Выбрать главу

— Przepraszam za pobudkę, ale sprawa jest poważna i ważna — głos Matsuko był prawie przestraszony i Honor momentalnie otrzeźwiała do reszty.

— Co się stało?

— Mamy nowe informacje. Konkretnie dwie. Jedna sprzed dwóch dni była tak ogólna, że zdecydowałam się poczekać, nim ci ją przekażę. Barney właśnie uzyskał drugą i razem stanowią czytelną całość — wyjaśniła pani gubernator, a widząc przytakujący gest Honor, ciągnęła dalej. — W środę złożył mi wizytę Gheerinatu, wódz jednego z klanów nomadów. Nie lubi miast-państw jak oni wszyscy, ale dwa lata temu pomogliśmy mu, więc poczuwa się. Widzisz, nomadzi migrują z półkuli na półkulę wraz ze stadami w zależności od pór roku. Jego klan złapał wczesny sztorm, gdy przekraczali rzekę w delcie. Uratowaliśmy większość z nich i połowę ich stad przed utopieniem się w nagłej powodzi i zostaliśmy przyjaciółmi. Jego klan pochodzi z północy i stanowi część tak zwanej federacji Hyniarch. Teraz zbliża się zima, więc wędrują na południe, ale on ma krewnych wszędzie na północnej półkuli. Wpadł, by przekazać mi informację uzyskaną od jednego z nich, żyjącego w pobliżu Massybacks. W dosłownym przekładzie brzmi ona tak, że delta byłaby nierozsądnym miejscem do spędzenia zimy tak dla Gheerinatu, jak i dla jego stad. To pierwszy sygnał, jaki otrzymaliśmy od tubylców, i nader niekonkretny, dlatego zdecydowałam się poczekać. Chcesz mówić dalej, Barney?

— Jak najbardziej. — Isvarian spojrzał prosto w kamerę. — Jestem w klinice Agencji w Dauguaar nad rzeką Three Forks, czyli w najdalej na północ położonym mieście-państwie. Co oznacza, że leży ono także najbliżej Massybacks. Rano otrzymaliśmy informację, że przed bramą zemdlał nomad, którego straże dostarczyły do kliniki. Dyżurny lekarz rozpoznał poważne zatrucie mekohą; pacjent był w stanie agonalnym — ostatnie stadium nałogu. Lekarz zauważył też coś innego: nietypowy pas tubylca. Gdy sanitariusze wynosili go z sali, zainteresował się nim bliżej i w przypominającej skórę ładownicy znalazł ołowiane kule. Tubylec miał też róg z prochem, ale nie miał karabinu. Lekarz słusznie postąpił, zawiadamiając mnie natychmiast o odkryciu. Zjawiłem się najszybciej jak mogłem, a Fritz przyleciał ze mną, bo chciał zobaczyć, jak wygląda ofiara mekohy w stanie agonalnym. Większość wieczoru spędziliśmy we dwóch przy łóżku umierającego, słuchając jego majaczeń. Zmarł dziesięć minut temu. Mekoha nie pozostawia wiele z inteligencji na tak zaawansowanym etapie nałogu, a na dodatek u niego podziałała też na zdolność mowy, więc trudno go było zrozumieć. A i tak to, co zrozumiałem, solidnie mnie wystraszyło. Ciągle mówił o nowej broni, czyli o karabinach, i o jakimś szamanie nomadów, którego „dłonie pełne są świętej mekohy”. To cytat dosłowny.

— O, szlag! — westchnęła odruchowo Honor.

— To nie koniec, ma’am — ostrzegł Barney. — Oznacza to, że ten cały szaman, kimkolwiek by nie był, ma kontakty tak z producentami narkotyku, jak i broni, przy karkołomnym założeniu, że to nie ta sama grupa. Uważam, że można przyjąć, iż tak właśnie jest. Według tubylca szaman miał wizję, ma się rozumieć zesłaną przez bogów. Głosi ona, że najwyższy czas przepędzić ludzi ze świętej ziemi Medusy i by tego dokonać, bogowie dali mu tę magiczną broń. Ciekawostką jest, że nie wszyscy ludzie są źli, niektórzy służą bogom i należy ich traktować ze czcią i szacunkiem; to oni zresztą są źródłem „świętej mekohy”. Mówiąc krótko: szaman zbiera armię złożoną z nomadów i uzbraja ją w skałkówki, obiecując, że po przegnaniu złych ludzi (albo też stosownym złożeniu ich w ofierze) dobrzy dadzą im jeszcze cudowniejszą broń i tyle mekohy, żeby mogli się zaćpać, kiedy tylko zechcą.

Isvarian skończył; widać było po nim zmęczenie i strach. Honor przygryzła wargę. Milczenie, długie i ciężkie, przerwała dopiero Matsuko Estelle.

— Wreszcie wiemy, na czym stoimy: to nie jest działalność kryminalna, tylko celowe organizowanie masowego powstania tubylców w celu pozbycia się obecności Manticore z planety.

— Haven — Honor i Barney powiedzieli to równocześnie i umilkli zaskoczeni.

— Tak też w pierwszym momencie pomyślałam, ale ponieważ jest to takie oczywiste, być może tak wcale nie jest, choć z drugiej strony, nie przychodzi mi do głowy nikt inny, kto mógłby mieć taki cel i stosowne do jego realizacji możliwości. Na dodatek Haven od początku twierdzi uporczywie, że nie mamy żadnych praw i żadnej władzy na Medusie.

— Sądzę, że to mogłoby być Imperium Andermańskie. — Honor potarła czubek nosa. — Gustaw XI nie miałby nic przeciwko uzyskaniu panowania nad Basiliskiem, a bez trudu mógł sobie wykombinować, że będziemy automatycznie podejrzewać Haven. Tylko że obojętne jak się staram, nie potrafię w tę teorię uwierzyć, tym bardziej, że od paru lat interesuje go głównie podbój Konfederacji Silesiańskiej. Na dodatek bardziej powinien interesować się Federacją Midgard niż nami, bo stanowić ona może realne zagrożenie dla Imperium. Ruch tego typu może doprowadzić do konfliktu z nami, a to jest ostatnia rzecz, jakiej Imperium powinno sobie życzyć, mając na względzie konfrontację z Silesią i jej sojusznikami.

— A kto inny wchodzi w grę? Jakiś pojedynczy system planetarny w okolicy? — spytała bez przekonania Estelle.

— Wątpię, wszyscy robią, co mogą, żeby nie zwracać na siebie uwagi Haven, a poza tym na co któremuś z nich planeta w innym systemie i to akurat Medusa?

— Dobrze, ale po co Medusa jest potrzebna Haven? — odezwał się Isvarian.

— Nie jestem do końca pewna. — Honor energicznie potarła nos. — Haven chodzi o terminal i nie bardzo rozumiem, w jaki sposób może im w jego zdobyciu pomóc przepędzenie nas z Medusy czy usadowienie się samemu na planecie. Natomiast to, że nie potrafimy się tego domyślić, nie oznacza, że faktycznie tak nie jest.

— Obawiam się, że muszę się z tobą zgodzić — westchnęła Matsuko. — Tylko powstaje problem: ponieważ nie możemy znaleźć logicznego powodu ich działań, muszę mieć niepodważalny dowód, że to oni, nim wystąpię z jakimkolwiek zarzutem czy oficjalną skargą.

— Fakt. — Honor przestała trzeć nos i spojrzała na Barneya. — Potrzebujemy więcej informacji. Wiemy na przykład, skąd przybył ten tubylec?

— Dokładnie nie. Sądząc po dialekcie i ozdobach stroju, oddalił się od domu spory kawał albo na piechotę, albo wierzchem na jehrnie. Sądzę, że pochodził z płaskowyżu Massyback albo z rejonu na południe od niego. Czyli z terenów leżących siedemset do ośmiuset kilometrów na północ od delty.

— Mógł przejść taką odległość w tym stanie? Isvarian potrząsnął głową i spojrzał na Montoyę, który odparł:

— Niemożliwe, ma’am. Co prawda nie jestem specjalistą, ale rozmawiałem z tutejszym lekarzem; biorąc pod uwagę szybkość, z jaką nastąpił zgon, i ogólny stan pacjenta, ostatnią fajkę wypalił nie później niż dwadzieścia do trzydziestu godzin wcześniej.