać.