Выбрать главу

— Z prawdziwą przyjemnością, Nikos. — Isvarian jakby się ucieszył, po czym wstał i podszedł do holomapy. — Nie sądzę, byśmy stracili aż tyle na elastyczności, jak sądzisz. Nadal możemy zaplanować pozycje moich ludzi, a twoje dwa plutony rozbić na drużyny i przydzielić je do każdej mojej kompanii jako odwód szybkiego reagowania, zamiast próbować integracji sił.

— Coś podobnego przyszło mi do głowy. I można by… — Papadapolous przerwał i spojrzał przepraszająco na Honor. — Przepraszam, ma’am, szczegółami zajmiemy się obaj z majorem. Przed wieczorem będziemy mieli wstępny plan gotowy i wtedy go pani przedstawimy.

— Doskonale, majorze. — Honor wstała i uśmiechnęła się do obu majorów. — Jestem pod wrażeniem i wierzę, że ostateczny plan będzie równie dobry.

I skinęła na McKeona. Oboje wyszli z sali odpraw, a przez zamykające się drzwi dostrzegła jeszcze obu oficerów pogrążających się w ożywionej dyskusji.

ROZDZIAŁ XXIV

Porucznik Samuel Houston Webster mruczał do siebie melodyjnie, przekopując się przez stos rutynowych meldunków, rozkazów i wiadomości. Uświęcona tradycja wymagała, by każdy oficer łączności serdecznie nie cierpiał papierkowej roboty nieodłącznie związanej z tym stanowiskiem i Webster miał świadomość, iż pod tym względem odbija od normy, bo nigdy nie udało mu się przestać lubić tej części swych obowiązków. Fakt, były dni, kiedy żałował czasu, jaki mu to zajmowało, ale zawsze miło łaskotała mu ego świadomość, że jako jedyny na pokładzie wie tyle samo o tym, co dzieje się poza HMS Fearless, co kapitan. Poza tym, trudno było mu odmówić czegokolwiek kapitan, a sortował korespondencję dla niej, ustalając równocześnie stosowną kolejność.

Stukał w klawiaturę odruchowo, myśląc tak naprawdę o czymś innym i rutynowo jedynie sprawdzając, czy informacje po zdekodowaniu są czytelne. Kapitan była „dobre ludzie”, co w prywatnym słowniku Webstera stanowiło najwyższą pochwałę, a z dotychczasowych przełożonych zarobiło na nią doprawdy niewielu. I to nie dlatego, że Webster był dumny czy arogancki, ale dzięki świadomości, iż z powodu szczęśliwego przypadku urodzenia się w takiej jak jego rodzinie był praktycznie skazany na zostanie w przyszłości starszym rangą oficerem. Odkrył też, że pamiętając o tym, ma również skłonność do oceny swoich dotychczasowych dowódców na dwóch płaszczyznach.

Pierwszej dokonywał z perspektywy młodego oficera, chętnego do czerpania z ich wiedzy i doświadczeń; drugiej z punktu widzenia przyszłego oficera flagowego, którym zamierzał zostać. Ta druga była znacznie krytyczniejsza niż mógłby to sugerować wygląd porucznika Webstera.

Na przykład, bardzo rozczarował go komandor porucznik McKeon, który jako pierwszy powinien zorientować się, co planuje kapitan i jak jej w tym pomóc. W końcu był jej zastępcą. McKeon wreszcie zaczął zachowywać się właściwie, toteż Webster starannie zapamiętał, jak Honor to osiągnęła. Co prawda parokrotnie żałował, że nie ustawiła McKeona do pionu porządnym ruganiem, ale ostateczny rezultat był ten sam, a sposób, w jaki go osiągnęła, stanowił zupełną nowość.

Na swój sposób było to zabawne. RMN miała najrozmaitszych oficerów — Webster znał takich, od których ataków furii farba z kadłubów się łuszczyła. Kapitan Harrington była ich przeciwieństwem — nigdy nie podniosła głosu ani nie zaklęła (przynajmniej w jego obecności). Spokój ten, ma się rozumieć, jedynie kompletny kretyn mógł potraktować jako okazję do bezczelności czy lenistwa. Do Webstera dopiero po dłuższym czasie dotarło, że spokój tego typu jest znacznie skuteczniejszy, ponieważ o wiele częściej spotyka się wybuchowych kapitanów i takich właśnie zachowań spodziewają się podwładni. Wprawiło go to w spory podziw, który zwiększył się, gdy zrozumiał, w jaki sposób Honor utrzymuje wszystkich na dystans, nikogo przy tym nie obrażając i nikomu nie pozwalając zapomnieć, że to ona tu dowodzi. A równocześnie umiejętnie egzekwuje od wszystkich wykonywanie obowiązków. Wydawała się także wiedzieć o nich wszystko, czego potrzebowała, jak na przykład, że Cardones lubi, by zwracano się doń per „Rafe”, podczas gdy Webster, słysząc „Sam”, zaczyna się gotować. Śmiał wątpić, by takie informacje znajdowały się w ich aktach personalnych, toteż ciekawiło go niezmiennie, jak je kapitan zdobyła.

Na ekranie pojawiła się kolejna rozszyfrowana wiadomość i Webster znieruchomiał, czując jak brwi same podjeżdżają mu do włosów. Przeczytał ją uważnie i uśmiechnął się szeroko, a po chwili namysłu pokiwał głową i włączył ją jako ostatnią do kapitańskiej poczty. Co prawda, była to tylko rutynowa informacja, ale miał znacznie lepsze rozeznanie w cichej wojnie o wpływy toczącej się między rodami tradycyjnie służącymi w Królewskiej Marynarce niż ktokolwiek inny na pokładzie i był przekonany, że informacja ta poprawi humor Honor. Jeśli nie na tydzień, to przynajmniej do końca dnia. Zadowolony z siebie i nadal uśmiechnięty zabrał się za kolejny rozkaz.

Honor siedziała także przy komputerze, choć w swojej kabinie, gdzie było znacznie ciszej i spokojniej niż na mostku. Przeniosła się tu celowo z sali odpraw, w której spędzała zbyt wiele czasu; świadomość, że kapitan jest za sąsiednimi drzwiami, nie wpływała dobrze na samodzielność młodszych oficerów. Teraz, gdy zachowanie McKeona zaczęło wracać do normy, nie było to już potrzebne. Przez ostatnie półtora tygodnia poczynili oboje ogromne postępy i choć sytuacja nie była jeszcze w pełni normalna, jako że zbyt wiele czasu stracili, by stanowić całkowicie zgraną parę, codzienne problemy okrętu mogła spokojnie pozostawić w całości pierwszemu oficerowi. Dzięki temu miała więcej czasu na „zadania domowe”, których nikt poza kapitanem nie mógł wykonać.

Skończyła czytać cotygodniowy meldunek techniczny komandor Santos, zatwierdziła sugestie jej i McKeona dotyczące kilku drobnych problemów i zrobiła sobie przerwę, przecierając oczy. Drzwi od jadalni otworzyły się i w kabinie zjawił się MacGuiness z kubkiem świeżego kakao, zupełnie jakby czytał w jej myślach.

— Dziękuję, James — uśmiechnęła się i upiła łyk.

— Nie ma za co, ma’am — odparł z uśmiechem i zniknął równie cicho, jak się pojawił.

Upiła kolejny łyk, przygotowując się duchowo do ponownego zazębienia się w raporty, gdy rozległ się sygnał interkomu.

— Tak?

— Oficer łącznościowy, ma’am — zameldował Marine trzymający wartę przed drzwiami kabiny.

Honor skrzywiła się — nie dlatego, że miała zobaczyć Webstera, lecz dlatego, że jego przybycie oznaczało stertę nowych rozkazów, informacji i innej korespondencji.

— Wejdź, Samuel — poleciła i otworzyła przyciskiem drzwi.

Webster wmaszerował z elektrokartą pod pachą, oddał honory i wyciągnął ku niej to, co przyniósł.

— Dzienna…

— …korespondencja — dokończyła kwaśno.

— Tak jest, ma’am — uśmiechnął się promiennie. — Nie ma niczego pilnego.