Honor z trudem powstrzymała się od głośnego przeklinania — rzadko miała na to ochotę, ale teraz najchętniej poklęłaby długo i soczyście. Nie zajmowała się polityką — nie rozumiała jej i nie lubiła, ale pojmowała obecny dylemat, przed jakim stanął książę Cromarty i jego rząd. Z jednej strony, nieustępliwy sprzeciw liberałów i postępowców przeciwko wysokim wydatkom na zbrojenie, z drugiej realne zagrożenie ze strony Ludowej Republiki Haven z trzeciej oznaki świadczące, iż tak zwani „Nowi” skłaniają się ku chwilowemu sojuszowi z liberałami. Książę Allen został zmuszony do ściągnięcia jako przeciwwagę do swego obozu konserwatystów. Co prawda, wątpliwym było, by zostali w nim długo — ich ksenofobiczny izolacjonizm i protekcjonizm stały w fundamentalnej sprzeczności z programami centrystów czy lojalistów, zwłaszcza w kwestii wojny z Haven, którą obie strony uważały za nieuniknioną. Konserwatyści przynajmniej akceptowali konieczność militarnych wydatków, a wiedząc, że są mu obecnie niezbędni, zażądali słonej ceny. Chcieli objąć ministerstwo wojny i książę Allen nie miał wyjścia — mianował Pierwszym Lordem Admiralicji Sir Edwarda Janaceka. Co prawda Janacek był cywilnym zwierzchnikiem marynarki wojennej i to podległym ministrowi wojny, ale stanowisko to było nadrzędne w stosunku do wszystkich innych admirałów.
Janacek w swoim czasie także był admirałem i to mającym reputację twardego i zdeterminowanego, ale przede wszystkim był tak reakcyjnym, starym ksenofobem, że większego ze świecą by szukać. Należał do grupy, która niegdyś sprzeciwiała się przyłączeniu terminalu Basilisk, argumentując, że posunięcie takie „zantagonizuje sąsiadów” (czytaj: jest to pierwszy krok na drodze do awanturnictwa w polityce zagranicznej). Honor z natury była zwierzęciem apolitycznym, ale jedna rzecz nie ulegała dla niej wątpliwości: tylko centryści rozumieli, że rosnący ekspansjonizm Haven musi nieuchronnie doprowadzić do konfliktu, toteż należy się zawczasu do tego przygotować. Konserwatyści woleli schować głowę w piasek i poczekać, aż zagrożenie minie, ignorując prostą prawdę, iż wypięty tyłek zawsze stanowi doskonały cel. Ich jedyną zaletą była akceptacja konieczności posiadania silnej marynarki wojennej, która strzegłaby ich drogocennej izolacji.
Najważniejsze obecnie dla niej i okrętu było jednak to, ze Hemphill była kuzynką Janaceka, który w dodatku prywatnie nie lubił admirała Alexandra. Co gorsza, obawiał się on uporu, z jakim tradycjonaliści twierdzili, że agresywna ekspansja Haven będzie trwać do chwili powstrzymania jej siłą, czyli do wybuchu wojny. Poza tym Hemphill była admirałem Eskadry Czerwonej o najdłuższym prawie stażu. W Royal Manticoran Navy oficerowie flagowi dzielili się na dwie eskadry zgodnie ze starszeństwem: młodsi stażem należeli do Eskadry Czerwonej lub jak niegdyś nazywano istniejącą fizycznie formację, Eskadry Gryphon, starsi zaś do Eskadry Zielonej lub Eskadry Manticore. Formacje te dawno rozwiązano, ale nazwy i zasada pozostały w użyciu. Awans z jednej do drugiej eskadry zapewniały albo staż, albo promocja, a z tym lady Sonja nie powinna mieć kłopotów, mając za kuzyna Pierwszego Lorda. Zwłaszcza, gdyby była w stanie praktycznymi efektami podeprzeć swoje taktyczne teorie. I to właśnie było powodem, dla którego Hemphill wybebeszyła krążownik Honor.
Tym razem opanowanie zawiodło — Honor warknęła i kopnęła stołek na drugi koniec kabiny, co przyniosło jej naturalnie chwilową ulgę, po czym padła na fotel i przyjrzała się nieżyczliwie ekranowi. Jej okręt — nagroda za pierwszą lokatę na kursie taktycznym prowadzonym przez admirała Courvosiera. Tak wyglądała jedna strona medalu. Druga była mniej przyjemna — Fearless był tajną bronią Hemphill w najbliższych manewrach floty. Tego najwyraźniej McKeon nie był świadom — inaczej podchodziłby do sprawy, wiedząc, jak zaszkodzi to reputacji okrętu i jego osobistej ocenie jako oficera. To wyjaśniało tajemnicę, jaką otoczona była modyfikacja (co wykorzystał Courvosier, by jej nie ostrzec). Upiorna Hemphill musiała zacierać rączki z zadowolenia, będąc pewną swego, gdyż problem polegał na tym, że w teorii cała sprawa miała sens. Napęd typu impeller tworzył nad i pod okrętem ekran ze sprężonych fal grawitacyjnych otwarty tak z przodu, jak z tyłu i po bokach. Rufowy otwór był płytszy, gdyż okręt teoretycznie mógł natychmiast osiągnąć prędkość światła. Teoretycznie, gdyż takie przyspieszenie zmieniłoby załogę w krwawą maź nawet przy wykorzystaniu najnowszych kompensatorów bezwładnościowych. Dlatego maksymalnym przyspieszeniem możliwym w zwykłej przestrzeni było nieco mniej niż sześćset g. Dodatkową zaletę tego systemu napędowego stanowiło to, iż żadna znana broń nie była w stanie przebić ekranu, co oznaczało, że zdolny do ruchu okręt z włączonym napędem był zabezpieczony całkowicie przed ostrzałem z góry i z dołu. Techniczne wymogi nakazywały, by rufa i dziób pozostały nieosłonięte, natomiast burty zabezpieczały osłony niejako „zaczepione” o ekrany. Nawet najpotężniejsze osłony wojskowego typu były znacznie słabsze od ekranów i mogły zostać przebite tak przez rakiety, jak i przez broń energetyczną. Ta ostatnia musiała mieć dużą moc i znaleźć się blisko celu (relatywnie rzecz biorąc) — skuteczny zasięg broni energetycznej nie przekraczał czterystu tysięcy kilometrów.
Wszystko to powodowało, że bitwy kosmiczne najczęściej (zwłaszcza jeśli były to bitwy flot) kończyły się taktycznymi remisami, niezależnie jak ważne strategicznie by nie były. Wystarczyło bowiem, by strona przegrywająca obróciła okręty o dziewięćdziesiąt stopni, kierując ku przeciwnikowi ekrany, by mogła spokojnie odlecieć, przerywając walkę. W razie próby zbliżenia zwyciężający ryzykował pełne salwy burtowe we własne, nieosłonięte otwory dziobowe, co skutecznie zniechęcało do podobnych manewrów. Spotkania krążowników, zwłaszcza w czasie rajdów, charakteryzowały się konkretniejszymi wynikami, lecz starcia flot lub eskadr okrętów liniowych przypominały taniec baletowy, w którym obie strony doskonale znają wszystkie kroki.
Taka sytuacja pozostawała niezmienna od ponad sześciuset standardowych lat — zmiany zasięgu, ulepszenia uzbrojenia czy wzmocnienie możliwości obrony przeciwrakietowej nie naruszały tego status quo, i to właśnie było nie do przyjęcia dla Hemphill i jej radosnej bandy technofilów. Przekonam byli, iż lanca grawitacyjna przyniesie przełom, i zdeterminowani byli tego dowieść.
Teoretycznie trudno było się z nimi nie zgodzić i w głębi duszy Honor żałowała, że nie mają racji, gdyż jako taktyk również nienawidziła krwawych, nierozstrzygniętych bitew. Celem było bowiem zniszczenie floty przeciwnika, a nie zdobycie jakiegoś terytorium, więc jeśli jego okręty nie zostały wyeliminowane z walki, oznaczało to konieczność prowadzenia blokady i wojny na wyniszczenie, co znacznie zwiększało straty i przedłużało konflikt. Lanca grawitacyjna miała szansę zmienić ten stan rzeczy, ale w przyszłości, nie zaś obecnie, jak twierdziła Hemphill. Owszem, była bronią zdolną przy trafieniu w osłonę wywołać drgania harmoniczne i w efekcie spalić generator (lub generatory) wytwarzające tę osłonę, ale przede wszystkim była bronią nową i niedopracowaną. Zajmowała olbrzymią ilość miejsca, charakteryzowała się niedużą szybkością prowadzenia ognia, słynęła z „humorów”, to jest nie zawsze chciała działać, mimo iż teoretycznie była sprawna, i przede wszystkim miała niewielki zasięg — w optymalnych warunkach maksimum sto tysięcy kilometrów.
I to właśnie według Honor stanowiło jej główny mankament, ponieważ aby uzbrojony w lancę okręt mógł jej użyć, musiał się zbliżyć do przeciwnika na jedną czwartą dystansu skutecznego ostrzału z broni energetycznej. Nie wspominając o tym, że rakiety miały zasięg do miliona kilometrów, a przeciwnik nie strzelał grochem. Uzbrojenie w lancę dreadnaughta czy superdreadnaughta miało jakiś sens z uwagi na dużą powierzchnię i silną konstrukcję tych okrętów, natomiast jedynie idiota (albo Upiorna Hemphill) mógł dojść do wniosku, że jest to sensowne posunięcie w przypadku lekkiego krążownika. Fearless nie był wystarczająco wytrzymały i dysponował zbyt słabą obroną antyrakietową, by przetrwać taki ostrzał, a na dodatek nie miał czym na niego odpowiedzieć, jako że zdemontowano większość wyrzutni rakiet i wszystkie ciężkie działa. Naturalnie: gdyby jakimś cudem znalazł się w zasięgu działania lancy i gdyby ta była uprzejma zadziałać, to przy tej ilości wyrzutni torped energetycznych, które z rozkazu Hemphill upchnięto na pokładzie, byłby w stanie rozstrzelać nawet superdreadnaughta. Natomiast gdyby lanca nie zadziałała torpedy byłyby równie skuteczne w ostrzale co jaja na miękko.