Podkomendni wykonali rozkaz i po paru sekundach.
Harkness został sam z ranną Mac Bride. Przyklęknął — przez przezroczystą osłonę hełmu widać było jej szarą twarz i zęby zaciśnięte tak mocno, że kości policzkowe wystawały niczym u surrealistycznej rzeźby. Nie krzyczała jednak, a oczy miała szeroko otwarte.
Nadusił panel medyczny jej skafandra, aplikując znieczulenie, i widać było, jak się wzdrygnęła, czując ulgę. Przestała tak zaciskać zęby i dopiero wtedy z przegryzionej wargi popłynęła krew.
Harkness poklepał ją niezgrabnie po ramieniu i przełączył się na ogólną sieć okrętu.
— Sanitariusz do wyrzutni numer dwa! — warknął. I mrugając gwałtownie, by powstrzymać łzy, wstał i zabrał się za dalszą walkę z oporną rakietą.
Dominica Santos zatrzymała się tuż przy wejściu do przedziału reaktora w dziobowej maszynowni i rozejrzała rozszerzonymi ze zdumienia oczyma. Powód, dla którego Manning nie był w stanie zdalnie wyłączyć reaktora, był oczywisty — ponad metrowej średnicy dziura o poszarpanych brzegach ziała w przeciwległej ścianie. Wszystko co w niej było, łącznie z wręgą, zostało przecięte jakby olbrzymią piłą łańcuchową. Z załogi żyła tylko jedna osoba i do tego została przyciśnięta wygiętym dźwigarem do podłogi. O tym, że żyła, świadczyły słabe ruchy rąk i przesunięcie hełmu w stronę Santos.
— Gdzie jesteś ranna, Earnhardt? — spytała Santos, podchodząc do pulpitu zapasowego sterowania.
— Nie jestem ranna, do diabła! — warknęła bardziej rozzłoszczona niż przestraszona Earnhardt. — Tylko nie mogę się wydostać spod tego złomu!
— Poczekaj chwilę, zobaczę, co się da zrobić — obiecała Santos, koncentrując się na wpisaniu odpowiednich poleceń komputerowi. — Na razie mam ważniejsze problemy.
— Wiem, cholera — mruknęła Earnhardt. — Wiem. Na ekranie komputera wyświetliły się czerwone dane o awarii. Santos zaklęła pod nosem. To, co zniszczyło główne systemy, musiało posłać niezłe przepięcie przez zapasowe — połowa danych była uszkodzona, a część plików w ogóle zniknęła. Poczuła, że ktoś stanął obok, i odwróciła głowę. Manning wpatrywał się w ekran z oszołomieniem.
— Jezu! — jęknął. — I co my teraz zrobimy?! Zamiast odpowiedzi przycisnęła jeden z przełączników. Nic się nie zmieniło. Spojrzała ze strachem na reaktor i wydało jej się, że czuje pulsowanie osłony siłowej, choć wiedziała, że to tylko złudzenie.
— Straciliśmy większość oprogramowania pola — wyjaśniła, odpinając zatrzaski mocujące panele techniczne. — Nie wiem, jakim cudem ono jeszcze istnieje. Straciliśmy także całe oprogramowanie dotyczące zasilania wodorem. On cały czas pracuje pełną mocą!
Manning przytaknął bez słowa, pomagając jej zdjąć kolejną płytę.
— Jeśli ilość plazmy przekroczy poziom krytyczny w niestabilnym polu… — Santos nie musiała kończyć, tym bardziej że padła na brzuch, by zajrzeć we wnętrzności pulpitu. — Mamy może pięć minut, zanim to wszystko wybuchnie w cholerę, a nie odważę się grzebać w tych warunkach w sterownikach pola.
— Może by odciąć dopływ wodoru? — zaproponował Manning.
— To wszystko, co możemy zrobić, ale będę musiała połączyć to na krótko ręcznie. Straciłam przecinarkę, jak ostatni raz dostaliśmy. Poszukaj mi innej i ze cztery… lepiej pięć uprzęży skokowych alfa siedem. Tylko szybko!
— Tak jest, ma’am. — Manning zniknął. A Santos, nie ruszając się z miejsca, spojrzała na wielki, czerwony przełącznik zamontowany w pobliżu na grodzi. Z dużym trudem zdołała oderwać od niego wzrok.
— Mostek, tu wyrzutnia dwa — głos w interkomie był zachrypnięty z wyczerpania. — Przeciągnęliśmy dwie głowice laserowe. Piąta i szósta w kolejce do odpalenia. Teraz przeciągamy następną.
— Wyrzutnia dwa, tu kapitan. Gdzie bosman? — spytała pospiesznie Honor.
— W drodze do izby chorych, skipper. Mówi Harkness, wyszło na to, że ja tu teraz dowodzę.
— Rozumiem. Postarajcie się przeciągnąć następną tak szybko, jak się tylko da.
Nim skończyła mówić, Cardones przeprogramował ładowanie i piętnaście sekund później pierwsza rakieta z głowicą laserową została wystrzelona z jedynej działającej wyrzutni dziobowej.
Mostek Siriusa przypominał przedsionek piekła — pełno w nim było dymu, iskier i trzasku pękającej elektroniki, czemu towarzyszyły wysoce śmierdzące opary. Johan Coglin omal nie zwymiotował pod wpływem chmury dymu wydobywającej się z płonącej izolacji. Ktoś wył, ktoś inny krzyczał, a wywracający wnętrzności kaszel Jamala zagłuszał większość innych odgłosów. Jamal zdołał w końcu zatrzasnąć hełm i uszczelnić go. Coglin poszedł za jego przykładem i po kilkunastu sekundach oczy przestały mu łzawić, a Jamal był w stanie wychrypieć:
— Straciliśmy kolejną betę… i…
Przez rzednący dym widać było, jak sprawdza coś na ekranie taktycznym. Coglin mógł myśleć prawie normalnie, co doskonale świadczyło o systemie filtracji powietrza skafandra.
— Obrona przeciwrakietowa solidnie oberwała, sir — dodał już tylko ochryple Jamal. — Straciliśmy cztery sprzężone działka i połowę instalacji radarowej.
Coglin zaklął — bez dwóch węzłów beta przyspieszenie spadło o prawie dziesięć procent: będą mieli szczęście, jeśli zdołają osiągnąć trzysta osiemdziesiąt g. Węzły alfa nadal były nienaruszone, co znaczyło, że mogą zrekonfigurować napęd na żagle, tylko nie wiadomo, jak długo pozostaną w tym stanie, skoro właśnie przestała istnieć połowa rufowej obrony przeciwrakietowej.
— Centrala kierowania ogniem? — spytał.
— Sprawna. ECM-y też działają, o ile tak to można nazwać…
— Odległość?
— Zbliża się do półtora miliona kilometrów, sir. Coglin skinął potakująco — przy nieosłoniętym dziobie skuteczny zasięg laserów wzrastał do miliona kilometrów, ale stracili jedno z dział pościgowych, a jego własna rufa była równie narażona na ostrzał co dziób HMS Fearless. Jeśli krążownik znajdzie się w zasięgu broni energetycznej… Cholera! Kiedy Harrington zorientuje się, że jego obrona antyrakietowa jest tylko w połowie sprawna, zrobi zwrot i wystrzeli pełną salwę burtową…
Zdusił kolejne przekleństwo — to się nie mogło zdarzyć! Niemożliwe, by jeden mały, stary, lekki krążownik mógł mu zrobić coś takiego!
— Myślę, że on ma kłopoty, Rafe — oceniła Honor, przyglądając się odczytom pasywnych sensorów. — Wydaje mi się, że właśnie mu zniszczyłeś większość systemów śledzenia rakiet.
— Mam nadzieję, skipper — głos Cardonesa chrypiał z wysiłku — bo zostały mi trzy pociski i…
— Mam cię! — ucieszyła się Santos, kończąc ostatnie połączenie i wysuwając się spod pulpitu.
Teraz trzeba było odciąć dopływ wodoru i…
Okręt równocześnie podskoczył i zatoczył się na burtę, i to tak gwałtownie, że podłoga najpierw uciekła jej spod nóg, a potem uderzyła się o nią. Bokiem hełmu rąbnęła o pokład i przez moment leżała ogłuszona, nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Gdy wróciła do przytomności i mrugając gwałtownie, odzyskała ostrość widzenia, okazało się, że był to moment, w którym stała się niezbędna. W próżni nie słychać klaksonów, toteż nie dotarł do niej dźwięk alarmu, za to momentalnie zobaczyła zmieniające się gwałtownie czerwone cyfry na ekranie stanowiska, spod którego wypełzła. Pole siadało błyskawicznie i nie miała czasu, by w jakikolwiek normalny sposób utrzymać poziom plazmy.