Выбрать главу

— Co?! — wymknęło się McKeonowi głośniej niż zamierzał i kilku bliżej siedzących odwróciło się ku niemu.

Natychmiast zresztą odwrócili się znowu — tym razem do swoich konsolet — pod lodowatym spojrzeniem szarych oczu pierwszego oficera. Dopiero gdy to nastąpiło, McKeon spojrzał pytająco na Honor.

— Gdzieś w pobliżu, podejrzewam, że zaledwie o parę godzin lotu w nadprzestrzeni, jest eskadra Ludowej Marynarki. Albo i cała wydzielona grupa uderzeniowa. Sirius leci na uzgodnione miejsce spotkania z nimi.

McKeon pobladł i wytrzeszczył oczy.

— To jedyne sensowne rozwiązanie. Narkotyki i broń miały wywołać powstanie tubylców skierowane przeciw enklawom, czyli przeciw ludziom. Miało być całkowitym zaskoczeniem i zaowocować masakrą, w której, jak pan słusznie zauważył, zginęliby także faktorzy republikańscy z północnych enklaw. Założę się, że Sirius oficjalnie jest przydzielony do jednej z nich — dodała z twardym błyskiem w oczach. — To by idealnie wręcz pasowało do reszty, nieprawdaż?

— W jaki sposób, ma’am? — McKeon nadal nic nie rozumiał i nie ukrywał tego.

— Próbują coup de main, by zdobyć planetę. Kapitan Siriusa „ucieka w popłochu” przed masakrą, będącą wynikiem powstania tubylców. Po drodze napotyka ichnie okręty odbywające w okolicy „rutynowe ćwiczenia”. Naturalnie opowiada o wszystkim dowódcy eskadry, a ten pod wrażeniem mrożących krew w żyłach opisów spieszy z pomocą obleganym ludziom, pragnąc uratować jak najwięcej istnień ludzkich, nieważne skąd pochodzących. Wysadza desant, tłumi powstanie, a zaraz potem ogłasza Medusę i system Basilisk własnością Haven, ponieważ Manticore właśnie udowodniło swą całkowitą niezdolność do utrzymania porządku i bezpieczeństwa na planecie, a więc lada chwila podobna sytuacja może wystąpić na terminalu.

— Obłęd! — McKeon zachowywał się jak ktoś próbujący przekonać samego siebie, a nie kwestionujący usłyszane właśnie uzasadnienie. — Przecież wiedzą, że im na to nie pozwolimy!

— Naprawdę?

— Muszą zdawać sobie z tego sprawę! Cała Home Fleet jest o jeden tranzyt stąd!

— Mogą być przekonani, że im się uda — zripostowała spokojnie, choć wcale tego spokoju nie czuła. — W parlamencie cały czas istnieje silny ruch przeciwny przyłączeniu systemu. Mogą sądzić, że odpowiednia ilość trupów i krwi połączona z ich obecnością da w końcu temu ruchowi wystarczającą siłę, by anulować Akt.

— Mowy nie ma! — warknął McKeon. — W życiu!

— Prawdopodobnie w tej kwestii się mylą, ale nie zapominajmy, że patrzą na całą sytuację z zewnątrz. Mogą nie zdawać sobie sprawy, jak nikła jest ta szansa, a być może doszli do wniosku, że i tak postawią nas przed faktem dokonanym, niezależnie od reakcji ksenofobów w parlamencie. Gdyby wszystko poszło tak, jak sobie zaplanowali, zakładając naturalnie, że się nie pomyliłam w kwestii ich ostatecznego celu, nie mielibyśmy żadnych podstaw podejrzewać, że są w sprawę wmieszani. Fearless byłby zbyt zajęty powstaniem na powierzchni: wysyłaniem pomocy i przyjmowaniem uchodźców, i najprawdopodobniej w ogóle nie zwrócilibyśmy uwagi na odlot Siriusa. Gdyby nawet, to przy wyłączonym napędzie nie mielibyśmy cienia szansy, by go dogonić. W obu przypadkach nie podejrzewalibyśmy prawdziwego celu jego lotu, toteż pojawienie się okrętów Haven byłoby dla nas kompletnym zaskoczeniem. A wtedy znaleźliby się w systemie planetarnym, zanim Home Fleet w ogóle zaczęłaby reagować, — Przerwała i zajęła się obliczeniami z szybkością i precyzją, które zaskoczyły McKeona, a gdy na ekranie manewrowym wyświetlił się wynik, wskazała go palcem i ciągnęła dalej: — Proszę spojrzeć: gdyby wyszli z nadprzestrzeni na granicy wektora, po którym obecnie porusza się Sirius, byliby zaledwie dwanaście minut świetlnych od Medusy. Przy zachowaniu minimum bezpieczeństwa przy wyjściu dotarliby na orbitę po trzech i pół godzinie, nawet przy prędkości superdreadnaughta. Od terminalu byliby jedenaście i trzy dziesiąte godzin świetlnych, a więc dolecieliby tam w dwadzieścia osiem godzin czterdzieści pięć minut. Gdybyśmy o niczym nie wiedzieli do momentu ich wyjścia z nadświetlnej, mieliby dość czasu na przygotowanie się na przyjęcie innych okrętów, zanim te zaczęłyby tranzyt.

— To byłoby wypowiedzenie wojny! — zaprotestował McKeon, blednąc.

— Może. Ale tylko wówczas, gdybyśmy wiedzieli, kto wywołał powstanie na planecie, a zrobili, co mogli, byśmy byli przekonani, że to nasi rodzimi kryminaliści. Analogicznie, zajęcie terminalu byłoby wypowiedzeniem wojny tylko wówczas, gdybyśmy spróbowali tranzytu i zostali ostrzelani. Jeśli dobrze domyśliłam się ich planów, to w nadprzestrzeni nie czekają duże siły. Gdyby naprawdę byli gotowi do wojny, nie potrzebowaliby pretekstu; po prostu przylecieliby tu, zniszczyli każdy nasz napotkany w systemie okręt i siedli na terminalu. Jeżeli jest to, jak podejrzewam, eskadra czy zespół uderzeniowy, to możemy ich stąd wykopać, nawet jeśli będą nas oczekiwać. Home Fleet poniesie poważne straty, ale oni stracą dosłownie wszystkie okręty, jakie tu będą, i muszą sobie z tego zdawać sprawę.

— W takim razie co oni myślą, że robią? — spytał średnio gramatycznie.

— Uważam, że mają nadzieję — odparła Honor cicho — na to, że nie będziemy ryzykowali konfrontacji i walki, wiedząc, że poniesiemy spore straty. Że zaczniemy negocjować i odkryjemy, że nasze społeczeństwo nie ma ochoty ginąć, by odzyskać system, którego część i tak nie chciała przyłączyć w pierwszym rzędzie. I jeżeli tak jest w istocie, na pewno użyją stosunkowo niewielkich sił; Rząd zawsze może się odciąć od poczynań dowódcy eskadry, twierdząc, że dał się on ponieść zrozumiałej trosce o ludzi masakrowanych na planecie i że przekroczył swoje uprawnienia. W ten sposób mogą wycofać się z twarzą, zwłaszcza jeśli nikt nie będzie wiedział, że to oni wywołali Meduzjańską Masakrę. Jeśli się spokojnie zastanowić, to tak właśnie musi być: wydarzenia na planecie to pretekst, bo władza tylko nad planetą niczego nikomu nie daje. Posiadanie drugiego terminalu Manticore Junction daje i to bardzo wiele. Nawet gdyby istniała tylko jedna szansa na pięćdziesiąt, czy z ich punktu widzenia nie byłoby to warte ryzyka? Jak sądzisz, Alistair?

— Byłoby. — Tym razem w głosie McKeona nie było śladu wahania.

— Pamiętaj, że mogę się mylić tak co do sił, jakie przeznaczyli do tej operacji, jak i do ich woli walki — uprzedziła Honor. — Ich flota jest większa od naszej i mogą sobie pozwolić na stratę w pierwszym starciu eskadry czy nawet dwóch liniowych, jeśli zadadzą one większe straty naszej flocie. I tak to będzie wyścig, by dotrzeć tu z Manticore przed nimi, nawet przy haśle Zulu. Wiadomość dotrze do sztabu floty za trzynaście i pół godziny, a Sirius będzie w nadprzestrzeni za dwie godziny pięćdziesiąt minut, powiedzmy, że trzy dla prostszego rachunku. Do miejsca spotkania dotrze w dwie do trzech godzin, bliżej byłoby ryzykowne, dalej bez sensu traciliby czas. Zakładając przyspieszenie osiągalne dla superdreadnaughtów, dotrą tu za dwanaście godzin, a na terminal za czterdzieści jeden, co pozostawia naszej marynarce dwadzieścia siedem i pół godziny na podjęcie akcji i dotarcie tutaj. Zakładając, że admirał Webster zareaguje natychmiast i wyśle to, co ma na orbicie Manticore, zostawiając jedynie niezbędną rezerwę dla osłony systemu, i nie nastąpi żadna zwłoka, zajmie im to…

Przerwała, biorąc się za obliczenia, ale McKeon był szybszy.

— Trzydzieści cztery godziny dla superdreadnaughta i trzydzieści, jeśli nie wyślą większych jednostek niż krążowniki liniowe, co byłoby niezbyt rozsądne — wycedził przez zaciśnięte zęby.

— Właśnie — przytaknęła. — Jeżeli będą gotowi by walczyć, mają ponad trzy godziny, by zaminować terminal, zająć dogodną pozycję i zgrać plan ostrzału, zanim Home Fleet zdąży przybyć. Co z kolei oznacza, że jedynym pewnym sposobem uniknięcia poważnej bitwy, a być może i wojny, jest powstrzymanie Siriusa przed osiągnięciem ustalonego punktu spotkania.