Honor nie całkiem rozumiała błysk w oczach Matsuko, gdy ta wdała się w spekulacje na temat sytuacji politycznej w parlamencie. Nie znała się na niuansach politycznych machinacji — w Królewskiej Marynarce (jak zresztą w każdej) podległość służbowa była jasno określona niezależnie od walki o wpływy między rozmaitymi grupami. Dama Estelle natomiast doskonale orientowała się w bizantyjskich zgoła regułach gry zwanej polityką i była przekonana, że zanosi się na coś skomplikowanego i drastycznego, co nie wróżyło dobrze hrabinie Marisie. Po dłuższym wykładzie Honor była w stanie zrozumieć podstawy. Hrabina Marisa jako jeden z liderów opozycji była ministrem tylko dlatego, że Medusa tradycyjnie pozostawała w obszarze wpływów Partii Liberalnej jako coś w rodzaju qui pro quo — pozostałość po walce parlamentarnej związanej z przyłączeniem układu Basilisk. Istniały jednak granice swobody jej decyzji — w końcu wchodziła w skład rządu i jeśli pozwoliłaby sobie na zbyt wiele, skończyłoby się to utratą stanowiska. Wychodziło na to, że właśnie dotarła do tej granicy, ponieważ jej emisariusz przybył tu z „sugestiami”, nie zaś z poleceniami.
Pani gubernator miała te sugestie gdzieś, a w opinii Honor wszystkie one były wariacjami jednego tematu: Dama Estelle powinna pamiętać o ważnej roli, jaką w Królestwie Manticore odgrywały wielkie firmy kupieckie, i starać się o „bardziej pojednawczy ton” w stosunku do nich oraz próbować „mediacji w wypadkach zbyt rygorystycznego stosowania przepisów handlowych przez Królewską Marynarkę”. Powinna też mieć na względzie „zgodne z prawem obawy karteli dotyczące nagłych zmian w sposobie stosowania tychże przepisów”. Nade wszystko zaś powinna „pamiętać o czasowym charakterze naszej obecności na planecie” i w związku z tym unikać jakichkolwiek akcji mogących rozgniewać tubylców lub tych, którzy pewnego dnia — będą z nimi handlowali jako z partnerami. No i ma się rozumieć „powinna czynić wszelkie wysiłki by zapobiec zbytniej gorliwości” w wykonywaniu rozkazów przez obecnie dowodzącego placówką Basilisk oficera władającego resztą systemu. W opinii Honor był to zwykły szantaż, tylko ubrany w pięknie brzmiące, puste frazesy i całkowicie pozbawiony realnej groźby. A co ważniejsze, nastąpił w najgorszym możliwym momencie, bowiem emisariusz zjawił się mniej niż dziesięć minut po wizycie Matsuko w szpitalu, gdzie właśnie zmarł kolejny ciężko ranny w wybuchu laboratorium policjant. Omal nie urwała nieszczęśnikowi głowy i odesłała go z dokładnym opisem ostatnich przypadków naruszania prawa na terenie Protektoratu Jej Królewskiej Mości Medusa. Oraz, jak poinformowała Honor z ponurą satysfakcją, z raportem, w którym. napisała wyraźnie, że odkrycie tych przestępstw stało się możliwe jedynie dzięki: „pełnym poświęcenia, uporu i w pełni profesjonalnym działaniom komandor Harrington i załogi HMS Fearless podejmowanym zarówno samodzielnie, jak i w pełnym współdziałaniu z Agencją Ochrony Tubylców”. W tych okolicznościach, konkludowała pani gubernator, nie ma zamiaru powstrzymać, lecz raczej w pełni popierać i wspomagać wszelkie poczynania komandor Honor Harrington w każdy możliwy sposób. Naturalnie, jeśli rząd Jej Królewskiej Mości nie pochwala jej decyzji, gotowa jest złożyć rezygnację.
Fakt, iż emisariusz nie był przygotowany na ewentualność złożenia przez nią rezygnacji, w opinii Estelle Matsuko potwierdzał jej wniosek, iż hrabina Marisa miała kłopoty. Honor nie była tego taka pewna, ale biorąc pod uwagę niespodziewane poparcie w Admiralicji, być może pani gubernator miała jednak rację… Problemem podstawowym było jednak to, że poparcie mogło zniknąć, jeśli nie uda się jej i Matsuko złapać winnych produkcji narkotyków (i karabinów skałkowych) albo udowodnić w inny sposób, że powstrzymały raz na zawsze ich działalność. A prawda wyglądała nieciekawie — od odlotu kuriera z emisariuszem i Hauptmanem na pokładzie nie posunęły się ani o krok naprzód. Honor odchyliła oparcie fotela, założyła nogę na nogę i złączyła palce dłoni pod brodą, dumając, co jeszcze mogłaby zrobić. Albo może zrobić. Nimitz spał w najlepsze na oparciu.
Nielegalne podłączenie do kolektorów było ślepym zaułkiem. To znaczy: nie miała wątpliwości, że zostało zainstalowane fabrycznie lub w trakcie montowania kolektora na orbicie. Śledztwo, jakie zapoczątkował jej meldunek, na pewno zakończy się fiaskiem. Osoby za to odpowiedzialne były tak wysoko postawione i miały tyle czasu, że wszelkie ślady operacji dawno zostały zniszczone. A przy montażu prefabrykowanych elementów na orbicie brało udział zbyt wielu ludzi, by po latach dało się cokolwiek ustalić. Szansa na odnalezienie winnych była praktycznie żadna.
Matsuko miała natomiast rację w innej kwestii — podłączenie się do zapasowego kolektora rządowego wskazywało na niesamowitą pewność siebie stojącą w sprzeczności ze starannym maskowaniem laboratorium. Nie musieli czerpać energii akurat z tego kolektora — nie musieli w ogóle używać kradzionej energii z jakiegokolwiek kolektora, mogli wykorzystać własny geotermiczny generator czy zwykły hydrogenerator ukryty w pobliskich gorących źródłach. Energię przesyłaną wkopanym kablem na odcinku dwóch kilometrów naprawdę znacznie trudniej byłoby wykryć. Wyglądało to tak, jakby przeciwnicy mieli dwie osobowości: jedna ukrywała działalność z posuniętą do przesady ostrożnością, druga szła na niepotrzebne ryzyko, A mogła istnieć jeszcze trzecia, biorąc pod uwagę sposób wysadzenia laboratorium. Był to szczyt głupoty ze strony przestępców, bo wiadomym było, iż policja Agencji nie spocznie, nim nie znajdzie tych, którzy to zlecili. Tak działo się od zawsze w całym wszechświecie. Ten masowy mord wyglądał prawie jak wyzwanie i to mające spowodować jak najostrzejsze reperkusje. A to nie miało sensu — nie dość, że przestępcy zachowywali się absurdalnie, to na dodatek sama skala operacji była zbyt duża. Tym, o co im chodziło, na pewno nie były dochody ze sprzedaży narkotyków czy broni tubylcom, bo takich dochodów przy tej ilości po prostu nie mogli mieć. Wyglądało to raczej na tajną operację, tylko ani Honor, ani Matsuko nie były w stanie zrozumieć, co było jej celem. Zbrojenie tubylców przy równoczesnym dostarczaniu im narkotyku wywołującego skłonności do stosowania przemocy wskazywało na próbę wywołania powstania, a powodzenie takiego powstania było fizycznie niemożliwe, biorąc pod uwagę, jakie siły mogło w krótkim czasie posłać na planetę Królestwo Manticore. Prawda — masakra mogła być spora, ale większość ofiar ponieśliby tubylcy, a efektem byłby silny, stały garnizon zamiast uzbrojonych wyłącznie w lekką broń policjantów.
Chyba że organizatorzy (a starannie unikała przyznania, że najprawdopodobniej stoi za tym Haven) liczyli na inną reakcję. Zawsze istniała możliwość, że uczciwa masakra na Medusie zostanie wykorzystana przez liberałów i postępowców do wzbudzenia w parlamentarzystach stosownego obrzydzenia w celu przepchnięcia unieważnienia dotychczasowych aktów i doprowadzenia do całkowitej nieobecności przedstawicieli Jej Królewskiej Mości na planecie. Było to mało prawdopodobne, ale możliwe. Ale nawet w takim wypadku Królestwo nie wycofa się z systemu i nie zrezygnuje z terminalu, a co komu (nawet Haven) da usunięcie Agencji z Medusy? Musiało chodzić o coś innego, czego obie nie zauważyły, ale co nie pasowało do lokalnych przestępców, lecz do kogoś spoza Królestwa. Tego była pewna, choć nie mogła tego uzasadnić, podobnie jak nie bardzo domyślała się następnego posunięcia, ale to…