Koniec wiadomości”.
— Nagrana, ma’am. Mogę ją nadać, kiedy pani rozkaże.
— Dziękuję, poruczniku Webster. — Honor opadła na oparcie fotela i odczekała, aż prędkości obu jednostek się wyrównają, po czym poleciła: — Proszę ją nadać.
— Aye, aye, ma’am.
Krążownik i frachtowiec dzieliło prawie siedem koma siedem miliona kilometrów i wiadomość od Honor dotarła do frachtowca dopiero po dwudziestu siedmiu sekundach — dwadzieścia pięć przypadło na pokonanie pierwotnego dystansu i dodatkowe dwie na czterysta siedemdziesiąt jeden tysięcy, jakie Sirius w tym czasie zdążył przelecieć. Kapitan Johan Coglin wysłuchał jej z kamienną twarzą i spojrzał na świetlistą plamkę na ekranie manewrowym, która przestała zostawać w tyle, a zaczęła powoli się zbliżać, i nie odezwał się słowem.
— Brak odpowiedzi, ma’am — zameldował Webster. Honor przygryzła wargi i zmusiła się do spokojnego kiwnięcia głową, jakby tego właśnie oczekiwała. Podświadomie zresztą tak było, tylko nie chciała sama przed sobą przyznać, że Sirius się nie zatrzyma. Pewna była, że Johan Coglin nie jest kapitanem żeglugi handlowej, lecz marynarki wojennej, a w najgorszym wypadku rezerwy marynarki; władze Haven (jak zresztą nikt na ich miejscu) nie powierzyłyby tak delikatnego i kluczowego równocześnie zadania cywilowi. Wojskowy miał rozkazy i o zatrzymaniu się i poddaniu kontroli na pewno mowy w nich nie było. Wykonywał je, tak jak ona sama by wykonała, i tylko siłą mogła na nim wymusić inne zachowanie. Co prawda, nie miała specjalnej ochoty ostrzelać nieuzbrojonego frachtowca, ale jeśli Coglin się nie zatrzyma, nie da jej wyboru. Źle zrobiła, wysyłając wszystkie pinasy — powinna jedną zastąpić promem desantowym zaprojektowanym do takich zadań. Pinasa znacznie szybciej dogoniłaby frachtowiec, a przy jej pomocy można też było wysadzić na jego pokładzie grupę abordażową, nawet gdyby Sirius się nie zatrzymał — pinasy były do tego przystosowane. Zwłaszcza że miałaby w chwili wyprzedzania frachtowca prędkość ledwie o cztery tysiące kilometrów na sekundę wyższą. Po wysadzeniu desantu byłaby w stanie zwolnić na tyle, by przycumować do frachtowca i Zabrać grupę abordażową. Gdy zrozumiała, co się dzieje, nie do końca myślała logicznie — faktem też było, że gdy Sirius ruszył, nie miała czasu, by zmienić poprzednie rozkazy. Poza tym, że z punktu widzenia Matsuko czy Barneya na pewno było lepiej, że mieli do dyspozycji wszystkich Marines równocześnie. Natomiast nie ulegało wątpliwości, że powinna była sprawę przemyśleć i przygotować się na podobną ewentualność.
— Panie Webster?
— Tak, ma’am?
— Proszę nagrywać. „Kapitanie Coglin, jeśli nie zatrzyma pan swego statku, nie będę miała innego wyjścia, jak ostrzelać pańską jednostkę. Powtarzam: ma pan natychmiast wyłączyć napęd albo zacznę strzelać”. Koniec wiadomości.
— Nagrane, ma’am — w głowie Webstera słychać było z trudem tłumione napięcie.
— Proszę ją nadać natychmiast, panie Webster.
— Aye, aye, ma’am.
— Panie Cardones?
— Tak, ma’am?
— Proszę się przygotować do oddania strzału ostrzegawczego. Zapalnik będzie pan uprzejmy ustawić na detonację co najmniej pięć tysięcy kilometrów od Siriusa.
— Aye, aye, ma’am. Detonacja na pięć tysięcy kilometrów od celu.
— Dziękuję, panie Cardones.
Honor usiadła wygodniej i czekała, mając nadzieję, że Coglin posłucha głosu rozsądku.
— „…pańską jednostkę. Powtarzam: ma pan natychmiast wyłączyć napęd albo zacznę strzelać”.
Pierwszy oficer uniósł głowę znad konsoli i spojrzał pytająco na Coglina.
— Będzie jakaś odpowiedź, panie kapitanie?
— Nie będzie. I tak zacznie od przynajmniej jednego strzału ostrzegawczego, a im dalej będziemy, gdy zdecyduje się na coś poważnego, tym lepiej.
— Przygotować się do zwrotu, sir?
— Nie. — Coglin zastanowił się przez moment. — Utrzymamy kurs, ale odstrzelimy rufowe blachy. Proszę wykonać.
— Aye, aye, sir. Odstrzelić rufowe blachy.
— Brak odpowiedzi, ma’am — zameldował cicho Webster.
— Dziękuję, poruczniku. Panie Cardones za… — Honor urwała z napięciem, wpatrując się w ekran taktyczny, na którym widać było jakieś szczątki odlatujące od rufy frachtowca.
— Mam na…
— Widzę, panie Cardones — przerwała mu Honor i spojrzała na McKeona. — Co pan o tym sądzi, Pierwszy?
— Nie wiem, ma’am. — McKeon odtworzył nagranie i zmarszczył brwi. — Jakieś szczątki, ale pojęcia nie mam, co to takiego.
Cokolwiek by nie było, nie miało napędu i było zbyt małe na broń. Honor z namysłem wpatrywała się w ekran — czyżby Sirius pozbywał się jakiegoś inkryminującego ładunku?
— Proszę zapisać pozycję tych śmieci, panie Panowski — rozkazała. — Być może będziemy musieli później dokładniej je sprawdzić.
— Aye, aye, ma’am. — Panowski wstukiwał odpowiednie polecenie, wpisując kurs zagadkowych obiektów do pokładowego komputera.
— Jaka jest odległość i czas do celu, panie Cardones? — spytała po chwili Honor.
— Dwadzieścia pięć koma sześćdziesiąt dwie sekundy świetlne, ma’am. Czas dolotu sto dziewięćdziesiąt dwie koma osiem sekund.
— Doskonale, panie Cardones. Proszę dać strzał ostrzegawczy.
— Aye, aye, ma’am… rakieta odpalona.
Rakieta wystrzelona z wyrzutni numer dwa pomknęła z przyspieszeniem czterystu siedemnastu kilometrów na sekundę kwadrat. Mogła osiągnąć dwukrotnie większe przyspieszenie, ale zaprogramowano jej maksymalnie czterysta dwadzieścia pięć tysięcy g, by przedłużyć czas pracy silnika z jednej minuty do trzech, co nie tylko trzykrotnie zwiększało czas, w którym mogła manewrować, ale również ostateczną prędkość o prawie pięćdziesiąt procent. Jej pościg za nadal przyspieszającym frachtowcem nie wyglądał zbyt efektownie tym bardziej, że po trzech minutach od startu i w odległości ponad dziesięciu milionów kilometrów od krążownika silnik przestał działać z powodu braku paliwa i przy prędkości dziewięćdziesięciu trzech tysięcy kilometrów na sekundę rakieta stała się pociskiem balistycznym doganiającym cel bez możliwości manewrowania.
Kapitan Coglin obserwował to spokojnie — był pewien, że jest to strzał ostrzegawczy, a kurs pocisku był tego najlepszym dowodem. Zresztą nawet gdyby się mylił, od wypalenia się napędu rakiety miał prawie trzynaście sekund, by zrobić unik, a przez ten czas Sirius mógł przelecieć prawie dwieście czterdzieści tysięcy kilometrów. Co prawda, mógł zmienić kurs nie więcej niż o cztery kilometry na sekundę kwadrat, ale to i tak spowodowałoby chybienie, ponieważ rakieta nie mogła wykonać żadnego manewru. Nie okazało się to konieczne, więc spokojnie obserwował, jak go dogania i eksploduje, lecąc równolegle do frachtowca w odległości pięciu tysięcy kilometrów.
— Zagłuszanie gotowe, Jamal? — spytał, gdy na ekranie zgasł odległy blask termonukleamej eksplozji.
— Gotowe, sir — zameldował oficer taktyczny.
— Proszę pozostać w pogotowiu. Wątpię, by zdecydowała się stracić drugą rakietę na strzał ostrzegawczy, ale dopiero za dwadzieścia minut znajdziemy się w ich zasięgu, więc może się nudzić.